Marcin Wolski: Royal maybe
Powyższy tytuł nie jest literówką. A sensacja z „royal baby” nie aż taka wielka! Prawdopodobieństwo objęcia tronu brytyjskiego przez najnowszego potomka rodziny panującej nie jest wcale stuprocentowe. Musi wcześniej kipnąć (lub abdykować) prababcia, dziadunio i tatuś. Oznaczać to może wiele dziesięcioleci, a kto zaręczy czy za 80 lat Albion będzie jeszcze monarchią? Już dziś Izba Lordów jest w zaniku, a poprawność polityczna w każdej chwili może zażądać skasowania stanowiska króla - tej ostoi tradycjonalizmu, seksizmu, klerykalizmu itp.
O tym, że łaska ludu na pstrej szkapie jeździ może przekonywać przykład jednego z najulubieńszych swego czasów królów, hiszpańskiego Juana Carlosa, którego zasługi w przejściu do demokracji i udaremnieniu neofrankistowskiego puczu są ogromne, ale bledną wobec takich zbrodni, jak zastrzelenie słonia podczas safari w Afryce.
Zadziwiające że we współczesnym świecie strzelanie do zwierząt przynosi ujmę (o czym przekonał się „gajowy wszystkich Polaków”) podczas gdy strzelanie do ludzi pozwala cieszyć się chlubnym tytułem „człowieka honoru”.
Swoją drogą monarchia przynosi więcej korzyści niż kosztuje.I to nie tylko w wymiarze turystycznym – gdzie pałac Buckingham bardziej przyciąga niż Downing Street. W odróżnieniu od podrabianych celebrytów prawdziwa rodzina królewska jest niezmiennie przedmiotem zainteresowania i w miarę potrzeby może stanowić „przykrywkę” odciągającą społeczeństwo od innych kłopotliwych tematów.
Gdybyśmy mieli monarchię, o ile łatwiej byłoby tuszować wpadki rządu i ukrywać kłopoty gospodarcze. Ale czy w Polsce możliwa jest monarchia? – Swego czasu kombinowano, żeby zaproponować koronę Wałęsie (niech panuje a nie rządzi!) a gorliwcy gotowi byli wyprowadzać mu drzewo genealogiczne od dynastii Walezjuszy. Przy ośmiorgu dzieciach i lawinowo narastających wnukach pisma kolorowe miałyby o czym pisać, zwłaszcza, że gdańscy królewicze nie przypominali ugrzecznionych windsorczyków.
Może zatem, wróciwszy do tematu, ukoronować Komorowskiego – reprezentuje w końcu ród znany, skoligacony z belgijską rodziną królewską, ponoć (podobnie jak Kaczyńscy) wywodzi się od Elżbiety Granowskiej (trzeciej żony Władysława Jagiełły... Dzieci też ma nie mało. A gdyby jeszcze urzędnikom z pałacu na Krakowskim zmieniać tytuły na szatnych, koniuszych, łowczych, cześników i podstolich?
Pytanie czy nie można osiągnąć tego samego pozostając w kręgu nowoczesnej demokracji? Konkubiny, bastardzi, nepoci i zausznicy są przecież do załatwienia. Ale nie ma sakry niebieskiej, nie ma świętych olejów... Jednym słowem, mówiąc językiem Wałęsy, między królem a najwyższym nawet urzędnikiem jest taka różnica jak między pomazańcem a popaprańcem.
Marcin Wolski, specjalnie dla WP.PL