Francja ma powody do strachu
Władze Francji wykrywają rocznie dwie-trzy poważne próby zamachów terrorystycznych wymierzonych w ten kraj - pisze dziennik "Liberation", cytując Marca Trevidica, francuskiego sędziego śledczego ścigającego terrorystów.
13.01.2010 | aktual.: 13.01.2010 19:11
Zdaniem Trevidica, planowany we Francji zakaz noszenia islamskiej burki może skłonić islamistów do nowych zamachów.
W obszernym wywiadzie Trevidic twierdzi, że istnieje wciąż we Francji "potencjalne ryzyko zorganizowanych zamachów", zwłaszcza ze strony Al-Kaidy, ale także "małych spontanicznych grup czy osób działających w sposób żywiołowy".
- Al-Kaida jest w krajach muzułmańskich Maghrebu mniej potężna niż kiedyś, ale ciągle może zorganizować ataki terrorystyczne na dużą skalę, tak jak to się stało w przypadku zamachów w Madrycie (w marcu 2004 roku) - powiedział Trevidic.
W jego opinii, ryzyko zamachów może wzrosnąć w zależności od działań francuskich władz w stosunku do Iranu i polityki wewnętrznej, w tym planowanej obecnie we Francji ustawy zakazującej noszenia islamskiej burki - zasłony zakrywającej kobiety od stóp do głów.
- W swoich ostrzeżeniach (Ajman) az-Zawahiri, numer 2 Al-Kaidy, potępia Francję za jej politykę w sprawie noszenia islamskich chust (...) bardziej niż za obecność wojsk francuskich w Afganistanie - zauważył francuski sędzia śledczy.
- Każdego roku unieszkodliwiamy średnio dwie lub trzy grupy przygotowujące poważne zamachy. Nie biorę tu pod uwagę szaleńców czy tych, którzy wysyłają pogróżki, ale tych którzy naprawdę mają zamiar przejść do czynu - podkreślił Trevidic.
Terroryści werbowani przez internet
Ekspert twierdzi, że w ostatnich latach ewoluuje technika werbowania terrorystów. Wcześniej kandydaci na terrorystów zbierali się we Francji w muzułmańskich księgarniach, meczetach czy lokalach organizacji. Teraz - według sędziego - rekrutacja opiera się przede wszystkim na internecie, a zamachowcy spotykają się poza krajem, np. w Turcji. Zmusza to francuskie organy śledcze do nadzorowania tysięcy forów, czatów i stron internetowych.
Trevidic zaznaczył, że internetowym śledztwie przeszkodą bywa prawo obowiązujące w USA czy Wielkiej Brytanii. - Musimy ustalić, kto kryje się za adresem e-mailowym. Jeśli chodzi o adresy z końcówką ".com", trzeba zwracać się do USA, aby uzyskać taką informację. To wymaga niezwykle przekonującego argumentowania, gdyż prawo anglosaskie jest w tej dziedzinie bardzo restrykcyjne - zaznaczył Trevidic.