Korea Płn.: gdzie jest "ukochany przywódca"?
Przywódca Korei Północnej, Kim Dzong Il, od dłuższego czasu - dokładnie od 12 lutego - nie pokazuje się publicznie, co daje pole do przeróżnych spekulacji. Niektóre wiążą się z trwającą wojną w Iraku - pisze agencja Reutera. Gdzie jest "ukochany przywódca"? - zapytuje prasa południowokoreańska.
31.03.2003 13:53
"Ukochany przywódca" Północnych Koreańczyków znika dość często, ale fakt, że po raz pierwszy od sześciu lat nie wziął udziału w niedawnej, dorocznej sesji parlamentu KRLD, oraz że po raz ostatni widziano go przy okazji wizyty w ambasadzie rosyjskiej w Phenianie, uruchomił lawinę domysłów.
Chodzi bowiem o najdłuższe zniknięcie Kim Dzong Ila od lutego 2001 r., kiedy to nie pokazywał się publicznie przez 35 dni.
Niektórzy obserwatorzy podejrzewają, że przywódca KRLD oddalił się razem z grupą dowódców wojskowych do kurortu na północy kraju. Ich zdaniem, Korea Północna, którą prezydent George Bush zaliczył do "osi zła" z racji m.in. prób pozyskania broni jądrowej, obawia się, że może stać się następnym celem ataku USA.
Serwis BBC News cytował w poniedziałek opinię zbiegłego do Seulu wysokiego funkcjonariusza władz w Phenianie, że Korea Północna "może przygotowywać się do wojny". Miałaby o tym świadczyć także nieobecność na niedawnej sesji parlamentu kilku najwyższych dowódców wojskowych KRLD.
Gdzie jest "ukochany przywódca"? - zapytuje prasa południowokoreańska. Zdaniem niektórych gazet, kluczem do zagadki może być oburzenie Phenianu na wiadomości o amerykańskich próbach zgładzenia prezydenta Iraku Saddama Husajna i jego najważniejszych generałów.
"Aroganckie i oburzające postępowanie Stanów Zjednoczonych, które podniosły próbę zamordowania przywódcy innego kraju do rangi polityki państwowej, to typowy terroryzm państwowy, którego w żadnych okolicznościach nie można tolerować" - pisała niedawno północnokoreańska agencja prasowa KCNA.
Według konserwatywnej gazety południowokoreańskiej "Dzung-ang Ilbo", Kim Dzong Il może ukrywać się w oczekiwaniu na przyszły atak USA. Podobnego zdania jest największy dziennik centrowy "Dzoson Ilbo". (aka)