Jak się leczyć, to za kratkami
Na wizytę u specjalisty czeka się tydzień, internista i dentysta przyjmują od ręki, a karetkę pacjent może wzywać nawet co drugi dzień. Taki komfort leczenia jest tylko w więzieniu.
30.06.2004 13:41
Jeśli przyjąć, że wszyscy opolscy więźniowie, w liczbie 10700, tworzą małe miasto, to statystyczny mieszkaniec tego miasteczka jest u lekarza średnio 7 razy w roku. Tych 10700 mieszkańców zużywa leki i opatrunki warte 427 tys. zł, mimo zapewnionej opieki medycznej do godziny 19 wzywa karetkę pogotowia tak często, jak chce, bez obawy, że wezwanie będzie uznane za nieuzasadnione. W Areszcie Śledczym w Opolu karetka pojawia się średnio raz w tygodniu.
- Bywa, że karetka jest u nas co drugi dzień. Aż strach pomyśleć, do ilu osób znacznie bardziej chorych nie zdąży w tym czasie dojechać - mówi Andrzej Skorupka, dyrektor Aresztu Śledczego w Opolu. Po godzinie dziewiętnastej, gdy lekarz i pielęgniarka są już poza aresztem, niektórzy osadzeni dostają nagle ataków astmy, padaczki, skarżą się na ostry ból brzucha lub głowy. Zgodnie z przepisami oddziałowy lub kierownik zmiany musi wtedy wezwać pogotowie.
- Nie mogą postąpić inaczej, gdyż nie mają kwalifikacji, by ocenić, czy interwencja lekarska jest konieczna - twierdzi Jadwiga Bernaś-Ude, lekarz naczelny Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Opolu. - Ból brzucha może oznaczać atak wyrostka, a ból głowy wylew podpajęczynkowy. Zaniechanie może otwierać osadzonym drogę do roszczeń odszkodowawczych.
U niektórych więźniów istnieje prosta zależność - do południa wychowawca odmawia spełnienia jakiejś prośby osadzonego, wieczorem osadzony ma atak i trzeba wezwać pogotowie. Karetka to forma zemsty. Jednemu z osadzonych, podczas nocnego "ataku padaczki" ktoś z kolegów zagroził oblaniem zimną wodą, "chory" natychmiast stanął na nogi.
Choć zasadność większości wezwań budzi poważne wątpliwości lekarzy, trudno udowodnić pacjentowi, że symulował. Rekordzistą w tym względzie był jeden z osadzonych, cierpiący na astmę, a zarazem palący namiętnie papierosy. U lekarza był codziennie, a karetkę pogotowia trzeba było do niego wzywać co drugi dzień. - Potrafił świetnie udawać świsty oskrzelowe typu astmatycznego - przyznają pracownicy aresztu.
- Osadzeni mają bardzo dobry dostęp do lekarzy wszystkich specjalności, na wizytę u specjalisty czeka się do tygodnia - informuje doktor Jadwiga Bernaś-Ude. - Chyba że trzeba zawieźć osadzonego do specjalisty z zewnątrz, na przykład alergologa. Wtedy czeka się maksymalnie dwa tygodnie. Mimo to najwięcej skarg osadzonych dotyczy właśnie leczenia.
- Na leki wydajemy majątek. Jeśli specjalista przepisze jakiś specyfik, to musimy go wykupić, płacąc 100% - mówi Andrzej Mostowski, kierownik apteki okręgowej w Opolu. - Wielu więźniów trafia do nas w stanie skrajnego wyniszczenia organizmu, my ich stawiamy na nogi, przechodzą u nas odnowę biologiczną. Potem wychodzą na wolność, a po kilku miesiącach wracają jako "wraki". I zaczynamy od nowa. Są i tacy, którzy nie chcą przyjmować leków, a potem piszą skargi, że nie są leczeni w zakładzie karnym. Albo nie chcą się poddać zalecanej operacji, żądając pisemnej gwarancji, że nie będzie żadnych powikłań.
Po co ten bunt? - Chcą udowodnić, że są ciężko chorzy, a w zakładzie karnym ich stan zdrowia ulega pogorszeniu. To daje im nadzieję na przerwę w odbywaniu kary w celu kontynuowania leczenia na wolności - wyjaśnia Jadwiga Bernaś-Ude. - Myślę, że gdyby nie było tego przepisu, naciąganie by się skończyło.
W praktyce wygląda to tak, że sąd penitencjarny udziela przerwy w karze celem leczenia, a więzień nawet nie zgłasza się do szpitala, nie poddaje się zaleconej operacji. Był nawet przypadek chorego na raka, który nie zgłosił się na chemioterapię.
Kto za to płaci? Ogólnie Skarb Państwa, konkretnie - budżet więziennictwa. Za każde wezwanie karetki pogotowia trzeba zapłacić 300 złotych, a karetkę tylko do opolskiego aresztu wzywa się średnio 5 razy w miesiącu...
Ewa Kosowska-Korniak
LEKARZ NIE WIE, KTO SYMULUJE Mówi Bogusław Kudyba, zastępca dyrektora ds. medycznych Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Opolu:
- Zdarza się, że jak jedziemy do więzienia, nie dojeżdżamy gdzie indziej, ale nie możemy odmówić wyjazdu. Czy więźniowie symulują? Tego lekarz pogotowia, który ma z pacjentem tylko jednorazowy kontakt, nie jest w stanie rozpoznać. Najlepszym rozwiązaniem byłyby całodobowe dyżury lekarza i pielęgniarki z zakładu karnego, gdyż oni znają tych pacjentów. W maju przyjeżdżaliśmy do opolskiego aresztu pięć razy, z czego cztery - do osób cierpiących stale na pewne choroby, którym trzeba było jedynie podać odpowiednie leki.
CZEKA SIĘ NAWET PÓŁ ROKU
W Opolu na wizytę u specjalisty czeka się średnio miesiąc, nawet do ginekologa trzeba się zapisywać z miesięcznym wyprzedzeniem. Są jednak i dalsze terminy:
2 miesiące trzeba czekać na wizytę u alergologa,
3-4 miesiące - u endokrynologa,
6 miesięcy - u kardiologa.