Papież kontra heretycy

Jan Paweł II zażegnał największy kryzys Kościoła katolickiego od czasów reformacji

04.04.2005 | aktual.: 04.04.2005 10:21

13 stycznia minęła 10. rocznica usunięcia przez Jana Pawła II bp. Jacques`a Gaillota z diecezji Evreux. Francuski hierarcha przestał być ordynariuszem po tym, jak opowiedział się za błogosławieniem przez Kościół par homoseksualnych. Watykan potraktował Gaillota łagodnie - nie wykluczył go z Kościoła ani nie zakazał mu sprawowania funkcji kapłańskich. Francuz otrzymał tytularne biskupstwo Partenii, a w maju 1996 r. za zgodą papieża otworzył w Internecie pierwszą na świecie wirtualną diecezję. Sprawa Gaillota nie była jednak najpoważniejszym problemem teologicznym, przed jakim stanął papież z Polski. W zgodnej opinii zostawił on jednak Kościół o wiele bardziej zwarty niż jego poprzednicy.

Kiedy w 1994 r. tygodnik "Time" przyznał Janowi Pawłowi II drugi tytuł Człowiek Roku, historyk Paul Johnson w odredakcyjnym komentarzu napisał, że papież zażegnał największy kryzys Kościoła katolickiego od czasów reformacji. Rozpoczynając pontyfikat w 1978 r., Karol Wojtyła zastał Kościół osłabiony i podzielony. Największym problemem był kryzys tożsamości - wielu katolików zatraciło samoświadomość własnej wiary. Po Soborze Watykańskim II pojawiło się wiele fałszywych interpretacji soborowych dokumentów, które spowodowały dezorientację wśród wiernych. W krajach wysoko rozwiniętych nastąpiło gwałtowne załamanie się religijności, kościoły zaczęły pustoszeć, księża i zakonnicy masowo porzucali kapłaństwo, brak było nowych powołań, zanikła praktyka sakramentów, zwłaszcza spowiedzi. Pojawiło się wiele teorii, które niegdyś zostałyby nazwane herezjami.

Chrystus jako bolszewik

Największym zagrożeniem dla jedności Kościoła była wówczas teologia wyzwolenia, święcąca triumfy w Ameryce Południowej. Była to mieszanina chrześcijaństwa i marksizmu, głosząca "Chrystusa z karabinem na ramieniu" i postulująca walkę klas jako narzędzie naprawy ludzkości. Wielu latynoskich kapłanów zaangażowało się czynnie po stronie komunizmu, na przykład w partyzantce kolumbijskiej, jak ks. Camilo Torres, czy w rządzie nikaraguańskim, jak bracia Fernando i Ernesto Cardenalowie. Ten ostatni twierdził wprost, że rewolucja kubańska Fidela Castro wprowadza w życie to, co nakazuje Ewangelia, a wspólnym celem chrześcijaństwa i komunizmu jest zbudowanie Królestwa Bożego już na ziemi.

Ernesto Cardenal, mnich kontemplacyjny, a zarazem sandinowski minister kultury, pisał: "Często mówiłem, że jestem marksistą przez Chrystusa i Jego Ewangelię, że do marksizmu nie przywiodła mnie lektura Marksa, lecz Ewangelii. Jestem marksistą, który wierzy w Boga, naśladuje Chrystusa i jest rewolucjonistą dla Jego Królestwa". Według Cardenala, krytyka komunizmu była grzechem, a samo mówienie o istnieniu łagrów w ZSRR świadczyło o głębokiej niemoralności. Teologia wyzwolenia zdobywała zwolenników także wśród hierarchów. Meksykański biskup Sergio Mendez Arceo uważał, że "jedynym rozwiązaniem dla Ameryki Łacińskiej jest marksizm". Nic więc dziwnego, że w pierwszą podróż zagraniczną w 1979 r. Jan Paweł II wyruszył do Meksyku, gdzie podczas zgromadzenia generalnego Rady Episkopatu Ameryki Łacińskiej wypowiedział się na temat teologii wyzwolenia. Przypomniał, że Jezus nie był "działaczem politycznym, walczącym przeciwko dominacji rzymskiej i władzom, a nawet zaangażowanym w walkę klas. Obraz Chrystusa polityka,
rewolucjonisty, wywrotowca z Nazaretu nie zgadza się z katechezą Kościoła". Papież podkreślił, że "Chrystus nie podziela stanowiska tych, którzy mieszają sprawy boże z polityką. Odrzuca zdecydowanie stosowanie przemocy. Kieruje swoje orędzie nawrócenia do wszystkich". Zamiast Chrystusa z karabinem Jan Paweł II ukazał Chrystusa z krzyżem na ramieniu, a zamiast walki klasowej - walkę duchową.

Amerykański pisarz Malachi Martin uważa, że na początku pontyfikatu Jana Pawła II w Kościele starły się dwa modele sprzeciwu wobec dyktatur: nikaraguański i polski. Pierwszy odwoływał się do teologii wyzwolenia i walki klas, drugi do teologii wolności i solidaryzmu społecznego, a jego ucieleśnieniem była "Solidarność". Papież poparł zdecydowanie model polski, który wzywał do obrony ludzkiej godności i do oporu społecznego bez odwoływania się do przemocy. Teologia wyzwolenia wypaliła się wraz z końcem komunizmu, do czego przyczyniła się "Solidarność". Jak stwierdził kard. Joseph Ratzinger, upadek komunizmu w Europie Środkowej i Wschodniej okazał się dla teologii wyzwolenia swoistym "zmierzchem bogów".

Gwiazdy popteologii

Czasy pontyfikatu Jana Pawła II przyniosły nowe zjawisko w kulturze masowej - teologów występujących obok piosenkarzy, sportowców czy aktorów w roli gwiazd. Są oni bohaterami mediów, wypowiadają się dla kolorowych magazynów, występują w programach talk-show, starannie dbają o publicity. Recepta na sukces jest prosta: z jednej strony uważać się za prawdziwego katolika, z drugiej - szokować prowokacyjnymi tezami, najczęściej niezgodnymi z nauką Kościoła. Najbardziej znani teologowie dysydenci, Hans Kueng czy Eugen Drewermann, pochodzą z niemieckiego obszaru językowego. Zwłaszcza szwajcarski kapłan Hans Kueng, profesor uniwersytetu w Tybindze, może być potraktowany jako modelowy przykład takiej postawy. Zaczął od podważania niektórych katolickich dogmatów, m.in. o nieomylności papieża czy niepokalanym poczęciu Maryi, a skończył na krytykowaniu Kościoła niemal za każde posunięcie.

Hans Kueng uważa Jana Pawła II nie za "dobrego pasterza, lecz duchowego dyktatora", którego cechuje "dogmatyczny chłód i nieprzejednany rygoryzm". Jak na "dyktatora", papież potraktował jednak Kuenga niesłychanie łagodnie - nie ekskomunikował go, nie zakazał sprawowania posługi kapłańskiej ani nie zabronił wykładania na uniwersytecie. Watykan zakazał mu jedynie używania tytułu profesora teologii katolickiej i wypowiadania się oficjalnie w imieniu Kościoła. Biograf papieża George Weigel zauważa, że Kueng mógł liczyć na rozgłos w mediach, gdy pozostawał oficjalnie uznanym teologiem katolickim. Sytuacja długotrwałego odstępstwa od nauczania Kościoła spowodowała, że z czasem przestał budzić większe zainteresowanie.

Wydaje się, że brał to pod uwagę prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Joseph Ratzinger, nazywany niekiedy "wielkim inkwizytorem". Wbrew temu określeniu, postępował on wobec dysydenckich teologów bardzo łagodnie. Podczas 26 lat pontyfikatu Jana Pawła II działania publiczne podjęto zaledwie przeciw sześciu teologom, a i tym zabroniono najwyżej wypowiadania się w imieniu Kościoła. Najostrzej do tej pory Stolica Apostolska obeszła się z ks. Tissą Balasuriyą ze Sri Lanki, który w styczniu 1997 r. został ekskomunikowany. Lankijski teolog odrzucił wszystkie cztery dogmaty maryjne, zanegował bóstwo Jezusa, grzech pierworodny, potrzebę chrztu i konieczność zbawienia, słowem - podważył fundamenty wiary chrześcijańskiej. Po pewnym czasie uznał jednak swoje błędy i powrócił na łono Kościoła.

Wydaje się, że Watykan przyjął metodę przeczekania nieposłusznych teologów, licząc, że ich teorie odejdą wraz z nimi samymi. Owi dysydenci, w odróżnieniu od teologów wyzwolenia, pochodzą przeważnie z krajów zsekularyzowanych, gdzie sprawy religijne nie rozpalają wyobraźni ludzi. Kueng czy Drewermann nie mają szans na stworzenie liczących się ruchów dysydenckich czy odłamów kościelnych. Mieszkańców Europy Zachodniej bardziej od religii obchodzą kwestie seksu - stąd wziął się fenomen ruchów, które żądają od Kościoła zmian w nauczaniu o płciowości.

Grzegorz Górny, redaktor naczelny pisma "Fronda"

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)