Paweł Kapusta: Kaczyński rusza na łowy, Tusk testuje lojalność [OPINIA]
Jarosław Kaczyński rzucił hasło o rządzie technicznym, Donald Tusk odpowiedział wnioskiem o wotum zaufania. Co tak naprawdę oznaczają te dwa ruchy w aktualnej, powyborczej rzeczywistości politycznej? Zawodnicy wagi ciężkiej ruszyli do walki o pełną pulę - pisze Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski.
Choć rząd koalicji 15 października formalnie nadal posiada większość w Sejmie, to zwycięstwo kandydata PiS w wyborach prezydenckich otworzyło Jarosławowi Kaczyńskiemu przestrzeń do stworzenia nowej politycznej narracji. Według niej, "społeczeństwo zmieniło zdanie", a obecny rząd nie ma już realnego mandatu społecznego do dalszego sprawowania władzy. To nie jest gra o konstytucję – bo realna władza wykonawcza wciąż należy do premiera i jego gabinetu – ale gra o percepcję. O wrażenie, emocje, symbolikę. Przecież sam Kaczyński powoływał się nie tyle na prawo, co zwyczaje – i to na nich próbuje budować wrażenie legitymacji.
W tym kontekście pojawia się propozycja powołania rządu technicznego – klasycznego politycznego haczyka rzuconego w kierunku potencjalnie niezadowolonych posłów i środowisk w obrębie koalicji rządzącej. "Rząd fachowców" brzmi niewinnie, a nawet atrakcyjnie – zwłaszcza gdy w koalicji pojawiają się wewnętrzne napięcia. To forma otwarcia furtki, subtelna sugestia: "a może da się inaczej?". Dziś nie musi to jeszcze wywołać turbulencji, ale może osłabić wewnętrzną spójność. A przecież tło już się pojawiło: poseł PSL Marek Sawicki mówił w poniedziałek po wyborach, że "jak koń słabo ciągnie, to się go wymienia", a marszałek Szymon Hołownia rzucił pomysł renegocjacji umowy koalicyjnej.
Sam postulat rządu technicznego to także forma publicznego upokorzenia Donalda Tuska. Chodzi o narzucenie nowego przekazu: premier nie daje rady, nie kontroluje sytuacji, powinien odejść. To niekoniecznie próba realnego przejęcia władzy – ale próba osłabienia pozycji Tuska, zarówno w oczach opinii publicznej, jak i wewnątrz koalicji. Nawet bez realnych skutków instytucjonalnych, polityczna erozja przywództwa może być wystarczająco groźna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawrocki zerwie się z uwięzi? Ekspert o różnych scenariuszach
Fakty są takie, że, poza Rafałem Trzaskowskim, największym przegranym wyborów jest Donald Tusk. Premier całkowicie stracił słuch społeczny oraz od półtora roku szefuje bezjajecznemu rządowi, który nie dowiózł nic konkretnego dla ludzi, niczego, co poruszyłoby masową wyobraźnię i masowo rezonowało.
Stąd właśnie pojawiające się głosy, że premier powinien odejść, podać się do dymisji. Ten, niejako w odpowiedzi zapowiedział złożenie wniosku o wotum zaufania dla swojego rządu. Chce nie tyle wzmocnić swój mandat, co zamknąć dyskusję o końcu aktualnego układu. Uzyskanie wotum zaufania ma być symboliczną i polityczną pieczęcią: mimo przegranej prezydenckiej, koalicja parlamentarna wciąż funkcjonuje, ma większość, działa.
Jednocześnie to ruch strategiczny – przejęcie inicjatywy i pokazanie przywództwa. Tusk wychodzi przed szereg, bierze odpowiedzialność, nie czeka, aż kryzys rzuci go ostatecznie na łopatki. Stawia pytanie o lojalność i testuje spójność. Każdy koalicjant będzie musiał się opowiedzieć jasno. W tle rozbrzmiewa pytanie: kto tak naprawdę chce kontynuować ten projekt?
Jeśli głosowanie zakończy się pozytywnie – a wszystko na to, mimo wszystko, wskazuje – premier zyska kilka miesięcy względnego spokoju. Każdemu, kto poprze rząd w głosowaniu, trudniej będzie się z tej decyzji później wycofać. Jeśli jednak wynik będzie negatywny (mało prawdopodobne, ale polityka zna niespodzianki), wtedy sytuacja się klaruje: rząd upada, Sejm szuka nowego premiera albo idziemy na wcześniejsze wybory.
Powyborcza Polska weszła w fazę ruchów wyprzedzających. Zarówno PiS, jak i koalicja rządząca wiedzą, że najbliższe tygodnie będą decydujące. Wygrają ci, którzy pierwsi narzucą własną narrację.
Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski