Efekt Żurka [OPINIA]
Koalicja Obywatelska nie tylko utrzymuje poparcie z wyborów w 2023 roku, ale w ostatnim czasie nawet poprawiła swoje notowania. Gdyby trzeba było wymienić tylko jedną przyczynę tego ostatniego zjawiska, należałoby wskazać na działania ministra sprawiedliwości. I nie chodzi, broń Boże, o jakąś poprawę działania sądów, lecz o widoczne przyspieszenie w ściganiu pisowców - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Warto przypomnieć, że w ostatniej elekcji parlamentarnej KO otrzymała prawie 31 procent, a PiS ponad 35 proc. O ile ta druga partia ma dziś o wiele niższe notowania, niż w dniu wyborów w 2023 roku, o tyle ta pierwsza nie dość, że prawie przez cały czas utrzymywała popularność na poziomie około 30 proc., to jeszcze ostatnio kilka sondaży pokazało wzrost tego poparcia nawet o 3-4 punkty procentowe.
Jak zawsze w polityce, przyczyn takiego zjawiska może być kilka. W tym przypadku narzuca się wytłumaczenie w postaci kłopotów Polski 2050 i samego Szymona Hołowni. Nie kończy on swej kariery politycznej w najlepszym stylu i pewnie duża część wyborców jego partii znalazła alternatywę właśnie w ugrupowaniu Donalda Tuska. Ale moim zdaniem najważniejszą przyczyną ostatniego wzrostu notowań KO są działania Waldemara Żurka. Zwłaszcza w kontekście procesu rozliczeń poprzedniej ekipy rządzącej.
Wszyscy widzą, że w tej materii nastąpiło przyspieszenie – uchylane są kolejne immunitety działaczom PiS, "Wielki Bu" wraca z zagranicy, Jarosław Kaczyński widziany był na sali rozpraw, Michałowi Wosiowi zablokowano konta bankowe, Dariusz Matecki za chwilę będzie miał proces. I choć nie wszystkie te wydarzenia są bezpośrednią konsekwencją pracy ministra sprawiedliwości, to w opinii publicznej wytworzyło się wrażenie (nieważne czy prawdziwe, czy nie), że w końcu PiS jest "dojeżdżane".
Tusk bez natępcy? "Jeżeli nadejdzie zmiana, to spoza KO"
Kto rządzi naszą wsią
Część ludzi potraktowało to jako konieczny akt sprawiedliwości. Ale ci już dawno "byli w KO". Bardzo oczekiwali tego procesu i wreszcie mogą mieć poczucie, że ma on miejsce. Ale sądzę, że pewna część elektoratu, raczej mało interesująca się polityką, nagle zobaczyła, kto rządzi naszą wsią. I że jest to Donald Tusk. A to ważny czynnik w podejmowaniu decyzji politycznych.
Zajmuję się neuropolityką, czyli badam, jak nasze procesy mózgowe wpływają na zachowania społeczne, także wyborcze. W szerszym ujęciu neuropolityka zajmuje się wpływem biologii (nie tylko mózgu i procesów kognitywnych) na działania polityczne. Co neuropolityka mówi nam zatem o postrzeganiu liderów? Otóż lubimy tych, którzy takimi są lub na takich wyglądają. W naszej człowieczej i przedczłowieczej ewolucji po prostu opłacało się być po stronie silniejszych, tych, którzy wygrywają, a nie loserów. To "adaptacja ewolucyjna" – ci z naszych przodków, którzy tak postępowali, mieli większe szanse na przeżycie. Ci, którzy stawali po stronie "przegrywów", ograniczali sobie szanse na dostęp do pożywienia i do reprodukcji. Wszyscy zatem jesteśmy potomkami sawannowych konformistów.
Jak to się ma do pracy ministra Żurka? Otóż jego działania pokazują, kto w naszej wiosce, w naszym stadzie, jest samcem alfa, a kto za chwilę będzie ukarany i wygnany z naszego terytorium. Za rządów jego poprzednika można było odnieść wrażenie, że pisowcy śmieją się w twarz "koalicji 15 października" i za chwilę wrócą do władzy. A jeśli tak, to lepiej trzymać z nimi sztamę i nadal popierać. To demolowało poparcie dla obecnego rządu, który mógł być postrzegany jako banda nieudaczników, z których Jarosław Kaczyński i jego ludzie mogą się tylko śmiać.
Od kilku tygodni ta sytuacja zmieniła się diametralnie – przynajmniej w odbiorze społecznym. Cyniczny uśmieszek zszedł z ust Mateckiego czy Mejzy, Zbigniew Ziobro za chwilę stanie przed dylematem, czy dać się zamknąć w areszcie, czy jednak czmychać do Budapesztu, a kolejni pisowcy będą stali w kolejce do prokuratury. Minister sprawiedliwości pokazał przez ten krótki czas, kto jest królem naszej wioski, a kto już wkrótce będzie z niej wyrzucony. Tym pierwszym jest Tusk, do drugiej kategorii należą przedstawiciele ancien regime’u. W tym kontekście proces "dojeżdżania" pisowców miałby nie tyle wymiar etyczny, co stricte polityczny.
Część wyborców odebrała ten komunikat w zrozumiały sposób: że lepiej trzymać z tymi, którzy wyglądają na zwycięzców, a nie z tymi, którzy za chwilę okażą się loserami. Przodkom tych wyborców taka postawa przynosiła przed tysiącami lat na afrykańskich sawannach wymierne korzyści. Dlaczego oni mieliby się dzisiaj mylić?
Dla Wirtualnej Polski Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".