Koniec protestu stoczniowców w Warszawie
Kilka tysięcy szczecińskich stoczniowców protestowało pod dyrekcją stoczni, bankiem Pekao SA i Urzędem Wojewódzkim (PAP/Undro)
Prezes Stoczni Szczecińskiej Zbigniew Karkota wydał decyzję o zaprzestaniu działalności gospodarczej tego przedsiębiorstwa. Zarządzenie jest podstawą do wypłacenia pracownikom Stoczni jednomiesięcznych wynagrodzeń z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Prezes polecił zaprzestać zawierania i realizacji umów oraz zabezpieczyć majątek zakładu. Takiej treści oświadczenie przesłał Marek Molewicz główny specjalista do spraw promocji Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A.
W czwartek stoczniowcy ze Szczecina oraz spółek zależnych od stoczni protestowali przed gmachem Sejmu. Sprzed Kancelarii Premiera, gdzie stoczniowcy rozpoczęli protest i spotkali się z wiceministrem gospodarki Maciejem Leśnym, protestujący przeszli pod Ministerstwo Gospodarki. Byli tam zaledwie kilkanaście minut, gdyż - jak twierdzili - przyszli tylko po to, aby przypomnieć ministrowi gospodarki o jego obietnicy. Obiecał pan, że jeśli Stocznia Szczecińska padnie, to poda się pan do dymisji. No i co? - wołali.
Leśny zapowiedział, że pracownicy Stoczni Szczecińskiej dostaną w poniedziałek część zaległych wynagrodzeń.
Pieniądze z Funduszy Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych są od kilku dni w Szczecinie. W piątek będą kopertowane, tak abyście pieniądze dostali do ręki. Nastąpi to w poniedziałek - obiecał. Zaznaczył, że jest to pierwsza część zaległych wypłat.
Leśny poinformował również, że rząd zadecydował o udzieleniu 100-procentowych gwarancji na budowę nowych statków, jeżeli będzie to opłacalne.
Wiceminister nie powiedział jednak, ile będą wynosić kwoty, które dostaną stoczniowcy.
Następnie związkowcy przeszli przed Sejm, gdzie również byli zaledwie kilka minut. Wiemy, że jesteście zajęci swoimi gierkami politycznymi. Jednak informujemy was, że choć dziś jest nas tu tysiąc, to jutro możemy tu wrócić w kilka tysięcy osób - mówili protestujący przed Sejmem.
Protest przebiegł spokojnie, nie doszło do żadnych incydentów z policją. Jedynie przed Kancelarią Premiera zasłabła jedna osoba.
Tymczasem syreny, stukanie w kaski, uderzanie kaskami w jezdnie, gwizdy i okrzyki - w takiej atmosferze przebiegał natomiast w czwartek kolejny, szósty już przemarsz około dwóch tysięcy stoczniowców ulicami Szczecina.
Stoczniowcy sprzed bram zakładu przeszli najpierw pod siedzibę banku Pekao SA. Tam zgodnie z zapowiedziami zatrzymali się na kilkanaście minut. Rytmicznie, przy wtórze syren, uderzali w asfalt kaskami. Gwizdali i krzyczeli: "Złodzieje! Rozliczymy SLD! Rozliczymy AWS".
Potem udali się przed gmach Urzędu Wojewódzkiego. Tam sytuacja się powtórzyła. Główne wejście do budynku obrzucono jajami. Żaden z urzędników nie wyszedł do protestujących. Sami stoczniowcy nie domagali się tego.
Podczas przemarszu robotników ulicami mieszkańcy miasta nagradzali ich oklaskami.
Po kilku godzinach pracownicy stoczni wrócili na teren zakładu, skąd spokojnie rozeszli się. Zapowiedzieli kolejny protest w piątek.
Stocznia Szczecińska, największa z 30 spółek holdingu Porta Holding Stocznia Szczecińska SA, nie pracuje od marca tego roku. Około sześciu tysięcy jej pracowników przebywa na przymusowych urlopach i nie otrzymuje wynagrodzenia. Cały holding w październiku ubiegłego roku stracił płynność finansową. W sądzie jest wniosek o upadłość Stoczni. (PAP/IAR, an, and, aka)