ŚwiatMinister pija wino pod stołem; skandal i wiocha?

Minister pija wino pod stołem; skandal i wiocha?

Skandal, minister Rostowski przyniósł do restauracji kupione w sklepie wino. Jaki skandal? W Londynie to całkiem normalne. Media przydybały ministra finansów Jacka Rostowskiego na konsumpcji przyniesionego ze sobą wina w restauracji. Przekaz był jednoznaczny - ale wiocha. Gorzej, nieomal skandal. Żeby z własnym winem do restauracji? No, kto to widział?

Minister pija wino pod stołem; skandal i wiocha?
Źródło zdjęć: © Robert Małolepszy/ wp.pl

17.10.2011 | aktual.: 17.10.2011 13:15

Tymczasem, być może nie było to pierwsze wino ministra tego wieczoru i zwyczajnie pomylił Warszawę z Londynem, gdzie się urodził. Jakkolwiek, nawet po dwóch winach trudno się raczej pomylić. Po trzech również.

Wśród kilku drobnych różnic między tymi dwoma miastami jest także podejście do kwestii wina w restauracji. Otóż w Londynie spotkamy sporo lokali, gdzie obowiązuje zasada: "Bring your own wine", czyli przynieś swoje wino. Nie trzeba pić po stołem z butelki - kelner chętnie odkorkuje i poda kieliszki. Ta grzeczność kosztuje zwykle 2 funty - tzw. korkowe.

"Bring your own wine" jest dość popularne w tajskich restauracjach. Jedna z nich, w White City, cieszy się niebywałą popularnością, od kiedy The Guardian przyznał jej 9 punktów na 10 możliwych. Całkowicie zasłużenie, ich zupa Tom Yum Goong nie ma sobie równych. Oczywiście dla ludzi o stalowych przełykach. Nie jest to zresztą wcale droga restauracja, ale niemal zawsze pełna gości. Bez rezerwacji trudno doczekać się stolika, a w weekendy można zarezerwować stolik najwyżej na dwie godziny. I tak się sympatycznie składa, że dosłownie drzwi obok jest sklepik z winami. Jak się wydaje, nawet bez serwowania alkoholu i przy niewygórowanych cenach, właściciele zupełnie nieźle wychodzą na swoje.

Nie potrafią ciągle dokładać

Tutejsze restauracje, bary i puby imają się różnych sposobów, aby ściągnąć klientów. Nie tylko zezwalając na przynoszenia własnych trunków. Zakaz palenia zdziesiątkował puby. Wiadomym było, że głównie przesiadywali w nich stali bywalcy (według statystyk stanowili 70% gości), którzy spędzali cały dzień przy jednym albo dwóch piwach, kolejnych wypalanych papierosach i rozmowach o pogodzie. Widać bez papierosa rozmowy już się nie kleiły. Wielu menedżerów pubów na serio wzięło jednak zapewnienia inicjatorów zakazu palenia, że gdy zniknie tytoniowy dym, to w pubach pojawią się rodziny z dziećmi.

Nie czekali jednak bezczynnie. Tam, gdzie się dało urządzono kąciki zabaw dla dzieci, w jadłospisach pojawiło się "kids menu", a dla dorosłych promocje - np. dwa obiady z trzech dań za 10 funtów. Urozmaicono również wybór potraw, jedna z sieci pubów w każdym dniu tygodnia serwuje innego typu jedzenie, np. we wtorki steki, a w czwartki curry.

Pomysłowość brytyjskich menedżerów, gdy idzie o działania promocyjne w branży gastronomicznej jest naprawdę imponująca. Być może, dlatego, że nie potrafią, jak pewna inna nacja, stale dokładać do interesu. Nie są tacy zaradni po prostu.

Minister nie jadał w "zakładach"

Polskich restauracji w Londynie jest dostatek. Nie spotkaliśmy na razie takiej, gdzie można przyjść z własnym winem, ale kto by tam niósł swoją butelkę do Baltic Restaurant, skoro tam się idzie skosztować ich oryginalnych nalewek. Dawny blask odzyskała najstarsza polska restauracja w Londynie - Daquise. Jeśli napiszemy, że teraz nazywa się Gessler at Daquisie, to wszystko będzie jasne. Jedną z bardziej znanych jest również Łowiczanka w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym na Hammersmith. Polska gastronomia zadomowiła się w Londynie na dobre. Są lokale gdzie nie brakuje gości i takie gdzie nie brakuje... wolnych stolików.

Kilka z nich zna z pewnością minister Jacek Rostowski. Pewnego razu spotkaliśmy go nawet z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim w Łowiczance.

Minister pewnie zdziwił się teraz publikacjami na temat jego winnej ekstrawagancji, bo nie mieszkał w Polsce w czasach, gdy zamiast restauracji były "zakłady gastronomiczne", w których głównym daniem było "danie w mordę", a ściany zdobiły liczne tabliczki z nakazami i zakazami dla PT Klientów. Na przykład: "Bądź uprzejmy, a będziesz uprzejmie obsłużony" i obowiązkowo: "Zabrania się spożywania alkoholu niezakupionego w tym lokalu". Zresztą były też miłe informacje: "Dziś flaczki". A tak naprawdę, to zdjęciom ministra powinien chyba towarzyszyć nieco inny podpis: w Polsce jest już trochę normalniej.

Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)