Koronkowa prowokacja WSI
Za prowokacją, której celem miało być skompromitowanie Komisji Weryfikacyjnej WSI, stały „ważne osoby”. Tak miał wielokrotnie twierdzić płk L. w zarejestrowanych przez ABW rozmowach z osobami przygotowującymi tę prowokację – informuje „Gazeta Polska”.
19.08.2008 | aktual.: 19.08.2008 13:12
Według prokuratury płk Aleksander L. i dziennikarz Wojciech Sumliński żądali od byłego oficera WSI, płk. Leszka Tobiasza, 200 tys. zł w zamian za pozytywną ocenę Komisji Weryfikacyjnej. W związku z tą sprawą ABW 13 maja dokonała przeszukania mieszkań dwóch członków komisji, Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka, a także Sumlińskiego. Bączek i Pietrzak uznali, że akcja ABW była prowokacją wobec Komisji Weryfikacyjnej. Zarzut płatnej protekcji, jaki prokuratura postawiła Sumlińskiemu, jest według naszych informatorów chybiony, gdyż aby pozytywnie zweryfikować oficera b. WSI, trzeba byłoby przekupić... wszystkich członków komisji. Trudno jednak wyobrazić sobie przekupienie np. sędziego Bogusława Nizieńskiego czy Antoniego Macierewicza.
Działań prokuratury i ABW nie uwiarygodnia też zmiana zarzutu z udostępnienia aneksu spółce Agora (pod takim pretekstem ABW zatrzymała Sumlińskiego) na zarzut płatnej protekcji – obietnicy pozytywnego zweryfikowania płk. Tobiasza. Uwiarygodnia to natomiast tezę o prowokacji wobec Komisji Weryfikacyjnej, dokonanej przez Tobiasza i płk. L. Została ona jednak spartaczona. Płk L. miał dotrzeć do członków komisji poprzez dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, ale dziennikarz nie skontaktował go z nimi. Przeszukanie mieszkań członków komisji – Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka – były więc „rzutem na taśmę”; prowokatorzy liczyli, że znajdą tam aneks do raportu lub inne obciążające Bączka lub Pietrzaka materiały z prac komisji. Ale i to nie przyniosło spodziewanych efektów.
Koronkowo zaplanowana akcja skompromitowania komisji nie powiodła się, dlatego L. został przez swoich mocodawców „zatopiony” – zamknięto go w areszcie. Miał tam też trafić Sumliński, ale sprzeciwiła się temu komisja lekarska. Sumliński jest według medyków w poważnej depresji. Przypomnijmy, że po decyzji sądu o areszcie próbował targnąć się na życie.
Rozmowy w „Klifie”
Gdy zaczęliśmy drążyć temat, pojawiły się ciekawe wątki. Dotyczyły one obietnicy przekazania przez płk. Tobiasza Komisji Weryfikacyjnej „kwitów”, które miały skompromitować szefa MSZ Radosława Sikorskiego, oraz wcześniejszej działalności Tobiasza przeciwko Kościołowi. A także rzekomego udziału Bronisława Komorowskiego w sprawie, jako zainteresowanego skompromitowaniem komisji w związku z plotką, że w aneksie do raportu o WSI znajdują się informacje o niejasnościach wokół przetargu na kołowy transporter opancerzony (KTO) za czasów, gdy Bronisław Komorowski był ministrem obrony narodowej.
Prokuratura nie ma nic obciążającego Sumlińskiego, oprócz zeznań Tobiasza, który w dodatku kilka razy je zmieniał pod wpływem pytań prokuratorów. Mimo zmiany zeznań i dwukrotnego zawiadomienia, złożonego do prokuratury przez Komisję Weryfikacyjną w sprawie popełnienia przez niego przestępstwa, m.in. dotyczącego niezgodności jego oświadczenia weryfikacyjnego z prawdą, został potraktowany przez prokuraturę jako wiarygodny świadek. Natomiast płk L. co najmniej trzykrotnie spotkał się w sprawie pozyskania aneksu w centrum handlowym „Klif” przy ul. Okopowej w Warszawie z oficerem J.B., znajomym Bronisława Komorowskiego. Jedno z takich spotkań odbyło się w obecności świadków. Brało w nim udział pięć osób, a przez pewien czas miał w nim uczestniczyć płk Tobiasz – mówi informator "GP".
Według niego płk. L od lutego br. miał współpracować z ABW. To właśnie L. w jednej z rozmów nagranych przez ABW miał sugerować, że trzeba zrobić wszystko, by „rozpieprzyć komisję”. L. prowadził tę rozmowę z dawnym oficerem, z którym zna się od lat – wskazywały na to odniesienia do przeszłości. Według naszego informatora, prokuratura posiada nagrania rozmów L. z kilkoma osobami, w których twierdzi on, że na „rozpieprzeniu komisji” zależy „ważnym osobom”.
Po 13 maja br., gdy miała miejsce akcja ABW, Tobiasz podobno spotykał się z płk. L. trzy razy w hotelu Marriott w Warszawie. Biorąc pod uwagę, że w listopadzie 2007 r. L. spotykał się z Bronisławem Komorowskim, czego marszałek się nie wypiera, rodzi się pytanie, czy właśnie jego nie miał na myśli płk L., mówiąc o „ważnych osobach – relacjonuje rozmówca "GP".
Płk L. rzecznikiem Komorowskiego
Przed wyborami parlamentarnymi jesienią 2007 r. tygodnik „Wprost” napisał, że w Sejmie i hotelu sejmowym działała tajna grupa oficerów WSI, która stosowała techniki operacyjne, m.in. podsłuchiwała bezprawnie rozmowy posłów przez telefony komórkowe. W ten sposób w 2000 r. byli inwigilowani przez WSI posłowie z sejmowej komisji obrony. Z działań tych pozostały sprawozdania i notatki. W sprawie pojawia się m.in. nazwisko Bronisława Komorowskiego, który był wówczas ministrem obrony i podlegały mu WSI. Komorowski zaprzeczył, by wiedział o nielegalnych działaniach podległych mu służb.
Decydowały się wówczas losy trzech ogromnych przetargów: na samolot wielozadaniowy, kołowy transporter opancerzony i przeciwpancerny pocisk kierowany. Łącznie na 25 mld zł. W 2001 r. miała nastąpić gruntowna modernizacja polskich sił zbrojnych, ważyły się też losy szkół wojskowych. Informacje o planach i zamierzeniach posłów komisji obrony mogły pomóc w działaniach lobbystom firm ubiegających się o lukratywne kontrakty.
Płk L. przedstawiał się jako lobbysta. Ciekawe, że właśnie L. w 2004 r. występował jako „rzecznik” Bronisława Komorowskiego. Chodziło o wypadek syna Komorowskiego, Piotra, potrąconego w Warszawie na zielonym świetle przez – jak mówił L. – auto bardzo znanego biznesmena. L. dokładnie znał kulisy sprawy.
Jaki interes miał L., by bronić prywatnych interesów Bronisława Komorowskiego? Co łączyło lub łączy obu panów? I dlaczego sprawa wypadku nie znalazła dotąd, jak twierdzą nasi informatorzy, finału w sądzie?
Leszek Misiak