"Nie straciliśmy kontroli nad największą prowincją Iraku"
Dowódca amerykańskiej piechoty morskiej w Iraku zaprzeczył doniesieniom prasowym, że z tajnego raportu wywiadu wynika, iż jego wojsko straciło kontrolę nad prowincją Anbar, największą w Iraku.
12.09.2006 17:54
Piechota morska USA ponosi w Anbarze większe straty niż oddziały w innych częściach Iraku, patrolując rozległą pustynną prowincję, która graniczy z Syrią i Jordanią i jest ostoją sunnickiej partyzantki antyrządowej. W sierpniu zginęło tam 33 żołnierzy USA, co stanowiło nieco ponad połowę strat amerykańskich w Iraku.
"Washington Post" napisał w poniedziałek, że oficjele, którzy zapoznali się z raportem szefa wywiadu marines w Iraku płk. Pete Devlina, mówią, iż opisuje on sytuację w Anbarze jako przegraną. Kierowany przez szyitów rząd Iraku praktycznie tam nie istnieje, a najsilniejszym ruchem politycznym jest iracka Al-Kaida.
Według "Washington Post" jest to pierwszy wypadek, iż tak pesymistyczną ocenę sytuacji nadesłał z Iraku wysoki stopniem oficer wojsk USA. Raport, datowany 16 sierpnia, był podobno pilnie czytany w najwyższych kołach rządowych.
Jednak generał Richard Zilmer, dowódca 2. Dywizji Piechoty Morskiej, oświadczył, że doniesienia prasy "nie oddają dokładnie całości i złożoności" sytuacji w Anbarze.
W komunikacie dla mediów generał napisał, że raport zajmował się przyczynami partyzantki i dlatego nie uwzględniono w nim "pozytywnych skutków działań koalicji i sił irackich w sferze bezpieczeństwa".
Na terenach, gdzie oprócz irackich sił bezpieczeństwa skutecznie działa administracja lokalna, osiągnięto postęp. I to nie tylko na polu bezpieczeństwa, lecz także w rozwoju gospodarczym oraz tworzeniu ładu społecznego i usług komunalnych - tłumaczył Zilmer.
Generał nie podał, gdzie w Anbarze lokalne władze jego zdaniem skutecznie działają. Prowincja ta obejmuje 30% powierzchni Iraku i znajdują się tu takie obecne i dawne ogniska rebelii jak Faludża, Ramadi, Hadisa i Kaim w dolinie Eufratu.
Według wtorkowego "New York Timesa" raport ocenia, że stosunkowo spokojnie jest w Faludży, którą marines odbili z rąk partyzantów po dwóch ciężkich bitwach w 2004 roku, oraz Kaim w pobliżu granicy syryjskiej.
W pozostałych częściach Anbaru "władze praktycznie nie działają i nie szanuje się rządów prawa" - napisał dziennik.
W konkluzji - jak podał "NYT" - raport stwierdza, że jeśli sytuacja w Anbarze nie ma pogorszyć się jeszcze bardziej, stacjonujących tam 30 tysięcy żołnierzy należałoby wzmocnić dodatkową dywizją, czyli około 16 tysiącami ludzi.
Stany Zjednoczone mają w Iraku około 140 tysięcy żołnierzy. Ewentualna decyzja o wzmocnieniu tam obecnie wojsk USA mogłaby narazić administrację Busha na kłopoty polityczne w kraju. Wojna iracka jest niepopularna, a za niecałe dwa miesiące odbędą się wybory do Kongresu i nawet część kongresmanów Partii Republikańskiej zaczęła dystansować się od Busha w sprawach Iraku.