ŚwiatLewacki terroryzm powraca do Aten. Wszystkiemu winni są Niemcy

Lewacki terroryzm powraca do Aten. Wszystkiemu winni są Niemcy

Małe, wysyłane pocztą bomby mają zranić, a nie zabić. Ostatnio zamachowcy zaczęli porywać się jednak na większe cele. W Atenach rośnie obawa przed ekstremizmem zrodzonym z gospodarczej zapaści. Radykałowie wyładowują frustrację na wszystkim, co kojarzy się z Niemcami.

Lewacki terroryzm powraca do Aten. Wszystkiemu winni są Niemcy
Źródło zdjęć: © Getty Images
Jarosław Kociszewski

Atak bombowy na samochód byłego premiera Lucasa Papademosa w ostatnich dniach maja był największym, jak do tej pory zamachem przypisywanym lewackim bojówkom. Życie polityka, kierowcy i ochroniarza uratował opancerzony Mercedes. Trzej ranni mężczyźni trafili do szpitala. Uwadze lokalnych mediów nie umknęła ironia sytuacji, w której samochód z Niemiec pokrzyżował plany ekstremistów obarczających Berlin odpowiedzialnością za klęski kraju.

Z Grecji pochodziła też seria bomb rozesłanych pocztą do europejskich polityków, instytucji i firm obarczanych odpowiedzialnością za trudną sytuację gospodarczą Aten. Ładunek wybuchowy znaleziono w paczce zaadresowanej do ministra finansów Niemiec Wolfganga Schauble, a w Paryżu wybuch ranił pracownika Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Bomby są zbyt małe, żeby zabić, a nieduża ilość materiału wybuchowego utrudnia ich wykrycie.

Zamachy są przede wszystkim dziełem lewackich Konspiracyjnych Komórek Ognia (SPF), które nawiązują do terroru z drugiej połowy ubiegłego wieku. Kryzys gospodarczy i napięcia społeczne spowodowały, że grecka młodzież wyraźnie się radykalizuje. Obrzucanie policji koktajlami Mołotowa podczas demonstracji przestaje wystarczać i stąd obawa, że młodzi radykałowie sięgną po broń.

Skrajnia lewica to nie jedyne zagrożenie

W rozmowie z Wirtualną Polską Grzegorz Dziemidowicz, były ambasador Polski w Grecji i wykładowaca Collegium Civitas, przekonuje, że nie jest to poważne zagrożenie zwłaszcza, że ostatnią śmiertelną ofiara lewackiego terroru w Grecji był Setphen Saunders, brytyjski attaché wojskowy zastrzelony w Atenach w 2000 r. Do zamachu przyznała się wtedy Organizacja Rewolucyjna 17 Listopada (N17) utworzona w połowie lat 70. ubiegłego wieku i ostatecznie rozwiązana w 2002 r.

– Lewaccy terroryści to margines barwnej sceny politycznej Grecji – mówi Dziemidowicz. – Bardziej obawiam się skrajnej prawicy, bo ona karmi się tym samym, co radykałowie w całej Europie, w tym w Polsce, a więc niechęcią do cudzoziemców czy establiszmentu. W wyborach w 2015 r. skrajnie prawicowa Złota Jutrzenka uzyskała 7-procentowe poparcie i obecnie jest trzecią co do wielkości siłą polityczną kraju. Sympatycy tej parii wielokrotnie siłą "przekonywali" do swoich poglądów.

Obraz
© Getty Images

Wszystkiemu winni są Niemcy

Zdaniem Dziemidowicza Grecy są wyraźnie proeuropejskim społeczeństwem, które jest świadome korzyści wynikających z przynależności do Wspólnoty. Problemem jest jedynie niechęć do Niemiec obarczanych odpowiedzialnością za problemy gospodarcza, a co za tym idzie, obniżenie standardu życia. Stąd, na przykład, w 2013 r. zamachowcy z broni automatycznej ostrzelali rezydencję niemieckiego ambasadora w Atenach czy wybuch samochodu - pułapki pod bankiem przed wizytą kanclerz Merkel w 2014 r.

Wielu młodych radykałów nie pochodzi z biednych rodzin. Mają z czego żyć pomimo braku pracy w kraju, w którym bezrobocie wśród młodzieży sięga 45 proc. Według ekspertów wielu z nich po prostu chce pokazać niezadowolenie i rozczarowanie stanem państwa i elit. Dlatego nieźle wykształceni, przepełnieni złością ekstremiści przede wszystkim oczekują rewolucji, która przywróci sprawiedliwość społeczną.

Jednym z najważniejszych miejsc na greckiej mapie niepokojów jest słynąca z anarchistycznych tendencji, ateńska dzielnica Exarcheia. W 2008 r. policjanci zabili tam 15-latka i od tej pory praktycznie się tam nie zapuszczają. Jeśli to robią, to ryzykują sprowokowaniem zamieszek. To grecka wersja strefy "no-go" w sercu stolicy.

Obraz
© Getty Images

Grecy na razie nie widzą poprawy

Nic nie wskazuje na to, żeby napięcia społeczne w Grecji miały słabnąć. Co prawda bolesne reformy gospodarcze powoli zaczynają przynosić rezultaty, ale, zdaniem Dziemidowicza, zwykli Grecy jeszcze tego nie dostrzegają. To może zacząć zmieniać się, jeżeli tegoroczny sezon turystyczny będzie udany. Cenę reform zapłaci obecny rząd premiera Aleksisa Tsiprasa, choć nie oznacza to, że Grecy zaufają ekstremistom z lewa czy z prawa.

W najlepszej pozycji przed wyborami, które odbędą się najpóźniej jesienią 2019 r. będzie centroprawicowa Nowa Demokracja. Jeżeli wykorzysta rozczarowanie bolesnymi kosztami reform, to po objęciu władzy będzie mogła czerpać z korzyści, które przyniosą zmiany. To spokojny, pozytywny scenariusz rozwoju sytuacji w Grecji, który na pewno nie odpowiada młodym radykałom zapatrzonym w poczynania poprzedniego pokolenia lewackich ekstremistów.

terroryzmniemcygrecja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (93)