J.Kaczyński: wstrzymujemy się od krytyki PO
Jestem szefem partii i szefem całego środowiska. Będę starał się pomagać i prezydentowi, i premierowi - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
25.10.2005 | aktual.: 25.10.2005 07:31
Ewa Milewicz: Co by Pan zrobił teraz na miejscu PO?
Jarosław Kaczyński: Dążył do jak najszybszego stworzenia koalicji rządowej z nami. Wysunął takiego kandydata na marszałka, który byłby do przyjęcia dla PiS. Przeszedłbym do porządku dziennego nad tym, co wydarzyło się w kampanii. Tym bardziej że my też mamy masę pretensji do Platformy, a powstrzymujemy się od krytyki.
PiS ma prezydenta i premiera, czyli całą władzę. Platforma nie chce być listkiem figowym w tym układzie.
- A czy PSL był listkiem figowym w rządzie SLD-PSL w latach 1993-1997? W tamtym czasie przez znaczną część kadencji PSL nie miał swego premiera. Miał marszałka i ministrów. Był bardzo wpływowym członkiem koalicji.
Jeden z polityków PiS powiedział "Gazecie", że po wygranej Lecha Kaczyńskiego PO może się spodziewać "odrobinę więcej" władzy, niżby jej przypadło z podziału koalicyjnego. Potwierdza Pan to?
- Od razu po wyborach parlamentarnych napisałem list do Platformy, w której zaproponowałem wspólną władzę i wspólną odpowiedzialność. Donald Tusk odpowiedział, że proponuję mu "podział łupów". Zaczęto mnie atakować, że to nie ja kandyduję na premiera, że będę rządzić z tylnego siedzenia. To było naprawdę nieładne. Ale przechodzę nad tym do porządku dziennego. Prowadził kampanię i rozumiem jego emocje. Gdyby teraz został marszałkiem, to by było korzystne dla Polski.
I ciągle proponujemy PO stanowisko marszałka. A oni powtarzają nazwisko "Bronisław Komorowski". Akurat to człowiek, który nas atakował przez cztery lata. I co, mamy nad tym przejść do porządku dziennego? Kiedy ja w stosunku do AWS użyłem skrótu "TKM" [Teraz K... My - red.], wycofałem się z AWS. Poczucie honoru nakazywałoby Komorowskiemu pozostawianie w cieniu.
A może poczucie wspaniałomyślności wygranego nakazywało, by zapomnieć?
- W polityce wewnętrznej i zagranicznej taka wspaniałomyślność nie może obowiązywać, bo wtedy okazałoby się, że każda koza może wejść do naszej zagrody. Okazałoby się, że PiS można bezkarnie obrażać i jeszcze za to uzyskiwać stanowiska.(PAP)