Emerytka nakrzyczała na premiera
Premier Marek Belka uważa, że jeśli wybierzemy do Parlamentu Europejskiego ludzi, którzy "języka w gębie nie zapomną", to na forum tego parlamentu będą mogli bronić interesów Polski i pokazywać, że nie jesteśmy krajem zaściankowym.
13.06.2004 | aktual.: 13.06.2004 13:35
Szef rządu nie chciał zdradzić na kogo głosował, ale jak powiedział dziennikarzom, to kandydat, którego nie będą się wstydzić ani w Brukseli, ani w Warszawie, ani w Łodzi. Mówiąc o niskiej frekwencji w Polsce stwierdził, że problem ten nie ogranicza się jedynie do wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale także jest ona niska we wszystkich innych wyborach. "Niestety" - dodał.
Belka wraz z żoną przyszedł na głosowanie pieszo. Jego dom znajduje się kilkaset metrów od siedziby komisji wyborczej.
W lokalu wyborczym do premiera podeszła starsza kobieta, która ze łzami w oczach opowiadała o swoich niskich dochodach. "Przecież to są ostatnie godziny mojego życia, bo nie mam za co kupić leków" - mówiła zdenerwowana i pokazywała premierowi odcinki renty. Kobieta mieszka na tym samym osiedlu co Belka.
Po rozmowie z nią, premier powiedział dziennikarzom, iż jest świadomy rosnącego poziomu frustracji ludzi, szczególnie starszych. Przyznał, że wie jak przychodzi im żyć za 500 zł i jest zbulwersowany, "kiedy wszelkie próby redystrybucji bogactwa, które się w Polsce tworzy, na korzyść biednych, spotykają się ze strony ludzi bogatych z potępieniem i obrzydliwym lobbingiem".
Belka przypomniał o pomyśle wprowadzenia w Polsce podatku liniowego, który - jego zdaniem - oznaczać będzie tyle, że ludzie bogaci "będą płacić hurtowo znacznie mniej, a ta biedna kobieta straci ze swojej nędznej emerytury dwa, trzy punkty procentowe".
"W Polsce zróżnicowanie dochodowe pogłębia się. Tego jednak nikt nie zrozumie, kto poza rogatki Warszawy nie wychodzi" - powiedział wyraźnie zirytowany premier.