"Mściciel z Katowic" ujęty? Sąsiedzi: działał, bo ludzie mieli dość
Policja zatrzymała 33-latka, którego podejrzewa o podpalenie sklepu z dopalaczami w Katowicach. Klienci lokalu od miesięcy sprawiają wiele problemów - mieszkańcy ślą prośby o pomoc, a jeden z lokatorów w zemście za awantury miał kilka razy zniszczyć drzwi sklepu. W okolicy nazwano go "mścicielem". To prawdopodobnie zatrzymany właśnie ws. pożaru mężczyzna.
Mężczyznę, który podpala drzwi sklepu z dopalaczami przy ul. Plebiscytowej przechodnie zauważyli ok. godz. 8.
- Świadkowie mówią, że sprawca miał ze sobą butelki z płynem łatwopalnym. Oblał nią wejściowe drzwi, ale płomienie sięgnęły też okna - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską kom. Aneta Orman, rzecznik prasowy katowickej policji.
Dodaje, że mężczyznę zatrzymano, ale nie był jeszcze przesłuchiwany. Strażakom szybko udało się opanować zagrożenie. Nikomu nic się nie stało. - W środku było tylko niewielkie zadymienie, wyprowadziliśmy stamtąd sprzątaczkę - mówi PAP rzecznik katowickiej komendy Państwowej Straży Pożarnej kpt. Mateusz Pyrznowski.
Ludzie boją się o siebie i dzieci
Podpalenie to najgroźniejszy do tej pory, ale nie pierwszy, incydent związany z działalnością sklepu z dopalaczami przy ul. Plebiscytowej w śródmieściu Katowic. Jego likwidacji od wielu miesięcy domagają się okoliczni mieszkańcy, obawiający się gromadzących się w tym miejscu agresywnych młodych ludzi. Napisali w tej sprawie petycję do władz miasta.
W sklepie wielokrotnie ktoś rozbijał szybę. Mężczyzna - nazywany przez mieszkańców "mścicielem" przychodził przed lokal z łomem oraz łopatą w ręku i uderzał w szyby. - Zapowiedział, że podpali całą kamienicę. Wszystko działo się w połowie lipca, ale od tego czasu już nic nie robił - mówiła kilka dni temu reporterom "Dziennika Zachodniego" katowiczanka, która była świadkiem zdarzenia.
Właściciele sklepu nie zdecydowali się na zgłoszenie ataków policji.
Dopalacze spalane w piecyku?
Podpalony w środę lokal był kilkakrotnie w ostatnich tygodniach kontrolowany przez policję i sanepid. - W czerwcu oraz w lipcu policjanci towarzyszyli pracownikom sanepidu, którzy przeprowadzili kontrolę. Ostatni raz w czwartek, ale po raz kolejny nie znaleźliśmy tam żadnych zakazanych środków. Na otwarcie drzwi czekaliśmy jednak 40 minut - wyjaśnia rzeczniczka policji w Katowicach.
Mieszkańcy mówili mediom, że handlujący mają wewnątrz piecyk, w którym mogą natychmiast spalić dopalacze.
Lokalne władze informowały w lipcu, że analizują możliwość wystąpienia na drogę prawną przeciwko właścicielom sklepu.