Rodziny obrońców Azowstalu nie mają pocięcia, gdzie są ich bliscy
W rozmowie z dziennikarzami CNN partnerki ukraińskich żołnierzy, którzy zostali schwytani podczas oblężenia Azowstalu, mówią, że wciąż nie znają aktualnego miejsca pobytu swoich bliskich. Rosjanie twierdzili, że przekazali te informacje bliskim. Okazuje się, że znów kłamali.
- Ostatni raz rozmawiałam z moim mężem 13 kwietnia. Potem jego towarzysze broni przysyłali mi SMS-y, że wciąż żyje. Od tamtego czasu nic więcej nie wiem – powiedziała w rozmowie z dziennikarzami Anna Iwlewa, żona Antona, żołnierza piechoty morskiej, który został ciężko ranny w trakcie walk. Kobieta dodała, że ukraińskie władze miały utrzymywać z nim kontakt, ale nic jej nie mówią.
- Wszyscy - rodziny, żony i matki - trzymamy się razem. Zawsze jesteśmy w kontakcie, całą dobę. Wymieniamy się wszelkimi dostępnymi wiadomościami, jesteśmy już jak rodzina - podkreśliła Iwlewa.
Nie jest znany los obrońców Azowstalu
Oblężony Mariupol znalazł się pod całkowitą kontrolą Rosji na początku maja wraz z kapitulacją Azowstalu. Nie jest jasne, ile ukraińskich żołnierzy znajduje się obecnie w niewoli. Rosyjskie wojsko twierdzi, że poddało im się ponad 2 tys. ukraińskich żołnierzy.
Zachód przestanie pomagać Ukrainie? "Ludzie nie zdają sobie sprawy"
Inna kobieta, która ze względów bezpieczeństwa prosi, aby nazywać ją "Janą", twierdzi, że ukraiński rząd nie dostarczył żadnych informacji o tym, gdzie może być jej partner, który jest żołnierzem piechoty morskiej i również walczył w Azowstalu.
- Ostatni kontakt mieliśmy 11 maja. Jakiś czas później Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża skontaktował się z matką mojego partnera. Powiedzieli jej tylko, że żyje. Nie wiadomo nic więcej na jego temat — powiedziała kobieta.
Czytaj także: "Sueddeutsche Zeitung": Perfidna gra Putina
Źródło: CNN
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski