PolskaLudwik Dorn: przedterminowe wybory nie są katastrofą

Ludwik Dorn: przedterminowe wybory nie są katastrofą

Przedterminowe wybory nie są katastrofą, ale wydarzeniem nadzwyczajnym. Polityków wiąże kadencja, chyba że dzieje się coś nadzwyczajnego. Całkowicie niepoważne i infantylne jest myślenie, że kadencję można skracać, dogadując się z powodu wyniku trzech sondaży opinii publicznej - mówił gość "Sygnałów Dnia" Polskiego Radia, wicepremier Ludwik Dorn.

Ludwik Dorn: przedterminowe wybory nie są katastrofą
Źródło zdjęć: © wp.pl

21.03.2007 | aktual.: 21.03.2007 12:43

Sygnały Dnia: Panie premierze, dziś debata Jarosław KaczyńskiDonald Tusk w redakcji "Faktu". Będzie mowa, nie wiem, o przyspieszonych wyborach na przykład?

Ludwik Dorn: Ja naprawdę nie szedłbym tropem tego typu spekulacji. Wczoraj wobec mnie padały takie pytania, a ja powiedziałem: nie wnikam, znaczy że nie widzę ciągu logicznego między faktem, że przywódca głównej partii rządzącej i przywódca głównej partii opozycyjnej spotykają się w redakcji gazety i dyskutują, a może, ponieważ znają się od dziesiątków lat, zamienią przy okazji parę zdań tak sentymentalnie, a może nie tylko sentymentalnie, to z tego by wyciągać już wniosek, że dojdzie do rzeczy ekstraordynaryjnej jednak, jak przyspieszone wybory.

Jakieś ślady logiki w tym można znaleźć. Prawo i Sprawiedliwość w sondażach jednak traci, ten dystans za Platformą, ostatnie dni, ostatnie kilka sondaży potwierdza. Może lepiej teraz skonsumować te całkiem wciąż niezłe poparcie – dwadzieścia kilka procent – być solidną opozycją, niż ryzykować scenariusz innych formacji, które rządząc, zjechały w dół.

- Proszę pana, moja partia, ja jesteśmy zdania następującego – przedterminowe wybory nie są żadną katastrofą, ale są wydarzeniem nadzwyczajnym, to znaczy polityków wiąże kadencja, chyba że dzieje się coś nadzwyczajnego. Otóż nic tak nadzwyczajnego w Polsce się nie dzieje, to jest inny system polityczny, niż system brytyjski, gdzie właściwie premier mający poparcie swojej frakcji w parlamencie, decyduje o terminie wyborów, gdzie nie ma tego sztywnego konstytucyjnego okresu kadencyjnego. W polskim systemie politycznym mamy do czynienia z kadencjami, można dokonać przyspieszonych wyborów, ale... I tu nie chodzi tylko o publiczne deklaracje. Mielibyśmy do czynienia z sytuacją całkowicie niepoważną, infantylną i wręcz groźną, gdyby politycy rzeczywiście myśleli (a zapewniam, że tak nie myślą i mówię tutaj nie tylko o swojej partii), że można ten termin kadencyjny skracać, dogadując się na przykład z powodu takiego, a nie innego wyniku trzech sondaży opinii publicznej.

A sondaż poparcia dla rządu – 77% Polaków źle ocenia rząd. Oczywiście, sondaże można bagatelizować, ale przy takiej proporcji – 77% przeciw, kilkanaście za – to dla osoby takiej jak pan, uchodzącej nie bez przyczyny za jednego z poważniejszych analityków tego rządzącego obozu, to musi być lampka ostrzegawcza.

- To jest pewnego...

Owszem, można mówić: media, owszem, można mówić: krytyka, prawda, czasem nieusprawiedliwiona, czasem zbyt brutalna, ale ten wynik jest czymś, co nakazuje przemyśleć.

- Tak, to jest pewien fakt, fakt sondażowy, ale to jest też pewnego rodzaju fakt społeczny, z racji komentarzy obrasta też w fakt natury politycznej, w związku z tym ja sądzę, że warto to przemyśleć, z tym, że mniej jako polityk, bardziej jako socjolog dokonywałbym pewnego zróżnicowania między deklaracjami typu sondażowego a ewentualnością realnego postępowania, na przykład wyborczego. Wie pan, jeżeli gospodarka, wszystko wygląda na to, i są prognozy, że będzie się rozwijać w tempie jeśli nie 7% przyrostu PKB, to niewiele mniej niż siedem, a jednocześnie 49% respondentów, czyli Polaków dorosłych stwierdza, że gospodarka znajduje się w stanie kryzysu, to każdego, w tym socjologa, skłania do refleksji nad rozbieżnością swego rodzaju różnego rodzaju deklaracji a rzeczywistością, a ja jednak sądzę, że ludzie deklarują, mówiąc kolokwialnie, na gębę różne rzeczy, ale jednak są związani tym, co dzieje się w rzeczywistości.

Czyli to jest taki miękki sprzeciw wobec rządu, niż...

- Tak. Sądzę, że jest to sprzeciw miękki, nie przekładający się stuprocentowo (nie twierdzę, że nie przekładający się w ogóle, no bo wtedy nie nadawałby się do polityki) na realne poparcia bądź realne odrzucenia. (ak)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)