Festiwal szans
Początek nowego wieku to dla Polski festiwal szans. Z jednej strony pojawiła się - oczekiwana od lat - możliwość formalnego powrotu do Europy w ramach Unii Europejskiej, z drugiej - raczej nieoczekiwana- szansa powrotu Polski, (chyba od 1920 roku, kiedy broniliśmy stary kontynent przed rewolucją bolszewicką) do światowej elity.
Skoro zatem dawne kolonialne potęgi - Niemcy i Francuzi dostrzegają ten nagły awans Polski do "superligi" to tym bardziej my, powinniśmy dostrzec niepowtarzalną szansę. Po pierwsze "schemat iracki" - być może jest systemem prekursorskim i w przyszłości należy spodziewać się rozsiania po świecie stref stabilizujących. Będą one wynikiem rodzącej się nowej strategii amerykańskiej. Stany Zjednoczone z pewnością nie zmarnują okazji zdemokratyzowania świata, dzięki superpozycji, jaką obecnie posiadają i ten kto będzie bezpośrednio u zarania "pochodu" wolności może liczyć na wiodącą w nim rolę.
Silna Polska na arenie międzynarodowej to także silna Polska w Unii. Nie ma się oczywiście, co łudzić, że Francja i Niemcy stracą swoją ważną międzynarodową pozycję na rzecz naszego kraju, ale istotny jest fakt dołączenia Polski do budowniczych światowego ładu. Oczywiście może ktoś spytać - po co nam to, po co ten wysiłek finansowy. Czy jednak te kilkanaście, czy nawet kilkaset milionów dolarów nie są warte strategicznego posunięcia, mogącego przynieść prestiżowe(i nie tylko prestiżowe) korzyści. Czy międzynarodowy prestiż nie jest wart ruszenia narodowych rezerw?
W XVII wieku Zygmunt III Waza lekceważąco odrzucił tron cara Rosji dla swego syna Władysława IV. Krótkowzroczność jest w polityce grzechem głównym, grzechem... słabych.