Anastazja nie była pierwsza? "Dobrze wiem, co się z nią stało"
Anastazja nie była pierwszą ofiarą na Kos. 30-letnia Maria opowiada, jak kilka tygodni temu próbowano ją zgwałcić w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono ciało Polki. - Dobrze wiem, co się z nią stało - opowiada.
30-latka w rozmowie z telewizją MEGA powiedziała, że mężczyzna z Pakistanu, z bliskiego otoczenia głównego podejrzanego w sprawie o zabójstwo Polki 32-letniego mężczyzny z Bangladeszu, próbował zgwałcić ją na początku czerwca.
Twierdzi, że została zaatakowana właśnie w miejscu, gdzie znaleziono ciało 27-letniej Polki. - Dobrze wiem, co się z nią stało - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zabił 18-latkę w Kamieniu Pomorskim. "Był to miły, grzeczny chłopiec"
Brutalny atak na kobietę na Kos
Maria powiedziała, że mężczyzna do niej podszedł, powiedział, że robi masaże na plaży. Przekonuje, że Pakistańczyk wrzucił jej coś do piwa. Kiedy była w połowie trunku, dopytywał, czemu nie pije dalej.
- Po kilku minutach wszystko pociemniało, nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała, ale mój umysł pracował, był bardzo jasny - opowiada.
Jak relacjonuje, mężczyzna miał się na nią rzucić, a 30-latka resztkami sił próbowała się bronić. Krzyczała na całe gardło, alarmując mieszkającego w pobliżu starszego mężczyznę. Twierdzi, że gdyby była 50 metrów dalej, to skończyłaby jak Anastazja.
To σημείο που βρέθηκε η Ανασταζία στην Κω
"Myślę, że działają w grupie"
- Oni wszyscy są razem, myślę, że działają w grupie. Wierzę, że zrobili to na długo przede mną i zrobią to ponownie - powiedziała.
Po zdarzeniu Maria natychmiast opuściła Kos i wróciła do rodzinnego miasta. Skarżyła się, że w kolejnych dniach nie mogła połączyć się z policją na wyspie, aby opisać całe zdarzenie.
Czytaj więcej:
Źródło: WP/PAP
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski