Obrona Sienkiewicza
Najpoczytniejszy polski pisarz? Pierwszorzędny pisarz drugorzędny? Geniusz czy może tylko sprawny rzemieślnik? Które z określeń przypisywanych Henrykowi Sienkiewiczowi jest najbliższe prawdy?
10.11.2006 | aktual.: 10.11.2006 12:09
Nie lubić Sienkiewicza jest dziś trendy. Chętnie wytyka się pisarzowi schematyczność, papierowość postaci, przeinaczanie faktów historycznych. Jednak jego powieści ciągle cieszą się wielką popularnością, a ich ekranizacje ściągają do kin miliony widzów. Warto przypomnieć, że trzy najchętniej oglądane filmy w historii polskiego kina to: „Krzyżacy”, „W pustyni i w puszczy” i „Potop” (w pierwszej dziesiątce znalazł się także „Pan Wołodyjowski”), zaś wśród filmów wyprodukowanych w Polsce po 1989 roku czołowe lokaty również należą do Sienkiewicza: „Ogniem i mieczem” zajmuje pierwsze miejsce pod względem oglądalności, „Quo vadis” – trzecie, a „W pustyni i w puszczy” (druga wersja) – czwarte.
Nad fenomenem popularności dzieł Sienkiewicza zastanawiał się już w swoim „Dzienniku” Witold Gombrowicz: „Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu urzeczeni”. To właśnie Gombrowicz nazywa naszego Noblistę „pierwszorzędnym pisarzem drugorzędnym”, „Homerem drugiej kategorii”, „Dumasem Ojcem pierwszej klasy”. I więcej w tych określeniach ironii niż podziwu. Bowiem dla autora „Ferdydurke” Sienkiewicz pozostaje „geniuszem »łatwej urody«”, który ból fizyczny zamienia w cukierek, grzech ocukrza cnotą, a wszystko po to, by stworzyć pozory kultu wartości. „(…) Naród stanowi ostateczne jego usprawiedliwienie – ironizuje Gombrowicz. – Lecz, oprócz narodu, także Bóg. Gdyż to właśnie ma być, w pojęciu Sienkiewicza i jego wielbicieli, pisarstwo par excellence moralne, oparte mocno na światopoglądzie katolickim, literatura »czysta«”.
Nadzieja dla niewolników
Ciekawe, że piętnując Sienkiewicza, Gombrowicz używa argumentów podobnych do tych, jakie stosowali w tym samym czasie krytycy pozostający na usługach partii. Im również – choć zapewne z nieco innych powodów – nie podobało się nasycenie twórczości pisarza elementami narodowymi. Te opinie pokutują do dziś w szkolnym nauczaniu. Ciągle jeszcze słyszymy o autorze „Potopu” jako o „krzewicielu narodowych mitów i fałszywego patriotyzmu”. Czy tak było naprawdę?
Franciszek Nieckula, recenzent podręczników do języka polskiego, broniąc Sienkiewicza przed podobnymi atakami, zwraca uwagę, że nie można czytać jego utworów, pomijając kontekst, w którym powstawały: „Nikczemną brednią jest porównywanie Sienkiewicza z Dumasem czy Cooperem nie tylko dlatego, że to inaczej zrobione utwory, że całkiem inną funkcję pełni tworzywo historyczne w »Trylogii«, że »Trylogia« jest mową, gdy mówić nie było wolno – lecz przede wszystkim ze względu na społecznego odbiorcę. Powieści Sienkiewicza nie są bajaniem ku rozrywce kawiarnianych dandysów, wolnych, sytych i zadowolonych z siebie, lecz mową do społeczności zniewolonej i upodlonej klęską 1863 r. Jest to mowa do niewolników poniżanych i deptanych, którym na ziemiach wschodnich nie było wolno mówić po polsku w miejscach publicznych (...)! Tymi Skrzetuskimi, Podbipiętami, Wołodyjowskimi i Kmicicami pisarz mówi im: Bądźcie nieugięci, trzymajcie się godnie i wytrwajcie, bo jesteście potomkami wolnych, rycerskich przodków!”. Czytał
Tacyta
No dobrze – odpowiedzą przeciwnicy pisarza – ale czy kontekst, w którym Trylogia powstawała, usprawiedliwia historyczne przekłamania? Nieckula podrwiwa z tych argumentów i proponuje przyjrzeć się, o jakie to „przekłamania” chodzi. Czy o to, że nie zgadza się liczba Szwedów podczas obrony Jasnej Góry? A może o to, że historyczna żona Michała Wołodyjowskiego była wdową po trzech mężach? Malkontenci zapominają, że powieść historyczna rządzi się swoimi prawami. Nie chodzi w niej o odtworzenie wszystkich szczegółów z naukową dokładnością, ale raczej o pewien koloryt epoki. Oczywiście nie może być rażących rozbieżności w przypadku najważniejszych wydarzeń czy postaci historycznych, ale ten problem akurat nie dotyczy Sienkiewicza, który pracę nad każdą niemal powieścią poprzedzał studiowaniem źródeł, zarówno historycznych, jak i literackich, a także poznawaniem topografii. O swoich przygotowaniach do pisania „Quo vadis” tak opowiadał w wywiadzie udzielonym Wacławowi Karczewskiemu: „Rzym znam dokładnie, nosiłem się
wprawdzie pierwotnie z myślą poprowadzenia akcji w Palestynie, zbyt jednak wiele czasu i kosztów zużyłoby zwiedzanie szczegółowe nieznanych mi okolic. Rzym zresztą w zupełności odpowiada celom moim. Tacyta studiuję »da capo«, no i przewertowałem prawie całą bibliotekę dzieł, dotyczących pierwszego wieku naszej ery”.
Grzech poczciwy?
Nie jest też do końca prawdą to, co pisze Gombrowicz, że specjalnością Sienkiewiczowskiej kuchni jest „grzech sympatyczny, grzech poczciwy”. Autor „Trans-Atlantyku” twierdzi, że „Kmicicom i Winicjuszom pozwala się grzeszyć pod warunkiem, aby grzech pochodził z nadmiaru sił żywotnych i czystego serca”. Rzeczywiście, nawet sytuacje, w których Kmicic dokonuje spalenia Wołmontowiczów, a pijany Winicjusz na uczcie u Nerona nie panuje nad swoim pożądaniem wobec Ligii, opisane są tak, że czytelnik nie traci całkowicie sympatii do bohaterów. Jednak ostatecznie nie dlatego lubimy Kmicica czy Winicjusza, że grzeszą, ale dlatego, że przechodzą przemianę, ze swoich upadków potrafią się podnieść. „Krzepienie serc” dokonuje się więc nie tylko na poziomie narodu, ale i jednostki. Może to właśnie sprawia, że tak chętnie czyta się Sienkiewicza także w innych krajach?
A dla nas, Polaków żyjących w wolnej ojczyźnie, czym jest jego twórczość? Chyba przede wszystkim lekcją historii, ciągle aktualnym opisem zarówno naszych cnót, jak i wad narodowych. I nawet jeśli doszukalibyśmy się w tej lekcji jakichś drobnych błędów, to i tak nie da się zaprzeczyć, że przeciętny Polak bez Sienkiewicza o wiele mniej wiedziałby o wojnie polsko- -krzyżackiej czy potopie szwedzkim. A bez bohaterów takich jak Kmicic i Zagłoba wiedziałby też mniej o sobie samym.
Szymon Babuchowski