Marek Dyduch: zostały popełnione błędy
Monika Olejnik rozmawia z Markiem Dyduchem, sekretarzem generalnym SLD
Marek Dyduch (Archiwum)
Czyja głowa powinna polecieć albo czyje głowy powinny polecieć po takim wyniku głosowania? Przede wszystkim powinniśmy wyciągnąć wnioski z funkcjonowania SLD i to zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Zostały popełnione błędy, szczególnie tam, gdzie było więcej emocji niż rozsądku politycznego, gdzie były kłótnie - w tych miejscowościach wyraźnie przegraliśmy. I będziemy analizować sytuację wewnątrz SLD, w zasadzie w strukturach gminnych, powiatowych i wojewódzkich, bo tam się odbywały te wybory i tam były podejmowane zasadnicze decyzje. A jak pan sądzi, dlaczego Jerzy Kropiwnicki wygrał w bastionie lewicy, w Łodzi? Z tym bastionem jest różnie. W Łodzi lewica oczywiście była bardzo mocna, ale też w poprzednich wyborach miała „na styku”, jeżeli chodzi o mandaty i przewagę. I teraz sytuacja odwróciła się nie tylko w Łodzi, ale w miastach lewicowych, takich jak Bydgoszcz, Szczecin, Zielona Góra, ale też w prawicowych - takich jak Kraków i Rzeszów. Pewno jest jakieś zmęczenie tymi, którzy bardzo długo rządzili i
wyborcy uznali, że tym razem trzeba zmienić układ sił w tych miastach. Ale wyborcy są zmęczeni Leszkiem Millerem? Przecież to jest jego miasto, miasto premiera. Nie możemy wszystkiego traktować w ten sposób. Leszek Miller bardzo dużo zrobił dla Łodzi i łodzianie o tym wiedzą, bo w każdych wyborach otrzymuje największą ilość głosów. Ale właściwie powiedzieli nie też Leszkowi Millerowi. Jest to ostrzeżenie dla nas wszystkich i nie sądzę, żeby to było spersonifikowane na premiera. SLD, podobnie jak chyba AWS parę lat temu, w tej chwili, w tych wyborach, zobaczyło, że trzeba bardziej skutecznie rozwiązywać polskie problemy, bo jest pewnego rodzaju rozczarowanie społeczne. Polacy myśleli, że uda się zrobić więcej w krótkim czasie niż jest to możliwe. I ta ocena jest dość surowa dla SLD. Mówię „dość surowa”, bo tytuły prasowe, które mówią o porażkach, o wielkiej przegranej są nieprawdziwe. Myśmy jednak wygrali w trzynastu województwach, mamy najwięcej wójtów, burmistrzów i prezydentów i radnych w wielkich
miastach. Tak więc jest tutaj duży potencjał w samorządach, jeżeli chodzi o SLD, Unię Pracy, choć niewątpliwie wynik wyborczy jest ostrzeżeniem do nas. Ale w jedenastu miastach wojewódzkich, w Łodzi, SLD przegrało - to o czymś świadczy. Pan mówi, że premier Leszek Miller dużo zrobił dla Łodzi, ale nawet politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej mówią, że nie wystarczy przyjazd bardzo ważnej osoby. Oczywiście, że nie wystarczy, bo przede wszystkim trzeba być dobrym tam, na miejscu. Przypomnę, że jeśli chodzi o Łódź, obecny prezydent jest trzecim prezydentem w czasie kadencji. Nie dał się jeszcze chyba poznać z dobrej strony, z zupełnie dobrej strony, bo uważam, że to jest dobra kandydatura. Być może zaważyło to na wyniku wyborów. Ale coś musiało się wydarzyć, skoro w pierwszej turze mieli przewagę i mimo wszystko przegrali? Coś musiało się wydarzyć - to jest to ostrzeżenie. A co się wydarzyło? Trzeba będzie przeprowadzić dogłębną analizę, bo na gorąco nigdy nie wiadomo, jaka jest przyczyna. Przed drugą turą
wyborów wiedzieliśmy, że lewica tam prowadzi i w tych miastach lewicowych na styku. Być może chodzi o frekwencję, bo ona jest jeszcze niższa niż w pierwszej turze. A skąd panowie wiedzieli? Jedna z pracowni robiła badania. OBOP? Jedna z pracowni. Ale nie może pan powiedzieć, czy to OBOP? Nie mogę powiedzieć, bo nikt nas do tego nie upoważnił oficjalnie. Po prostu wiedzieliśmy, że w wielkich miastach – tam, gdzie lewica rządziła, jest sytuacja na styku i bardzo duża przewaga tam, gdzie rządziła prawica. A czy to są te wyniki, które miały się ukazać w „Wiadomościach” i się nie ukazały? Nie, my mamy też inne źródła. Czyli to nie są te same źródła, czyli OBOP. Nie. Na pewno nie? Nie. Wracając do wizyt gospodarczych i polityków lewicy, popierał ich prezydent i żona pana prezydenta, i premier. O czym to świadczy? To świadczy... Mimo wszystko kandydaci przegrali. ...że wszyscy żyją sprawami publicznymi i każdemu zależy, żeby była jak najlepsza frekwencja. Nie, nie, nie, o czym świadczy przegrana, mimo poparcia?
Przegrana świadczy o tym, że lewica musi postarać się o dobrych liderów w miastach, gminach, powiatach - takich, którzy będą czytelni. Myśmy mieli zawsze czytelny układ personalny w skali kraju i lewica miała dobre wyniki wyborcze, bo tak byli oceniani ci, którzy pełnili funkcje czołowe w SLD. Teraz przychodzi czas, żeby wykreować lokalnych liderów, którzy bez względu na to, jaki będzie układ centralny, będą potrafili zwyciężać w wyborach. I to jest zadanie, które stoi przed nami na najbliższy czas. Czy ci baronowie, w których miastach przegrała lewica, powinni zrezygnować ze swoich funkcji? Na pewno trzeba dokonać analizy, dlaczego tak się stało. I my takiej oceny w najbliższym czasie dokonamy. Jest zapowiedź tych przewodniczących rad wojewódzkich, którzy pełnią funkcje w rządzie, że po wyborach złożą rezygnacje bądź wybiorą funkcje w województwach, a złożą rezygnację z rządu. I myślę, że w grudniu, w styczniu takie decyzje będą nasi koledzy musieli podjąć. Ale nie jest to związane bezpośrednio z wyborami,
tylko z ich zapowiedziami. W przyszłym roku mamy kongres SLD i kampanię wyborczą, jest czas naturalny na zmiany i będziemy starać się wykorzystać to w poszukiwaniu liderów, o których mówiłem. A czy może pan powiedzieć, czy koalicja Samoobrony i Sojuszu Lewicy Demokratycznej w lubelskim, zawiązana przy pomocy ministra sprawiedliwości, pomogła czy zaszkodziła w wyborach lewicy? Naprawdę trudno jest to ocenić. Myślę, że w tych wielkich miastach raczej nie pomogła, bo ten elektorat był zwrócony w inną stronę, bo tam Samoobrona nie uzyskała dobrych wyników - zakładam, że co najmniej nie pomogła. Czyli myśli pan, że wyborcy się wkurzyli tym sojuszem? Nie, bo być może ta różnica dwóch, trzech punktów w miastach lewicowych jest jakimś wynikiem takiego myślenia, być może to w jakimś stopniu decydowało, ale dzisiaj jest naprawdę za wcześnie, żeby aż tak jednoznacznie o tym mówić. Tak, ale jakieś wnioski trzeba wyciągnąć: czy to, co robi rząd, przekłada się na wybory. Czy bałagan z winietami, podatki, to, że obiecano
przedsiębiorcom obniżenie CIT do 24 procent, a tego nie zrobiono, i różne takie rzeczy, jak bałagan w kasach chorych, leki za złotówkę, zapowiedzi, że nie będzie lekarza szkolnego, nie przyczyniło się do tego wszystkiego? Myślę, że główną przyczyną jest jednak nasza aktywność na poziomie samorządowym. Proszę zauważyć, że ci sami wyborcy - emeryci, renciści, ci, którzy będą płacić winiety - są zarówno w Krakowie, jak i w Łodzi. I jeżeli SLD rządziło wyraźnie dobrze, ale z trudem wygrywało, tak jak w Sosnowcu, to po prostu to widać, bo tam zostało dużo zrobione. Ale jeżeli przegrywało na styku, to widocznie czegoś zabrakło albo w samej kampanii, albo w prezentacji dorobku - tam, gdzie lewica rządziła. I stąd jest to wahnięcie, które pozwoliło prawicy wygrać w miastach lewicowych. W pana rodzinnym Wałbrzychu też przegrała lewica. W moim Wałbrzychu również. W jakiejś części poczuwam się do odpowiedzialności za Wałbrzych - z dwóch względów. Kiedyś zawiodło mnie przeczucie, powiedziałbym, polityczne i zgodziłem
się na prezydenta, który nie do końca był chyba do tego przygotowany. Popełniono trochę błędów. I gdybym wtedy uparł się przy swoim, to prawdopodobnie byłoby dzisiaj inaczej. Po drugie wydaje mi się, że osobiście powinienem być częściej w Wałbrzychu. Bardzo dużo pomagam temu miastu, ale po moim wyprowadzeniu się do Wrocławia część mieszkańców myśli, że ich po prostu pozostawiłem. A byłem czytelnym liderem w tym mieście. Rozumiem. Czyli niepotrzebnie pan się wyprowadził z Wałbrzycha? Chciałbym dalej tam funkcjonować. Biorę odpowiedzialność za to, co się tam wydarzyło, aczkolwiek moi koledzy - bo przecież ja nie rządzę tam osobiście - jednak popełnili trochę błędów i muszą z tego wyciągnąć wnioski. Muszą po prostu. Dobrze. Koalicje SLD z Ligą Polskich Rodzin są niemożliwe, a możliwe są z Samoobroną, tak? Dlatego, że Liga Polskich Rodzin wyraźnie, słowami pana Kotlinowskiego, powiedziała, że jest zupełnie antyeuropejska i będzie prowadzić taką politykę. Powiedzieliśmy, że bardzo nam zależy na tym, żeby Polska
weszła do Unii Europejskiej i będziemy poszukiwać takich ugrupowań, które będą popierać takie działania. Samoobrona jeszcze do końca się nie określiła w tej sprawie. Czyli wierzy pan w Samoobronę, tak? Wierzę, że każda partia ewoluuje - szczególnie ta, która zaczyna współodpowiadać za to, co się dzieje w jakiejś miejscowości. A czy te wyniki nie są ostrzeżeniem dla tego, co się może zdarzyć w referendum europejskim? Są, oczywiście. Zasadnicza część elektoratu prounijnego jednak do tych wyborów nie poszła. Z tych 60 procent dużą część stanowią zwolennicy wejścia Polski do Unii. I trzeba się zastanowić, jak przedstawić po negocjacjach z Unią Europejską wyniki tych negocjacji i jak je zaprezentować w perspektywie nie najbliższego roku po wejściu do Unii, tylko w perspektywie najbliższych lat po wejściu do Unii. Naszym zdaniem korzyści będą ewidentne dla Polski, jeżeli do tej Unii wejdziemy. Ale zwyciężyli w tych wyborach radykałowie, radykałowie z Ligi Polskich Rodzin i z Samoobrony, która, jak pan mówi, nie
opowiedziała się za ani przeciw, ale bardziej jest przeciw niż za. To pytanie oczywiście nie jest skierowane tylko do SLD - musi być głębsza refleksja wszystkich sił politycznych w Polsce, także prezydenta, który może tu odegrać poważną rolę, jeżeli chodzi o integrację Polski z Unią Europejską. Trzeba się skupić na tym, żeby jednak polskie społeczeństwo przekonać do Unii. I to głosowanie w samorządach w jakiejś części potwierdza, że zaczyna się w Polsce dzielić elektorat na prounijny i antyunijny. Ten antyunijny w tej chwili był bardziej radykalny i poszedł do wyborów bardziej zdecydowany. A może Sojusz Lewicy Demokratycznej powinien zmienić przywództwo i w ogóle się zmienić i zastanowić się, co dalej? Pani chyba źle życzy Sojuszowi. Nie, ja się pytam. Nie, to jest najgorszy moment na jakiekolwiek zmiany, dlatego że my musimy się raczej skupić na tym, jak poprawić swoje funkcjonowanie. To jest nasze wyzwanie.