Flap od Tymińskiego
Wojciech Kornowski to postać tragiczna. Dopóki próbował leczyć pacjentów, miał przyjaciół i pieniądze. Kiedy zabrał się do uzdrawiania Polski, ostał mu się jeno Stan Tymiński.
16.06.2005 | aktual.: 25.05.2018 15:04
Witam Cię, Staszku, na tej polskiej ziemi! - powiedział Wojciech Kornowski i serdecznie ucałował Stana Tymińskiego. A kamerzyści i fotoreporterzy wszelkich możliwych stacji i gazet omal się nie pozabijali, żeby to uwiecznić. Zdjęcia, które kilka godzin później obiegły całą Polskę, paru osób omal nie przyprawiły o zawał. - Jak zobaczyłam Wojtka w objęciach tego cyrkowca, to zdębiałam. Pierwsze, na co miałam ochotę, to zadzwonić do niego i zapytać, kto mu podszepnął ten szatański pomysł - mówi Dorota Stalińska, aktorka i przyjaciółka domu Kornowskich.
Mały, ruchliwy Tymiński i zwalisty Kornowski razem wyglądają jak Flip i Flap. - Znamy się dopiero trzy dni, ale bardzo przypadliśmy sobie do gustu - zapewnia Tymiński i roztacza wizję wyborów, w których pociągnie założoną przez Kornowskiego Ogólnopolską Koalicję Obywatelską - czyli OKO - do parlamentu. A później OKO pociągnie go do prezydentury.
Wokulski poległ pod Grunwaldem
- Wojtek ani nie chodził z nami do elitarnego liceum, ani nie ukończył elitarnego kierunku studiów. Był człowiekiem spoza towarzystwa. Ale niczym Wokulski wszedł na salony dzięki handlowi, do którego przecierał szlaki w partii - opowiada jedna z dawnych znajomych Kornowskiego. Inżynier technolog drewna, niedoszły magister Kornowski Wojciech w 1968 roku wstępuje w związek małżeński i do PZPR. Wielkiej kariery w partii nie zrobił. Nie wiodło mu się również w małżeństwie. - Wybrał partnerkę tak fatalnie, że po rozwodzie to jemu sąd powierzył opiekę nad córką Dorotką - mówi dawna znajoma Kornowskiego. Jego notowania poszły w górę po drugim ślubie.
- Rozwód, drugi ślub. Wolałbym ten fragment życiorysu wykreślić z pamięci - wzdycha Kornowski. I nawet nieźle mu to idzie. Nie jest w stanie przypomnieć sobie imienia drugiej żony. Za to pamięta imię teścia - Feliksa Siemiątkowskiego, kierownika wydziału organizacyjnego KW PZPR w Poznaniu.
Jego kariera w spółdzielczości nabiera rumieńców. W 1980 roku zostaje kierownikiem zaopatrzenia w spółdzielni Plastgum produkującej zabawki i co się tylko dało z tworzyw sztucznych. - W chorym ustroju, gdzie państwo nie było w stanie zapewnić nawet kawałka papieru, żeby obywatel mógł sobie tyłek podetrzeć, spółdzielnie przeżywały prawdziwy rozkwit. Cokolwiek wyprodukowały, i tak się sprzedawało - tłumaczy znajomy Kornowskiego. - A Wojtek zawsze miał dryg do interesów, więc kręcił się, jak mógł, żeby się piąć po tej drabince.
Zgubił go rozwód. Po latach zawiedziona druga żona uchyliła rąbka tajemnicy o swoim byłym mężu. - W 1997 roku dostałem od niej całe stosy pisanych na maszynie listów podpisanych przez Kornowskiego do wysokich działaczy partyjnych. Pisał na przykład do generała Tadeusza Dziekana, kierownika wydziału kadr KC PZPR - opowiada Piotr Bojarski, dziennikarz poznańskiej "Gazety Wyborczej". - Niektóre z nich brzmią jak donosy, w których atakuje niewygodnych dla siebie ludzi. Innych piętnuje za "brak żarliwości ideowej i kapitulanctwo".
Kornowski broni się, że to prowokacja ze strony teścia. - Ja w ogóle nie przepadam za pisaniem, więc 20-30-stronicowego listu z pewnością bym nie wysmażył. On mi robił takie numery, że fałszował mój podpis - tłumaczy się Kornowski. Do teścia ma też żal, że dał mu się namówić na założenie w Poznaniu oddziału skrajnie nacjonalistycznej organizacji Grunwald. - On był zatwardziałym partyjniakiem. Dałem się w to wciągnąć, ale po dwóch zebraniach zrezygnowałem - broni się Kornowski. Z Porębą znają się do dziś. - Bo być w Grunwaldzie znaczyło narażać się na największe ryzyko, ale my to robiliśmy, żeby ratować kraj. Pan Kornowski walczył razem z nami - tłumaczy Poręba.
Tłuste krowy
Jeśli w 1985 roku Kornowskiemu nie przyśnił się sen o 10 tłustych, a później 10 chudych krowach, to przeoczenie losu. Powinien się przyśnić. Po nieudanych małżeństwach poznaje trzecią żonę Hanię. Ona po przejściach i z trójką dzieci. On po dwóch rozwodach i z małą córeczką. - Tworzyli bardzo zżytą rodzinę. Wojtek dbał o wszystkie dzieci tak samo. Całym sercem był za nimi - opowiada Dorota Stalińska.
W 1985 roku zakłada Wielobranżową Spółdzielnię Pracy "Miriada". Pierwszym hitem są ścierki do podłogi, bo i tego towaru był głęboki deficyt. Kornowski łączy przyjemne z pożytecznym - Hania zostaje wiceprezesem Miriady. Kilka lat później stworzona przez niego spółdzielnia staje się słynna na całą Polskę. Piotr Pytlakowski, obecnie dziennikarz "Polityki", w 1989 roku jako pracownik "Przeglądu Tygodniowego" wyśledził ten fenomen gospodarczy. Kornowskiego opisał jako dziecko cudu gospodarczego. - Ich asortyment był charakterystyczny dla epoki, czyli mydło i powidło, ale dobrze się sprzedawali. Po Poznaniu jeździł tramwaj z ich reklamami, całość jak na tamte czasy była nowocześnie zarządzana. Robiło to wrażenie - wspomina Pytlakowski.
Od 1987 roku działała pierwsza w Polsce szkoła menedżerów założona przez Kornowskiego. - Ludzie nie wiedzieli nawet, jak to wymówić - dodaje Pytlakowski.
Kiedy w Polsce wieje wiatr przemian, Kornowski zdążył już rzucić partyjną legitymacją i szeroko rozstawić żagle, żeby ten wiatr niósł go jak najdalej. W 1989 roku współtworzy Konfederację Pracodawców Polskich skupiającą firmy zatrudniające ponad 800 tysięcy ludzi. Osiem lat później przez czteroletnią kadencję będzie jej szefem. Miriada odchodzi w zapomnienie. W 1992 roku oficjalnie zaprzestaje działalności.
Cud polsko-ruski
W czerwcu 1991 roku Kornowski z produkcji ścierek do podłogi i papy przerzuca się na odbieranie porodów. Zakłada spółkę Korvita, która otwiera pierwszy prywatny szpital położniczy. - W państwowym śmierdziało lizolem i przypaloną kaszą, a u niego każdy pokój był w innej kolorystyce, a obiady serwowano z restauracji. Ta zresztą również była jego. Rodziła tam cała poznańska śmietanka - wspomina Maria Wellenger, była dziennikarka poznańskiej telewizji. Ale kokosów na tym nie zbijał.
Do czasu. Kornowski trafia na artykuł w lokalnej prasie o tym, jak dziesiątki Polaków za ciężkie pieniądze jeżdżą do Krasnodaru na operacje oka. Kilkadziesiąt miesięcy później krasnodarscy chirurdzy pracują w Korvicie, która otwiera specjalizację okulistyczną. - Rosyjscy lekarze dokonywali rzeczy, które ich polskim kolegom mogły kojarzyć się tylko z cudami. Jako pierwszy szpital dokonaliśmy wszczepienia kolagenowej tęczówki - wspomina Kornowski.
Ataki na Korvitę zaczęły się już w 1994 roku, jak tylko krasnodarscy chirurdzy pojawili się w Poznaniu. - Kiedy zaczęli operować przypadki, które polscy specjaliści uznali za nieoperowalne, zaczęły się problemy. Szpital próbowano zamknąć pod pretekstem, że lekarze nie mieli pozwolenia na pracę. Chirurgów zastraszano, miałem kontrolę za kontrolą. Był to spisek wojewody, lobby lekarskiego i ministra zdrowia - mówi Kornowski.
Sprawą Korvity zajęła się prokuratura, która badała, czy zabiegi wykonywane przez krasnodarskich okulistów nie naraziły czyjegoś życia lub zdrowia. - To były kpiny i oczywiście sprawę umorzono, ale wojewoda znalazł kruczek formalny - mówi Kornowski. W 1995 roku decyzją wojewody poznańskiego i ministra zdrowia Korvita została skreślona z listy zakładów opieki zdrowotnej, ponieważ przez dłuższy czas prowadziła leczenie okulistyczne bez wpisania tej działalności do rejestru. Zabiegi te wykonywali ponadto rosyjscy okuliści nie mający zezwolenia na pracę w Polsce. Sprawa dotarła aż do Sądu Najwyższego, który w 1996 roku uchylił restrykcje wobec Korvity. Kiepskie kosmogramy
W 1995 roku zaczynają się lata chude. Rosyjscy specjaliści musieli opuścić Polskę - ciągłe problemy z urzędnikami przerzedziły kolejki chętnych na zabieg. Kornowski długo nie dopuszczał do siebie myśli, że może przegrać. Przez wiele lat nie podejmował decyzji bez sprawdzenia, co mogą mu zgotować siły kosmosu. Jego guru był Leszek Weres, naukowiec, ekscentryk i założyciel Ośrodka Kosmobiologicznych Analiz i Prognoz w jednej osobie. Kosmogramy jego autorstwa wyznaczały kierunki działań Kornowskiego. - Dopóki kierował się moimi wskazówkami, szedł jak burza. Odkąd przestał słuchać żony, mnie czy kogokolwiek innego, coraz bardziej się pogrążał - mówi Weres. - W moich kosmicznych cyklach zagrożenie było wyraźnie widoczne.
Od półtora roku w gabinecie Kornowskiego urzęduje syndyk masy upadłościowej. Firmę przejął za długi. W 2001 roku kasa chorych w ciągu jednego dnia rozwiązała umowę z Korvitą za pobieranie dodatkowych opłat za pobyt pacjentów w szpitalu. - Jak ktoś chciał ponadstandardową opiekę, musiał dopłacić, to normalne. Przez lata tak było, ale dopiero wtedy wpadli na pomysł, że może to być sposób na wykończenie firmy - żali się. Pacjentów przyjmował jeszcze przez dwa lata. Liczył, że wydane na to pięć milionów złotych odzyska od kasy chorych. Nie odzyskał. - Wtedy zrozumiałem, że na układy nie ma rady i tylko mając władzę, można zrobić coś sensownego w tym kraju. Postanowiłem więc sięgnąć po władzę - mówi Kornowski.
Wejście lwa
Po Korvicie pozostał szpital w stanie upadłości i dobre wspomnienia. - 150 naszych wychowanków co rok miało darmowe badania w Korvicie. Około 30 z nich zoperowano. Również za darmo. Kiedy Kornowski splajtował, pomoc się urwała - wspomina Zofia Grylewicz, wychowawczyni z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Owińsku.
- Wojtek zachowywał się jak typowy lew. Kiedy został zraniony i przyparty do muru, zaczynał atakować. Ale pole manewru ciągle się zmniejszało. Więc zaczynał nowe, czasem pozbawione sensu, inicjatywy - tłumaczy Weres. W sierpniu 2001 roku walne zgromadzenie Konfederacji Pracodawców Polskich poza plecami Kornowskiego wybiera nowego szefa. A Kornowski całkowicie wchodzi w politykę.
W grudniu 2000 roku zakłada Polską Unię Gospodarczą. - Na zebraniu założycielskim były takie tuzy jak Zygmunt Solorz - chwali się Kornowski. W szukaniu politycznych sojuszników nie stronił od żadnej ze stron. Flirtował z każdą organizacją, która godziła się na rozmowy. W struktury PUG weszło: Stowarzyszenie Przewoźników Autokarowych, fundacja Życzliwy Przedsiębiorca, Obywatelska Inicjatywa Uwłaszczeniowa, Związek Artystów Rzeźbiarzy, Dobrzyńsko-Kujawskie Towarzystwo we Włocławku, Krajowa Partia Emerytów i Rencistów, Unia Chrzećcijańsko-Społeczna. Przy urnach PUG przepadł z kretesem. Partia nie dostała nawet procenta głosów.
W 2002 roku robi kolejny zwrot - w sierpniu podpisuje porozumienie z Samoobroną. Teraz wstydzą się tego obie strony. - Podpisaliśmy jakiś papier, ale do konkretów nie doszło - zastrzega Andrzej Lepper. Po drodze był też PSL i sam jeden Kornowski wie, co jeszcze.
OKO za oko
W lutym 2004 roku na bazie PUG powstaje Ogólnopolska Komisja Obywatelska OKO. - Dość zgranych polityków. Koniec z układami. Czas na nowych ludzi, którzy chcą nowej Polski bez skrajnych ideologii i pajęczyny powiązań - zachęca. Zgłasza się mnóstwo ludzi. W czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego OKO wystawiło kandydatów we wszystkich okręgach. Do ich zarejestrowania wystarczyło 70 tysięcy podpisów. Zebrano ponad 100 tysięcy. Na listach dominowali ludzie z wyższym wykształceniem. Warszawską otwierał książę Albert Czetwertyński. Poznańską - profesor doktor habilitowany Wojciech Cichy z Akademii Medycznej w Poznaniu. Rok po tym wydarzeniu profesor Cichy kamienieje na dźwięk nazwiska Kornowski. - Na temat tego człowieka mogę z panem rozmawiać tylko w obecności kilku moich prawników i co najmniej dwóch włączonych dyktafonów - ucina. Dawni polityczni sojusznicy wystrzegają się go jak ognia. - To taki typ, co przyjdzie do kurnika na zaloty, a z jajkami wyjdzie - obrazowo tłumaczy Leszek Zwierz, kiedyś w
Samoobronie, a dziś twórca Związku Rolników "Ojczyzna".
Do współpracy nie doszło, bo Kornowski jako żywo kojarzył mu się z Lepperem. - Na pierwszy rzut oka miły i ujmujący, ale to cwaniak pierwszej wody - tłumaczy. Daniel Podrzycki, lider Związku Zawodowego "Sierpień '80", wspomina, że Kornowski ma w polityce ksywę "Wentylator". - To dlatego, że zmienia poglądy tak szybko, jak szybko poruszają się skrzydła wiatraka - wyjaśnia.
Podrzycki wie, o czym mówi. Sam otarł się o KPN i Partię Pracy "Alternatywa", a ostatnio na czele Polskiej Partii Pracy włączył się w działania Unii Lewicy. I te wybory OKO przegrało z kretesem. Na 21 zarejestrowanych komitetów zajęło 14. pozycję. Zdobyło 0,58% głosów. Stan zapłaci
Nim 3 czerwca Wojciech Kornowski powitał Stana Tymińskiego na lotnisku, miał innego kandydata na prezydenta. - Chciałem postawić na Religę. Wydawał mi się sensownym facetem z dużymi szansami. Prowadziliśmy intensywne rozmowy. Ale to już przeszłość, teraz wiem, że on nic nie osiągnie - mówi Kornowski. Biuro prasowe profesora Zbigniewa Religi woli na jego temat nie rozmawiać i zasłania się brakiem czasu. Dwa miesiące temu Kornowski zaczął rozmowy z Tymińskim. Po kilku mailach i telefonach 15 maja dwóch doradców Kornowskiego poleciało do Toronto. 19 dni później Tymiński wylądował na Okęciu. - Podoba mi się, że OKO to partia bez ideologii, ale za to z ideami - zachwyca się Tymiński.
Za to przyjaciołom Kornowskiego nie podoba się jego ostatni pomysł. - On zrobił tyle dobrego, pomógł wielu ludziom. To OKO to był świetny pomysł, a teraz chce wszystko zaprzepaścić przez jakiegoś hochsztaplera z Kanady - denerwuje się Dorota Stalińska. Kornowski się nie poddaje: - Ja wiem, co o mnie myśli Dorotka, ale ja już ze wszystkim próbowałem. Tylko Tymiński daje szansę na władzę. A bez władzy nic w tym kraju nie osiągniesz.
Juliusz Świeluch