Magierowski dla WP: "Psychologia ważniejsza od geopolityki" [OPINIA]
W Anchorage prezydent Rosji po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem zmiękczania i hipnotyzowania swoich interlokutorów - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Bez konkretów na Alasce. Co wiemy po spotkaniu Trump-Putin?
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ze zrozumiałych względów dzisiejszy felieton będzie miał raczej charakter analizy psychologicznej niż geopolitycznej. Muszę tym samym z góry przeprosić wszystkich zawodowych psychologów za poniższy, amatorski wywód. Niestety, Donald Trump i Władimir Putin nie pozostawili komentatorom zbyt szerokiego pola manewru.
W rzeczywistości, po amerykańsko-rosyjskim szczycie na Alasce wiemy niewiele więcej, niż przed szczytem. Podczas konferencji prasowej (czy raczej ceremonii wygłaszania oświadczeń) obaj przywódcy byli nader oszczędni w słowach, dziennikarzom nie pozwolono na zadawanie pytań - prawdopodobnie na życzenie strony rosyjskiej - i nie poznaliśmy ostatecznych ustaleń negocjacji.
Czegoś jednak się dowiedzieliśmy. Gdy pozbierać nieco okruchów, przyjrzeć się obrazkom, które docierały do nas z Anchorage, gestykulacji oraz minom Trumpa i Putina, można wyciągnąć kilka intrygujących wniosków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Burdy na Narodowym. Dyplomata nie krył oburzenia
Po pierwsze: gdyby w istocie osiągnięto jakieś porozumienie, np. w kluczowej kwestii zawieszenia broni na Ukrainie, Donald Trump bez wahania ogłosiłby je przed kamerami. Taką już ma naturę. Jego silne pragnienie, aby zostać laureatem pokojowej nagrody Nobla, nie pozwoliłoby ma na ukrywanie tego faktu przed opinią publiczną. Każdy krok przybliżający do pokoju między stronami konfliktu, każda inicjatywa, każde ustępstwo ze strony Kremla, zostałoby przez niego natychmiast nagłośnione. Tym razem tak się nie stało. Być może właśnie dlatego, że nie było czego nagłaśniać. Odwołany został także lunch obu delegacji, a Putin zrezygnował z zaplanowanego wcześniej wywiadu dla Fox News. Poza tym, zbliżenia na twarze obu dżentelmenów, pokazywane przez stacje w przebitkach z konferencji, wyraźne pokazywały rozczarowanie, nie zaś zadowolenie z przebiegu i rezultatu rozmów (choć przyznaję, że w tym akurat elemencie moja diagnoza jest wyjątkowa amatorska).
Po drugie: sam termin "zawieszenie ognia" nie pojawił się ani razu w wypowiedziach obu prezydentów. Za to i Putin, i Trump kilkakrotnie sugerowali, że zależy im na odnowieniu relacji gospodarczych między Ameryką a Rosją. W tłumaczeniu na rosyjski: "Znieście wreszcie sankcje". W tłumaczeniu na angielski: "Chcielibyśmy znów z wami handlować, wspólnie wydobywać surowce, inwestować w Rosji". Dla Putina powrót jego kraju do globalnego krwiobiegu ekonomicznego jest nawet ważniejszy, niż zdjęcie odium pariasa politycznego.
Po trzecie: prezydent Rosji po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem zmiękczania i hipnotyzowania swoich interlokutorów. Niczym wąż Kaa z "Księgi dżungli" Rudyarda Kiplinga. Przed wylotem do USA złożył w Magadanie wieniec pod pomnikiem upamiętniającym amerykańskich i rosyjskich lotników z czasów II wojny światowej. Mówił o "dobrych sąsiadach", bo przecież Rosję i Amerykę dzieli jedynie 85-kilometrowa cieśnina Beringa. W swoim oświadczeniu Putin nie tylko rozprawiał o swoim amerykańskim odpowiedniku w samych superlatywach, lecz wbił jeszcze szpilkę Joe Bidenowi, mówiąc, iż za prezydentury Trumpa nigdy do tej wojny by nie doszło. Wreszcie zaprosił swojego rozmówcę do Moskwy (co ciekawe, ten gest został przez Trumpa potraktowany dość chłodno). Prezydent USA odwdzięczył się przejażdżką w swojej limuzynie (niewykluczone, że sam Trump i jego współpracownicy będą wkrótce żałować tego gestu), dwukrotnie zwracając się do niego per "Vladimir" i wspominając, że zawsze był z Putinem "w dobrych relacjach". Dodał także, iż rosyjski przywódca "…wants to stop seeing people be killed" ("Chciałby, aby przestano zabijać ludzi"). Zapominając, lub nie chcąc pamiętać, iż to właśnie władca Kremla zabija ludzi na Ukrainie.
Na pierwszy rzut oka zdecydowanie więcej ugrał na tym szczycie Putin. Parafrazując innego klasyka brytyjskiej literatury, im bardziej Trump zaglądał do środka, tym bardziej nie było tam żadnej woli porozumienia ze strony moskiewskiego satrapy.
Dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski
Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".