Kwaśniewski bierze lewicę, Gowin prawicę, Piechociński centrum
Aleksander Kwaśniewski liderem nowej lewicy, Jarosław Gowin bierze prawicę, a Janusz Piechociński zagospodarowuje wielkie centrum. Oto nowy układ w polskiej polityce, który podobno właśnie się rodzi - czytamy w "Polityce".
A co z Tuskiem i Kaczyńskim? Tu nie ma jeszcze wyraźnej odpowiedzi – pisze Janina Paradowska. – Być może skazani są na to, co dotychczas, czyli trwanie w śmiertelnym uścisku, który kiedyś – chociaż nie wiadomo, kiedy – musi ich ostatecznie obu zadusić. (…) Istniejącym od kilku lat układem sił wszyscy są już mocno wyczerpani. Stąd gorączkowe szukanie chociaż nikłych znamion jakiegoś ruchu na politycznej scenie.
Gowin rozbijający Platformę, a nawet zajmujący miejsce Jarosława Kaczyńskiego pojawiał się już nie tylko jako intelektualna czy polityczna prowokacja, ale scenariusz możliwy do zrealizowania. (…) W tym gorącym czasie nie pokazał się jednak jako charyzmatyczny przywódca obozu wielkiej prawicy. Wprawdzie sam w jednym z wywiadów przyznał, że charyzmy Kaczyńskiego nie posiada, ale czas zdawał się mu sprzyjać. Czterdziestka posłów to byłby przecież jeden z największych klubów w Sejmie, można byłoby się z Tuskiem układać albo iść na wybory. Tymczasem Gowin, zamiast przejść do ataku, brylować codziennie w mediach, schował się, a przed premierem gęsto tłumaczył. Wyraźnie nie chciał tworzyć nie tylko obozu wielkiej prawicy, ale nawet bytu skromniejszego, czyli partii Gowina.
Projekt "Gowin" przypomina politycznego drona, bezzałogowca, który lata, kręci się, wypatruje, robi sporo szumu, czasem strzela, ale nawet kapitan do takiego statku nie ma odwagi wsiąść. Można odnieść wrażenie, że cała polska polityka zapełnia się takimi dronami, kręci się ich wokół pełno, ale gdy spojrzeć, to we wnętrzu pustka, pasażerów brak. Takim dronem wydaje się też projekt "Wielka Lewica Kwaśniewskiego", który powraca natarczywie, w różnych wariantach.