Marcin Makowski: Polityka migracyjna, poza silną ręką, wymaga empatii. To cenna lekcja dla Trumpa
Ponad dwa tysiące dzieci rozlokowanych w schroniskach. Płacz i oczekiwanie na odesłanie ich z rodzicami na drugą stronę granicy amerykańsko-meksykańskiej. I ta nieszczęsna kurtka Melanii Trump, która wygląda, jakby nie zależało jej na losie imigrantów. To lekcja, że w polityce migracyjnej poza skutecznością, trzeba mieć też empatię i takt.
Mało co wywołało ostatnio tak zażartą i emocjonalną debatę w Stanach Zjednoczonych, jak konsekwencje zaostrzenia prawa imigracyjnego i polityka ”zera tolerancji” dla osób nielegalnie przekraczających amerykańską granicę. Donald Trump, zgodnie ze swoimi obietnicami wyborczymi, wziął się za robotę, faktycznie już w pierwszym roku prezydentury znacznie zmniejszając przepływ nielegalnych imigrantów na granicy z Meksykiem. I to jeszcze zanim rozpoczęła się budowa słynnego muru. O ile jednak podobne zagadnienia polaryzują amerykańską opinię publiczną od lat, dopiero w połowie 2018 r. wydarzyła się rzecz, która przelała czarę goryczy. Nawet u żony Donalda Trumpa Melanii i jego córki Ivanki.
"Witamy w Ameryce"
Chodzi o konsekwencje obowiązkowego aresztowania wszystkich osób nielegalnie przedostających się do Stanów, które w myśl prawa popełniają przestępstwo i muszą przynajmniej na jakiś czas znaleźć się w areszcie. Ponieważ często towarzyszą im dzieci, a tych aresztować nie wolno, zamyka się je do czasu uregulowania statusu rodziców i odesłania w "dziecięcych schroniskach". Gdy jedna z najbardziej znanych amerykańskich prezenterek Rachel Maddow z MSNBC przeczytała na antenie newsa na ten temat, musiała przerwać program, nie mogąc powstrzymać łez. O ile w szczere intencje amerykańskich mainstreamowych mediów trudno wierzyć, ponieważ rozdmuchają i wykorzystają każdy temat, w złym świetle stawiający obecnego prezydenta – w tym aspekcie mają dużo racji.
Zobacz też: Referendum konstytucyjne Andrzeja Dudy. Publicyści krytykują pomysł prezydenta
Niedawno świat obiegło zdjęcie z przejścia granicznego w Teksasie, gdzie funkcjonariuszka straży granicznej przeszukuje Hondurankę. U stóp matki stoi dwuletnia płacząca dziewczynka. Stało się ono podstawą okładki nowego numer "TIME", na której Trump przygląda się wystraszonemu dziecku, mówiąc: "Witamy w Ameryce". Widząc podobne obrazki, zarówno Melania, jak i Ivanka, wzięły sprawy w swoje ręce i zaczęły lobbować, aby uchwalone już prawo zostało złagodzone, a dzieci nie opuszczały rodziców. Donald Trump ostatecznie uległ presji, podpisując rozporządzenie, które zakasuje separacji rodzin.
"Ja się nie przejmuję, a ty?"
I właśnie wtedy z niezapowiedzianą wizytą w Teksasie pojawiła się pierwsza dama, która bardziej niż na dobrym ruchu męża, skupiła uwagę na swojej kurtce za 39 dolarów z popularnej sieciówki. "Ja się nie przejmuję, a ty?" – głosił napis, wyglądający jak zrobiony białą farbą, który znajdował się na jej plecach.
Niemal równo 16 lat temu, w lipcu 2002, na podobną modową minę wpakowała się podczas wizyty japońskiego cesarza Aleksandra Miller, żona ówczesnego premiera Leszka Millera. Ubrała sukienkę w kwieciste wzory z napisami: "sexy", "cute", "romance", "love", "pink" czy "pretty".
Choć Stephanie Grisham, rzeczniczka Melanii Trump, stwierdziła, że to "tylko kurtka, która nie ma ukrytego przesłania", na Twitterze szybko zareagował sam prezydent. "Napis odnosi się do mediów produkujących fake newsy. Melania zrozumiała, jak nieprawdziwe one są i dłużej nie zamierza się nimi przejmować" – stwierdził.
Ta pozornie błaha sprawa, opisywana na czołówkach amerykańskich mediów pokazuje, że nawet mając wiele argumentów w ręku (USA, jak i inne państwa świata, mają pełne prawo dbać o bezpieczeństwo swoich granic), oraz starając się naprawić błędy (zachowanie pierwszej damy, namawiającej męża do złagodzenia przepisów) – ostatecznie można strzelić sobie w kolano zwykłym brakiem empatii albo wyczucia.
Donald Trump mógł bowiem przewidzieć, jak skończy się separowanie dzieci od rodziców, a Melania Trump, jak niepochlebne zostanie zinterpretowane jej rzekome przesłanie, które dodatkowo wzmocniło chaos informacyjny wokół dopiero co zażegnanego przez Biały Dom kryzysu.
A przecież amerykańskiej pierwszej damie należą się brawa za to, co zrobiła z lobbowaniem poprawki do prawa imigracyjnego. To ważna lekcja, również dla architektów polskiej polityki migracyjnej. Twarda ręka i pragmatyzm nie mogą jednak wykluczać odrobiny współczucia.
Marcin Makowski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl