Wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół odbiło się szerokim echem w debacie publicznej. Sprawa szybko stała się areną politycznych przepychanek i symbolem głębszych problemów reformy szkolnictwa. Postanowiliśmy sprawdzić, jak posłowie różnych frakcji w Sejmie postrzegają ostatnie pomysły minister Barbary Nowackiej.
Przy ul. Wiejskiej pojawił się reporter WP Jakub Bujnik. Jak się okazało, pomimo licznych przygotowań, pierwsze tygodnie funkcjonowania nowego przedmiotu przyniosły sygnały ostrzegawcze. Frekwencja na zajęciach jest dramatycznie niska, dlatego zapytaliśmy polityków, gdzie w ich ocenie leży największy problem.
- Problem jest systemowy, to znaczy, że jak wprowadza się przedmiot w taki sposób, to potem kończy się tak, że on staje się przedmiotem międzypartyjnej nawalanki - stwierdził Adrian Zandberg z Razem.
- Myślę, że pan premier ma ból głowy, bo pani minister Nowacka poniosła totalną porażkę - ocenił Marek Sawicki z PSL.
- Uważam, że ta edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa. Uważam, ze popełniliśmy tutaj błąd, że ta edukacja nie jest obowiązkowa - dodał Paweł Śliz z Polski 2050.
Nasi rozmówcy mieli swoje teorie w tej sprawie i wskazali, co ich zdaniem nie zadziałało już na samym starcie. Oprócz podziałów w Sejmie, temat edukacji zdrowotnej w szkołach wywołał wielkie emocje nakręcane przez część przedstawicieli kościoła, prawicowe media i polityków.
Część posłów, z którymi rozmawialiśmy podało jednak solidne argumenty za tym, by edukacja zdrowotna została w szkołach na dłużej. Kto z polityków zapisał swoje dziecko na nowy przedmiot? Więcej w materiale wideo.