Kremlowska propagandystka wzywa do użycia broni nuklearnej. "Nie stanie się nic strasznego"
Margarita Simonjan, redaktorka naczelna rosyjskiej telewizji propagandowej RT, zasugerowała w środę w swoim własnym programie telewizyjnym, że Rosja zdetonuje bombę atomową na wysokości stu kilometrów nad Syberią. Według niej ultimatum nuklearne jest kluczem do zakończenia wojny na Ukrainie.
Jak przekazuje gazeta.ru, według Simonjan eksplozja jądrowa na wysokości setek kilometrów będzie świetnym ostrzeżenie dla Zachodu, "nic nie spowoduje" na powierzchni Ziemi.
– Nie stanie się nic tak strasznego, ani zima nuklearna, której wszyscy się boją, ani potworne promieniowanie, które wszystkich zabije – powiedziała Simonjan. Z drugiej strony, jej zdaniem, reakcja nuklearna wyłączyłaby wszystkie urządzenia radioelektroniczne i satelity.
– Cofniemy się do roku 1993, kiedy pojawiły się telefony przewodowe. Mieliśmy wtedy wspaniały czas. Zabraniam moim dzieciom korzystania z tabletów. Nie będę im musiała tłumaczyć, dlaczego wszyscy to mają, a oni nie – powiedziała prowadząca na antenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kreml natychmiast wkroczył z zapewnieniem, że redaktorka nie jest rosyjskim urzędnikiem państwowym i "jej słowa nie zawsze przekazują oficjalne stanowisko" Moskwy. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow podkreślił, że Rosja nie zrzekła się zobowiązań zakazujących prób nuklearnych. – Nie sądzę, że można o tym rozmawiać w ten sposób – powiedział.
Głos zabrał także burmistrz milionowego Nowosybirska Anatolij Lokot. Według niego taki krok wywołałby konsekwencje, które utrzymywałyby się przez tysiące lat.
– Jako fizyk z wykształcenia skomentuję tę kwestię: po eksplozjach termojądrowych nad powierzchnią ziemi nie można spodziewać się niczego dobrego. Konsekwencje będą widoczne nie przez setki, ale przez tysiące lat – stwierdził burmistrz.