"Kaczyński znowu czeka na cud"
Bezceremonialność, z jaką w ciągu dosłownie kilku dni Jarosław Kaczyński zniweczył wszystko, co udało mu się w wyborach zyskać, nie ma precedensu - pisze w dzienniku "Rzeczpospolita" Rafał Ziemkiewicz.
13.08.2010 | aktual.: 13.08.2010 10:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Samobójstwem" określa publicysta gazety odejście Kaczyńskiego od spokojnego i ugodowego wizerunku. Szef PiS podczas prezydenckiej kampanii wyborczej zapowiadał koniec "polsko-polskiej wojny" i otaczał się mało radykalnymi politykami. Jednak od razu po przegranych wyborach prezes wrócił do dawnego wizerunku.
Ziemkiewicz przypomina sytuację z 2007 roku, gdy Kaczyński po przegranych wyborach parlamentarnych nie pogratulował zwycięzcy i nie zadeklarował współpracy dla dobra państwa. Szef PiS wtedy "zdezawuował wyniki twierdzeniem, że wyborcy zostali ogłupieni, a kampania była nieczysta i przede wszystkim Tusk musi go przeprosić". Po tych wydarzeniach poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości gwałtownie spadło.
"Tę zabójczą dla siebie reakcję na przegraną prezes PiS właśnie powtórzył, bojkotując zaprzysiężenie nowego prezydenta i oznajmiając (...) że Komorowski wybrany został przez 'nieporozumienie', bo wyborcy nie wiedzieli, iż jest on wrogiem krzyża" - pisze Ziemkiewicz. Ten cios - "zadany sobie" - jest zdaniem publicysty jeszcze bardziej skuteczny. Kaczyński miał bowiem okłamać swoich wyborców, którzy zagłosowali na niego wierząc, iż ten "po tragedii odrzuca dotychczasową zajadłość". Ziemkiewicz nazywa takie zachowanie "cynicznym".
"Należało się więc spodziewać, że PiS będzie teraz raczej dowartościowywać 'twardych' zwolenników" - pisze publicysta. Dlaczego? Ponieważ w wyborach prezydenckich liczy się mniejszy elektorat negatywny i wizerunek "mniejszego zła". Teraz jednak zbliżają się wybory parlamentarne, w których liczą się przede wszystkim żelazne, stabilne elektoraty - przypomina Ziemkiewicz.