Nie żyje świadek katastrofy smoleńskiej, technik pokładowy Jak‑a 40
Był ważnym świadkiem w śledztwie smoleńskim, bo słyszał przez radio, co Rosjanie mówili do pilotów tupolewa tuż przed tragedią. Nie żyje chorąży Remigiusz Muś (42 l.) – technik pokładowy z Jaka-40, maszyny, która szczęśliwie wylądowała w Smoleńsku, godzinę przed katastrofą Tu-154. Ciało wojskowego w sobotę, około godz. 23.30 znalazła żona. Wisiało na linie w piwnicy w podwarszawskim Piasecznie. Samobójstwo? – Remka bolało to, że został odstawiony na boczny tor po Smoleńsku – mówi "Faktowi" kolega zmarłego z 36 specjalnego pułku.
29.10.2012 | aktual.: 29.10.2012 09:12
10 kwietnia 2010 roku Muś siedząc w kabinie JAK-a na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj nasłuchiwał komend wydawanych przez rosyjskich kontrolerów polskim pilotom. Jego maszyna wylądowała w Smoleńsku godzinę przed planowanym przylotem Tu-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. JAK-iem do Smoleńska przylecieli dziennikarze, którzy mieli relacjonować wizytę prezydenta w Katyniu.
Tamtego dnia załodze JAK-a udało się posadzić maszynę, jednak pogoda była fatalna i jeszcze się pogarszała. Muś ostrzegał kolegów z tupolewa przed mgłą i słabą widocznością. Pomimo tych sygnałów, chwilę potem doszło do tragedii. Polski samolot rozbił się. 96 osób znajdujących się na pokładzie zginęło.
W śledztwie dotyczącym katastrofy, Muś był wzywany na świadka. Jego zeznania pozostawały w sprzeczności z tym co zostało zapisane w stenogramach dokumentujących rozmowę pomiędzy załogą Tu-154 i obsługą wieży kontroli lotów Korsarz w Smoleńsku. W relacji Musia wieża zezwoliła pilotom Tu-154 zejść do wysokości 50 metrów. W stenogramach natomiast zapisano, że do 100 metrów.
– A, polski sto jeden, i od stu metrów być przygotowanym do odejścia na drugi krąg – zapisano w stenogramach. Jest to bardzo istotny szczegół, ponieważ na rosyjskim lotnisku wysokość 100 metrów to wysokość, na którą można bezpiecznie zejść samolotem przed podjęciem ostatecznej decyzji o lądowaniu. Gdyby faktycznie wieża pozwoliła załodze zejść do wysokości 50 metrów, byłoby to istotne złamanie przepisów.
Remigiusz Muś był więc jednym z ważnych świadków katastrofy smoleńskiej. Jego zeznania mają istotne znaczenie dla śledztwa. Teraz okazuje się, że ten ważny świadek nie żyje. Ciało wojskowego znalazła jego żona, wsiało na kawałku liny żeglarskiej w piwnicy w bloku, w którym mieszkali. Kobieta chwilę po tym jak zobaczyła męża, odcięła linę i wezwała pogotowie. Było jednak za późno na ratunek.
Jeśli to samobójstwo, to jakie były tego przyczyny? Z nieoficjalnych informacji do których dotarł "Fakt" wynika że Muś przechodził załamanie i miał silne stany depresyjne. Po likwidacji 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, szukał pracy, przeszedł na emeryturę. – Remka bolało to, że został odstawiony na boczny tor po Smoleńsku, że dowództwo o nim zapomniało – mówi "Faktowi" kolega zmarłego z pułku.
Śledztwo w sprawie śmierci wojskowego prowadzi prokuratura w Piasecznie. Na dziś zaplanowano sekcję zwłok.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Czy to dla niego Marta rzuciła męża?