Książka Danuty Wałęsy
Sensacyjne wyznania byłej prezydentowej...
Filmowali ich w łóżku? Szokujące wyznanie żony Wałęsy
Danuta poznała Lecha 14 października 1968 r. Pracowała wówczas w kiosku, do którego on przyszedł rozmienić pieniądze. "Następnego dnia przyszedł ponownie, jakby z wdzięczności, i przyniósł gumę do żucia. W ogóle mnie wtedy nie zainteresował. Ba, śmieszyła mnie ta guma do żucia" - wspomina. Przyszłemu przywódcy Solidarności wpadła jednak w oko, zaczął pojawiać się w kiosku częściej.
"Obserwowałam go, jak idzie ciągle zamyślony, lekko wycofany. On zawsze był taki skupiony, tajemniczy. Zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Może ta jego tajemniczość mnie zaintrygowała?" - zastanawia się po latach była prezydentowa.
"Pewnego dnia odprowadził mnie do domu. I właśnie wtedy zaiskrzyło" - opowiada. Danuta i Lech zaczęli się spotykać na poważnie. Jak zdradza żona Wałęsy, nie chodzili na potańcówki, bo nie było ich stać, spacerowali za to po Gdańsku i chodzili do kina "Leningrad", czyli dzisiejszego "Neptuna".
Danuta Wałęsa stwierdza, że była to prawdziwa miłość, a taka jest tylko jedna w życiu i nic jej nie może zniszczyć.
Na zdjęciu: Lech Wałęsa z żoną Danutą po wygraniu wyborów prezydenckich - 9 grudnia 1990 r.
(js)
"Nie pamiętał, kiedy urodziły się dzieci"
Żona Wałęsy wyjawia, że mąż nigdy nie pamiętał dat urodzin ich ośmiorga dzieci. Gdy go o to pytano, wyjmował dowód i z niego odczytywał konkretne lata. Opisuje jak kiedyś wyszła do sklepu, a dziecko zrobiło w pieluchę kupę: "Mąż nie wytarł mu pupy, a jedynie brudną pieluchę wyciągnął, podłożył nową, brudząc w ten sposób i tę nową. Na tym polegało przewijanie dziecka w jego wykonaniu".
Mówi, że Wałęsa nigdy nie wyrywał się, żeby w domu coś zrobić. "Uważał, ze ja jestem od tego. A już później, w latach 80., przy tej cholernej polityce, coraz mniej zajmował się domem, dziećmi i mną, czyli rodziną" - pisze.
W swojej autobiografii była prezydentowa dementuje też krążącą od wielu lat informację, jakoby wraz z mężem adoptowała dwójkę dzieci po poległym stoczniowcu.
Na zdjęciu Danuta Wałęsa z dziećmi: Anną (na rękach u mamy), Bogdanem i Jarosławem w Stoczni Gdańskiej - 1 maja 1981 r.
"Nigdy nie martwiłam się o męża"
Była prezydentowa wyjawia, że mąż do 1980 r. nie wtajemniczał jej w wiele spraw. "O takich trudnych sprawach, jak zwolnienia z pracy czy opozycja, czyli polityka, mąż niewiele mi mówił. (...) Nigdy wprost mi nie powiedział: 'Słuchaj. Związałem się z taką i taką grupą, czyli opozycją polityczną'. Zorientowałam się sama po różnych zdarzeniach. Zaczął wychodzić, nie mówiąc gdzie i w jakim celu. Do domu zaczęli zachodzić jacyś nieznani ludzie. Pojawiły się ulotki. Nie mogę sobie przypomnieć, jak zareagowałam, gdy już wiedziałam, co się dzieje. Z pewnością trochę dokuczałam mężowi, że się boję. Nie musiało jednak to być coś dramatycznego, skoro tego faktu nie pamiętam. Ufałam mężowi" - pisze.
Danuta Wałęsowa wyjawia, że nigdy nie martwiła się o męża. "Nie, nie bałam się, że na przykład wyjdzie z domu i nie wróci. Nie wrócił dziś na noc, to przyjdzie jutro. Może to jest naiwne, ale taka jest prawda. Wiem, można powiedzieć, że Wałęsowa jest trochę nienormalna. Może to niezrozumiałe, nie wiem, jak to wyjaśnić. Mąż był człowiekiem przedsiębiorczym, operatywnym i obowiązkowym. Dało się przeżyć. Kryzys odczułam dopiero w stanie wojennym.
Na zdjęciu: Lech Wałęsa z córką Magdą na ręku oraz synami Sławomirem i Przemysławem w Stoczni Gdańskiej - 1 maja 1981 r.
"Po Sierpniu nasza rodzina się rozprysła"
O Sierpniu'80 Danuta Wałęsa pisze jako o najpiękniejszych dniach w swoim życiu. Z tego, że coś wydarzy się 14 sierpnia nie zdawała sobie jednak sprawy, ponieważ mąż nie uprzedził jej o planowanym w stoczni strajku. Nie chciał, żeby się o niego bała.
"Osobiście uważam te dni od 14 do 31 sierpnia za najcudowniejszą rzecz, jaka może przydarzyć się człowiekowi. Tyle życzliwości, ile zaznałam wtedy, nie zaznałam ani wcześniej, ani później w całym życiu! Nie wiem, kim byli odwiedzający mnie ludzie. Przychodzili bezinteresownie. (...) Teraz wszystkim dziękuję, bardzo dziękuję za życzliwość i wsparcie!" - czytamy.
Jednocześnie po Sierpniu zaszły istotne zmiany w jej życiu osobistym. Opisuje, że wcześniej jako rodzina byli niczym "zaciśnięta pięść", a potem "wszystko się rozprysło, nasze gniazdko się rozerwało". "Po Sierpniu musiałam się uczyć życia od początku! (...) Do powstania Solidarności, dopóki byliśmy razem, mąż angażował się, poświęcał dużo czasu i dzieciom, i mnie. Chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy o sobie, wiedział, jak się dzieci chowają, jak się rozwijają. A gdy powstała Solidarność, choć może nie od razu, ale w krótkim czasie, zniknął i ojciec, i mąż. Był jego świat, jego polityka, a ja - sama" - pisze z goryczą.
SB filmowała ich w sypialni?
Wałęsowie byli pod stałym nadzorem SB. Mieli podsłuch w mieszkaniu, w telefonie. "Przed wejściem do klatki schodowej stał przez całą dobę samochód z tajniakami. W pobliżu naszego mieszkania, żeby nas obserwować wynajęli inne mieszkanie. Kontrola i spisywanie wchodzących i wychodzących" - wymienia była prezydentowa.
"Po wyjściu męża z Arłamowa komuniści stworzyli nam na Zaspie specjalne warunki do życia. Mąż czasem opowiada, że oprócz posłuchów i obstawy mieli też zainstalować kamerę. Nie wiem, czy jest to prawda" - pisze Danuta Wałęsa. Jej mąż kilka lat temu wyznał, że SB filmowała go nagiego w sypialni. - Wiedziałem, że mam bezpośrednio kamerę założoną malusieńką nad moim łóżkiem w domu. Wie Pan, różne figle się robi z żoną. Chciałem zobaczyć, czy i te rzeczy znalazły się w archiwach po SB - mówił w rozmowie z "Faktem".
Wałęsowie w latach 80. zazwyczaj spędzali wakacje miejscowości Węsiory na Kaszubach. Tam również towarzyszyła im SB. "Gdy przyjeżdżaliśmy do naszego domku, esbecja siedziała w fiacie. Nagle dość szybko ktoś postawił obok nowy domek. Okazało się, że SB go wybudowała, żeby mieć nas na oku. Później od zaprzyjaźnionych osób dowiedzieliśmy się, że pomiędzy naszym domkiem, a tym esbeckim biegł przewód. Po prostu pod naszą nieobecność założyli nam podsłuch" - opowiada.
"Było mi wszystko jedno, czy mąż wygra, czy nie"
Danuta Wałęsa obszernie pisze o czasach prezydentury męża. Wyjawia po latach, że mąż nie informował jej o zamiarze kandydowania na prezydenta. A ona nie brała na poważnie tego, że nim zostanie. Wychodziła z założenia: co Pan Bóg da, to będzie.
W kampanii wyborczej nie uczestniczyła, było jej wszystko jedno, czy mąż wygra, czy nie. Zszokowała ją za to przegrana Tadeusza Mazowieckiego ze Stanem Tymińskim w pierwszej turze. "Kilkadziesiąt lat komunizmu zrobiło swoje i część ludzi dała się nabrać na pajaca z Kanady" - pisze.
Tłumaczy, dlaczego nie przeprowadziła się do Warszawy: "W Warszawie czułam się i czuję źle". Zresztą Belweder nie był przystosowany do zamieszkania przez tak liczną rodzinę. "Mało kto wie, ale na początku urzędowania mąż spał na kozetce ustawionej w łazience. Oprócz kozetki był tam prysznic i nie wiadomo dlaczego ogromna kasa pancerna" - opowiada.
"Byłam samowystarczalna"
Danuta Wałęsa opowiada, że jako żona prezydenta nie miała do dyspozycji żadnego biura, asystentki, doradczyni, stylistki czy projektantki. "Z pomocą koleżanek byłam samowystarczalna. Od czasu do czasu pani Zofia Marciniak uszyła mi jakąś sukienkę lub kostium. (...) Prosiłam, aby było elegancko, ale skromnie. A czasem razem z Grażyną Pusz lub Ireną Zawadzką kupowałam coś w sklepie. I tyle, normalnie jak w życiu" - pisze.
Tłumaczy, jak radziła sobie podczas oficjalnych spotkań: "Przed zagranicznym wyjazdem otrzymywałam informację, jaki i na jaką okoliczność jest wymagany strój. Garsonka czy też długa suknia, i to mi w zupełności wystarczało.
Poza tym każdy z członków oficjalnej delegacji otrzymywał specjalną książeczkę przygotowaną przez osoby od protokołu dyplomatycznego, w której oprócz szczegółowego terminarza, rozpisanego co do minuty, zawarte były inne ważne informacje dotyczące poszczególnych punktów programu. Jak na przykład, kto z kim i w jakiej kolejności się wita lub żegna podczas spotkania. Poza tym zawsze był obecny szef protokołu, który o czymś istotnym uprzedzał lub w razie konieczności podpowiadał. Wystarczyło się tylko do tego wszystkiego dostosować".
"Urywałam się ochroniarzom"
Pierwszej Damie doskwierała ciągła obecność oficerów BOR. Zdarzało jej się urywać ochroniarzom. Z czasem jednak przyzwyczaiła się do ich towarzystwa.
Danuta Wałęsa opisuje, że panowie z BOR okazali się dyskretni i nie ingerowali w jej codzienne życie, poza jednym oficerem. "Chciałam coś kupić, a czułam na plecach jego oddech. Prosiłam: 'Niech pan zostanie przy wejściu'. Bo jak można przy obcej osobie kupować rzeczy tak intymne jak bielizna. Ale poza tym był to pan towarzyski. Nawet na babskich przyjęciach u Grażyny Puszowej też musiał być jako ochrona".
"Byłam wściekła"
Żona Wałęsy bardzo szczerze opisuje swoją reakcję na przegrane wybory z 1995 r. "Przegrana zabolała, ale nie dlatego, że mój mąż przegrał, lecz dlatego, że przegrał z postkomunistą. To mnie zabolało!" - pisze. Dodaje, że była zbulwersowana, a nawet wściekła. "Taki był pierwszy odruch, później uznałam ją za coś normalnego. (...) Dość szybko przeszłam nad tym do porządku dziennego. Ba, przegrana nawet wtedy mnie ucieszyła" - czytamy.
Opisuje też, jak przegraną przeżył jej mąż. Przyznaje, ze Wałęsa "był w dołku", ale go nie pocieszała, bo nie ma takiej natury. "Tłumaczyłam konsekwentnie, że widocznie tak musiało być i powinien wziąć się w garść. On jednak żył z poczuciem przegranej i prezydenckiego niespełnienia".
Kategorycznie stwierdza, że tak nie powinno być, bo mąż był uczestnikiem pięknej historii. "Przecież, pomimo że nie jest prezydentem i nie jest czynnym politykiem, pozostały jego dawne dokonania i miejsce w historii. Cóż, jego problem polega na tym, że nie chciał stać się pomnikiem, legendą, chciał nadal uprawiać politykę" - podsumowuje.
"Chciał, żebyśmy w domu rozmawiali przez skype'a"
Była prezydentowa krytykuje zamiłowanie męża do komputerów i internetu. "Mam pretensje, jeśli narzeka, że się napracował, a ja wiem, na czym rzeczywiście polegała ta jego praca: 'Jesteś zmęczony? Tak, ale co konkretnego zrobiłeś? Ja zasiałam marchewkę, która wzejdzie za trzy tygodnie, a za dwa miesiące urośnie. A ty? Godzinami stukałeś w klawiaturę komputera. Przecież to jest bez sensu".
Opisuje też inną sytuację: "Kiedyś postanowił, że będę siedziała przy komputerze i będziemy ze sobą rozmawiać przez skype'a. On na dole, ja na górze czy odwrotnie, zresztą nieistotne. Dosłownie! My, przebywając w naszym domu, mamy ze sobą rozmawiać za pośrednictwem maszyny?! Wiem, że internet zastąpił mu spotkania z ludźmi, wiece i dyskusje, w których brał udział od 1980 r. aż po prezydenturę. Lecz mam prawo nienawidzić komputera, ponieważ, niestety, maszyna okazała się ważniejsza niż drugi człowiek".
"Nie widzę Tuska na stanowisku prezydenta"
Danuta Wałęsa ujawnia, że w 2007 r. głosowała na PO. "Nie poprę PiS-u, nie poprę SLD. To nie moja bajka. PO jest, jaka jest, ale nie widzę innej rozsądnej partii" - uważa. Jej zdaniem Donald Tusk okazał się dobrym premierem, a poza tym to sympatyczny człowiek. "Poznałam jego żonę. Również miłą i sympatyczną. Widać, że pani Małgorzacie i panu Donaldowi woda sodowa nie uderzyła do głowy. A poznałam wielu, którzy po objęciu pewnych funkcji zmienili się nie do poznania. Choć uważam, że PO mogłaby rządzić skuteczniej" - stwierdza.
Bardzo dobrze wypowiada się również o prezydencie Bronisławie Komorowskim, na którego oddała głos w 2010 r. "Odpowiada mi jego osobowość, przekonują mnie jego wizerunek, zachowanie i słowa. Nie widzę innej osoby na tym stanowisku. Przy całej sympatii do pana Tuska też go nie widzę w roli prezydenta. W roli premiera tak" - pisze Danuta Wałęsa.
"Leszek był niemotą; Jarosław ma szklane oczy, zimne, bezwględne"
Żona Wałęsy opowiada także o swojej znajomości z braćmi Kaczyńskimi. Podkreśla, że nigdy nie byli oni jej przyjaciółmi. O Lechu pisze: "Nieładnie określę, ale dla mnie był taką niemotą. Był osobą potrzebującą zachęty, a nawet popchnięcia do działania". Stwierdza, że był uzależniony od brata, który zawsze był "wodzem". "Przyznam, że osobiście jest mi żal pana Leszka, bardzo. Ludzie skupieni wokół jego brata, z nim samym na czele, zrobili panu Leszkowi ogromną krzywdę, wypychając go na urząd prezydenta. Widać było, że nie jest mu łatwo wypełniać obowiązki prezydenta. (...) Z czasem pan Leszek jakby zaczął się wyrabiać, lepiej prezentować...".
"Obaj bracia mieli podobne charaktery. Jednak w oczach pana Leszka można było zauważyć taki ludzki błysk, odruch. Tego nie można powiedzieć o panu Jarosławie. Jego oczy są niczym szkło, zimne, bezwzględne. Tak, pamiętam ten wzrok. Winni błędów i zaniedbań muszą być wskazani i ukarani. Natomiast za zmarłych powinniśmy się modlić. Przede wszystkim się modlić!".
"Mąż nie chciał jechać do szpitala, bał się łez"
Danuta Wałęsa po raz pierwszy opisuje, jak ona i jej mąż przeżyli wypadek motocyklowy syna Jarosława. Tak opisuje swoją relację z synem: "Jarek najlepiej mnie rozumie. Potrafi mamie prawić komplementy. Rozładowuje moje frustracje czy złości. Nieustannie powtarza: 'Musisz, mamo, wszystko robić, żebyś była szczęśliwa'".
"Nie mogę opisać mojej pierwszej reakcji... Stałam się jak beton, bezmyślna... Jakby mnie zamurowało. Dopiero później, gdy zaczęły napływać wiadomości, w jakim Jarek jest stanie, dopiero wtedy się rozsypałam" - czytamy.
Zdradza, że mąż nie chciał jechać do szpitala: "Myślę, że bał się, że gdy go zobaczy w takim stanie, to się rozpłacze, a to nie w jego stylu. Gdyby Jarek zginął, nie wiem, jak on by to przeżył".
"Siał zgorszenie"
O ks. Henryku Jankowskim pisze, że "miał w swoim życiu wielkie dni, ale miał też żałosne". Dementuje informacje mówiące o tym, że prałat był spowiednikiem jej męża i jego przyjacielem. "O księdzu Jankowskim można powiedzieć, że uprawiał zawód kapłana, będąc w zasadzie biznesmenem" - stwierdza. Opisuje, że co trzy lata zmieniał samochód, a kiedyś podczas wspólnego przystanku w zajeździe zamówił kaczkę. Gdy zdziwiła się: "Księże, przecież jest piątek?" Wzruszył ramionami i powiedział: "Jesteś kaczką, ale stań się rybką".
Dalej czytamy: "Najbardziej bolały mnie inne zachowania księdza Jankowskiego - w obecności kobiet i dorastających dzieci potrafił wypowiadać obleśne słowa. Niestety sama musiałam tego doświadczyć. Byłam oburzona. (...) Dlatego wszystkie hece, jakie wyczyniał, mnie nie zaskoczyły i nie zgorszyły. Uważam, że ze względu na dobro Kościoła, z powodu zgorszenia, jakie ksiądz Jankowski siał, arcybiskup Gocłowski powinien go wcześniej odsunąć. (...) Natomiast abp Głódź nie powinien przywracać księdza Jankowskiego. Cóż, arcybiskup Głódź chciał pokazać, kto rządzi w gdańskim Kościele, chciał też dopieścić zarówno prałata, jak i grono jego wielbicieli. I przy okazji popełnił złośliwość wobec Gocłowskiego".
"O. Rydzyk żeruje na naiwności ludzi"
"Dla mnie Tadeusz Rydzyk nie jest ojcem zakonnym. To jest człowiek, który realizuje swoją politykę i swój interes, wykorzystując w tym celu radio. Realizuje własne ambicje. Na sto procent!" - pisze Danuta Wałęsa. I kontynuuje: "Ma niewiele wspólnego z wiarą, z Kościołem czy z dobrocią. Żeruje na naiwności mało samodzielnych, niezaradnych ludzi i ich wykorzystuje. Dużo próżności widać w tym człowieku. A hierarchia Kościoła sobie z nim nie radzi".
O samym Radiu Maryja tak pisze: "Siedzi w studio jakiś zakonnik, ktoś dzwoni i mówi głupstwa, opluwa ludzi, których nie zna. A zakonnik słucha i: 'Aha, aha, aha...'". Danuta Wałęsa uważa, że to radio podburza ludzi.
Zdradza też, że jej mąż namiętnie słucha Radia Maryja, ze słuchawką w uchu kładzie się spać. Stwierdza wręcz, że mąż ma obsesję na tym punkcie. "Bo chyba jest to jakaś obsesja, żeby słuchać, co negatywnego mówią inni. Słuchać, co nienawistnego wygadują Macierewicze, Kaczyńscy czy Olszewscy? A może sprawia mu to przyjemność?" - zastanawia się była prezydentowa.
(js)