Marcin Makowski: Gdyby Hitler nie przespał poranka 6 czerwca 1944, wojna mogła zmienić bieg
Dokładnie 73 lata temu wojska alianckie lądując we francuskiej Normandii otworzyły drugi front w Europie Zachodniej. 11 miesięcy później III Rzesza przestała istnieć. Choć dzisiaj traktujemy ówczesny przebieg wypadków jako oczywisty, historia mogła się potoczyć zupełnie inaczej. Wystarczyło, żeby Adolf Hitler zechciał wstać kilka godzin wcześniej pamiętnego czerwcowego poranka 1944 roku.
06.06.2017 | aktual.: 06.06.2017 16:18
Z perspektywy czasu decyzja o lądowaniu alianckich wojsk w Normandii słusznie oceniana jest jako jedno z najważniejszych po bitwie pod Stalingradem oraz starciu o Łuk Kurski wydarzeń zwrotnych II wojny światowej. Trudną przeprawę przez plażę o kryptonimie ”Omaha” znamy z krwawych scen ”Szeregowca Ryana”, bitwy spadochroniarzy ze 101 Dywizji Powietrznodesantowej USA z popularnego serialu ”Kompania Braci”. Tymczasem w większości miejsc zrzutu i zakotwiczenia barek desantowych, opór Niemców był słaby. Dopiero z biegiem dni, gdy dochodziła do nich skala inwazji, rozpoczęły się prawdziwe, pancerne starcia. Tymczasem za taki stan rzeczy nie odpowiadały braki w sprzęcie i wojsku, ale zwykła niefrasobliwość Adolfa Hitlera. Wbrew popularnemu wyobrażeniu, po pierwszych informacjach o starciu w Normandi wódz III Rzeszy nie zareagował wściekłością ani wysłaniem do walki wszystkich dostępnych siłi. Kluczowego czerwcowego poranka, gdy Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy i Polacy zdobywali strategiczne przyczółki, po prostu spał.
Sen dyktatora
Początek czerwca 1944 roku Adolf Hitler spędził w Berghofie, swojej luksusowej rezydencji w bawarskich Alpach, otoczony najbliższymi współpracownikami oraz przyjaciółmi. Według relacji świadków, pomimo świadomości, że próba sforsowania Wału Atlantyckiego przez Aliantów jest nieunikniona, atmosfera która panowała na miejscu wydawała się optymistyczna. W domku herbacianym dyskutowano o historii Europy, snuto plany na przyszłość wierząc, że III Rzesza z dobrze ufortyfikowanym rejonie Calais odeprze każdą próbę przebicia się na Stary Kontynent. W utrzymywaniu tego przeświadczenia ogromną rolę odegrała aliancka machina dezinformacyjna, która dzień po dniu dostarczała niemieckiemu wywiadowi kolejnych sfabrykowanych ”dowodów” poświadczających, że to właśnie w tym rejonie odbędzie się jedna z najważniejszych bitew II wojny światowej. Stworzono całą dmuchaną armię czołgów, która z lotu ptaka wyglądała jak koncentracja wojsk, mylono wrogie radary, zrzucając wielkie ilości pociętej folii aluminiowej, sugerującej przeprowadzanie ćwiczeń bombowców. Z takim stanem wiedzy Hitler spędził wieczór 5 czerwca i z takim nastawieniem kładł się spać.
Traf chciał, że ostatnie godziny przed D-Day dyktator położył się dosyć późno. Z dokumentów i relacji wynika, że obejrzał propagandową kronikę „Die Deutsche Wochenschau”, rozmawiał o nowych filmach i teatrze, wspominając z Josephem Goebbelsem „stare dobre czasy” do około 2 w nocy. Po jego wyjeździe z Berghofu, Hitler był na nogach jeszcze przez godzinę i pomimo tego, że pierwsze komunikaty o zrzucie spadochroniarzy w rejonie Normandii dobierały do niemieckiego dowództwa, nie poinformowano o nich wodza III Rzeszy. Sądzono wtedy, że może to być element odwrócenia uwagi od głównego uderzenia na Calais. Gdy słońce wzeszło około 6 rano, było już prawie pewne, że naziści mają do czynienia z inwazją na pełną skalę. Wybrzeże było ostrzeliwane z pancerników, setki barek wypakowanych żołnierzami forsowało wody kanału La Manche. Właśnie w tych kluczowych godzinach niemieckie wojska pancerne stały z wyłączonymi silnikami w głębi lądu, pozwalając aliantom na zdobycie kluczowych pozycji oraz wyładowanie ciężkiego sprzętu.
"Nareszcie się zaczęło"
Tymczasem głównodowodzący armią spał w najlepsze. Podwładni Hitlera znając jego tendencje do wpadania w ataki histerii i przeświadczenie, że Amerykanie oraz Brytyjczycy zaatakują tam, gdzie najbliżej pomiędzy wyspami a kontynentem, woleli go nie budzić do czasu gdy nie uzyskają całkowitej pewności. Żaden z przybocznych adiutantów nie chciał brać na swoje barki polemiki z Hitlerem. Sytuacja na nowym froncie stawała się jednak krytyczna, a o 10 rano do bawarskiej willi z wiedzą o potencjalnej inwazji przybył minister Albert Speer. To on dopiero około południa poinformował swojego bezpośredniego przełożonego o sytuacji we Francji. Ku zaskoczeniu obecnych, Adolf Hitler nie był zdenerwowany. Wręcz przeciwnie, wyglądał jakby poczuł ulgę. ”Wiadomości nie mogły być lepsze” - miał odpowiedzieć do swojego podwładnego, będąc przekonanym, że niemieckie wojska bez problemu pokonają słabo doświadczoną i posiadającą gorszy sprzęt armię aliantów zachodnich. Tego samego dnia wieczorem w Salzburgu w rozmowie z dowódcami Hitler powtórzył, że ”nareszcie się zaczęło”.
Nie był jeszcze świadomy, że przespanie kluczowych godzin poranka 6 czerwca kosztowało go bezpowrotną utratę inicjatywy na francuskich wybrzeżach. Dopiero późnym wieczorem Adolf Hitler zgodził się z argumentacją feldmarszałka Gerda von Rundstedta, który od kilkunastu godzin czekał z decyzją na wysłanie dwóch rezerwowych dywizji pancernych z okolic Paryża do Normandii. Gdyby rzucono je do walki od razu po lądowaniu amerykańskich wojsk powietrznodesantowych, a czołgi mogły jechać pod osłoną nocy niewrażliwe na aliancką przewagę lotniczą, istniałaby teoretyczna szansa na zatrzymanie pierwszego desantu. Wódz III Rzeszy dosłownie i w przenośni przespał jedną z najważniejszych decyzji całej wojny. Gdy 6 czerwca zbliżał się ku końcowi, we Francji stacjonowało już ponad 160 tys. żołnierzy gotowych do walki o Europę.
Marcin Makowski dla WP Opinie