Marta Kaczyńska: kurtyna kłamstw opadła
- Informacja o możliwej obecności materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M potwierdza wcześniejsze ustalenia wygłoszone przez niezależnych ekspertów na konferencji 22 października br., jak również wyniki ekspertyz zleconych przez zespół Antoniego Macierewicza - napisała Marta Kaczyńska w felietonie dla "Gazet Polskiej Codziennie".
31.10.2012 | aktual.: 31.10.2012 15:18
- Uważam, że należy jednak w tej sprawie zachować spokój - i pozwolić zespołowi parlamentarnemu oraz ekspertom na dalsze badania. To, co możemy z całą stanowczością stwierdzić, to fakt, że kurtyna kłamstw już opadła - pisze córka pary prezydenckiej. Według Kaczyńskiej widzimy jak na dłoni kompromitację rządu i potrzebę powołania międzynarodowej komisji. - Należy sobie zadać pytanie, kto dotychczas prowadził tę sprawę – czy to byli tylko nieudacznicy, czy też funkcjonariusze wykonujący czyjeś polecenia - czytamy.
- Osobiście mam wrażenie, że prawda wychodzi powoli na jaw - dzięki działaniu odważnych ludzi, takich jak wspomniani eksperci czy zespół Macierewicza. Dzięki nim sytuacja się zmienia. Kolejne informacje przebijają zmowę milczenia i docierają do opinii publicznej. A ta, co widzę także wśród moich znajomych dotychczas niezainteresowanych polityką, wyciąga własne wnioski i zaczyna zdawać sobie sprawę z kompromitacji polskich władz - czytamy w felietonie.
Felieton w "Gazecie Polskiej Codziennie" jest komentarzem do wtorkowych informacji "Rzeczpospolitej". Dziennik podał, że polscy prokuratorzy i biegli, którzy ostatnio badali wrak tupolewa w Smoleńsku, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych - trotylu i nitrogliceryny.
Tym informacjom zaprzeczyła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo ws. katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku.
Po południu na stronach internetowych dziennika ukazało się oświadczenie redakcji, która przyznała się do pomyłki w całej sprawie. Po godzinie 18 na stronie internetowej dziennika pojawiło się nowe oświadczenie. Zabrakło w nim fragmentu, w którym redakcja przyznawała się do pomyłki.
"Z niczego się nie wycofuję. Moi informatorzy to ludzie o najwyższej wiarygodności. Źródła od siebie niezależne. I zawsze będę ich chronił" - tłumaczył później na Twitterze sam autor tekstu, Cezary Gmyz.