PolskaDwanaście prawdziwych Polsk

Dwanaście prawdziwych Polsk

Strasznie trzeba było się w Warszawie nastarać, by w sobotę zdążyć za Polską. Przemieszczała się po stolicy w iście zawrotnym tempie. Dodatkowo gonienie Polski po warszawskich ulicach było utrudnione przez remont Krakowskiego Przedmieścia i kilka innych akcji związanych z trwającą kampanią wyborczą. Na szczęście mamy rowery. Goniliśmy nimi Polskę, jak mogliśmy, jednak i tak parę razy nam umknęła.

11.10.2006 10:20

Piękna pogoda, jaką nas w tym roku obdarzył październik, najwyraźniej uderzyła do głowy politycznym specom. Dlatego postanowili oni spontanicznie wyciągnąć wielotysięczne tłumy na ulice. Porównanie tej sytuacji do pierwszomajowych pochodów jest oczywiście daleko idącym nadużyciem (nie tylko semantycznym). Wprawdzie Jarosław Kaczyński spotkał się ze swoimi zwolennikami pod Pałacem Kultury i Nauki, ale nie od tej strony, od której zawsze stali pierwsi sekretarze, tylko od tej, gdzie zimą jest lodowisko. Być może była to aluzja do stąpania po kruchym lodzie... Ale nie aluzjami się mieliśmy zajmować, tylko Polską.

No więc pierwszą Polskę złapaliśmy pod Sejmem. Była to wszech Polska, co dało się rozpoznać po liczbie biało-czerwonych flag i tonie przemówień. Roman Giertych udowadniał podczas swojego przemówienia, że matura z matematyki nie jest potrzebna, by skutecznie mnożyć. Być może tysiące zwolenników LPR, które widział na swoim marszu przewodniczący, a których nie doliczyła się policja, były poprzykrywane czapkami. Wokół działaczy kręciły się dziewczęta z białymi różami, które w IV RP są odpowiednikami czerwonych goździków.

Aby trochę odpocząć od wszechpolskiego tłumu pojechaliśmy na manifestację PO. Giertych zapewniał, że jest to demonstracja znacznie mniej liczna i nie mająca nic wspólnego z Polską. Nie była to prawda. Tłum był kilka razy większy i wszyscy powtarzali, że to właśnie z nimi jest Polska. Do tego – o dziwo – solidarna! Czyli ta, która teoretycznie powinna być na wiecu PiS. Gdzie była Polska liberalna, od szefów Platformy się nie dowiedzieliśmy. Zajmowali się oni tłumaczeniem, że nie są agresywni i nie przyszli tu manifestować negatywnych emocji. W tym czasie tłum znęcał się nad pluszową kaczką, jak nad laleczką wudu.

Działacze Platformy również zajęli się mnożeniem swoich zwolenników. Doliczyli już dziesiątek tysięcy, gdy na scenę wyszedł muzyk Tomasz Lipiński i zaczął śpiewać: „ciemny tłum kłębił się i wyciągał ręce”. „Dziesiątki tysięcy” skuliły się nagle i zaczęły rozglądać pytająco dookoła. W końcu jednak okazało się, że to nie oni są tym ciemnym tłumem, tylko – zgodnie z zasadą Polski solidarnej – ciemny lud, który właśnie w tym samym czasie wiwatował na cześć Jarosława Kaczyńskiego na placu Defilad.

Szybko tam pojechaliśmy, by oczywiście dowiedzieć się, że Polska znajduje się na skwerze na północ od Pałacu Kultury. Tam też były flagi, okrzyki i kaczki. Uczestnicy tego wiecu traktowali jednak drób znacznie bardziej przychylnie. Natomiast z pewną nienawiścią odnosili się do pokemonów. Michał Kamiński do tego stworka porównał Jana Rokitę. Nie wiadomo, czy Rokita na placu Zamkowym był pokemonem w stanie spoczynku, czy już tym przepoczwarzonym w śmiertelnego potwora, ale na pewno był pierwszą postacią z filmu rysunkowego, która powołuje się w celach politycznych na nauczanie papieskie.

Ganiając tak Polskę po całej Warszawie natknęliśmy się jeszcze na kilka małych Polsk stojących gdzieś na rogach ulic, machających flagami i próbujących przekonać mijające ich tłumy, że to one są te prawdziwe. Dwanaście prawdziwych i jedynych Polsk rozrzuconych po moim mieście. Dwadzieścia parę tysięcy ludzi – to tu, to tam. A gdzie reszta?

No jak to gdzie - na spontanicznych marszach po galeriach handlowych, na spontanicznych wiecach siedzących przed telewizorami i komputerami, na spontanicznych strajkach włoskich w ogródkach działkowych i spontanicznych pikietach w dyskotekach i knajpach. Strasznie skomplikowana ta prawdziwa Polska.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)