Dossier
Coraz więcej Polaków, głównie młodych, przechodzi na islam. Nie jest ich jeszcze tak dużo, jak w Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie liczba konwertytów idzie w dziesiątki tysięcy, ale jeśli ta tendencja się utrzyma, to kto wie. Naszym neofitom bliżej jednak do bliskowschodnich fundamentalistów niż rodzimych muzułmanów – Tatarów żyjących w Rzeczypospolitej od wieków.
14.07.2005 | aktual.: 14.07.2005 15:51
Polskie dzieci Allaha
oddziale Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP przy ul. Wiertniczej w Warszawie można spotkać wielu Polaków, którzy przeszli na islam. Pojawiają się również w siedmiu pozostałych gminach MZR rozsianych po kraju. A także w kilku innych organizacjach, które konkurują z MZR o rząd dusz – choćby Stowarzyszenia Jedności Muzułmańskiej. Dominują młodzi, głównie studenci i pracownicy naukowi, ale są wśród nich dziennikarze, artyści (choćby Piotr Kalwas, scenarzysta Świata według Kiepskich), a nawet liderzy kapel hiphopowych, na przykład Włodi z grupy Molesta i Eldo (Leszek Kazimierczak) z zespołu Gramatik. Zwłaszcza widok tych ostatnich każe się zastanawiać nad rzeczywistymi przyczynami ich konwersji: czyżby chodziło o zwykły bunt przeciw społeczeństwu, a nie nawrócenie? “Każdy ma w życiu chwile, żeby to wszystko j[…], ale trzeba je przetrwać, powierzyć się Bogu” – śpiewa w swoim największym hicie Kazimierczak (nazywany Khaled na znak przynależności do nowej religii).
Garstka do garstki
Liczba neofitów w Polsce jest trudna do ustalenia, między innymi dlatego, że urzędy państwowe nie mogą zbierać oficjalnych informacji na temat wyznania obywateli. Z kolei danych o osobach porzucających wyznanie katolickie nie gromadzą żadne instytucje kościelne. Powód jest prozaiczny. Brakuje pieniędzy, jak usłyszeliśmy w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego.
Na razie polskich konwertytów na islam jest niewielu. Muzułmański Związek Religijny w RP – najstarsza organizacja zrzeszająca wyznawców Allaha – doliczył się około 800 takich osób. Znacznie więcej, bo około 2,5 tysiąca neofitów, rekrutuje się spośród przybyszów z krajów muzułmańskich – biznesmenów i studentów – którzy dopiero w Polsce przyjęli nową religię. Według Józefa Konopackiego, wiceprzewodniczącego Kolegium Najwyższego MZR i jednocześnie wiceprzewodniczącego Związku Tatarów Polskich, w samej Warszawie mieszka około 90 neofitów. Do MZR należy około 50. – Do tego trzeba jeszcze doliczyć tych, którzy nie przynależą do żadnej polskiej organizacji muzułmańskiej – dodaje Konopacki. Ale nie wiadomo, ilu ich jest.
A jeszcze na początku lat 90. nie było w ogóle konwertytów na islam, mamy więc do czynienia z niezwykle szybkim ich przyrostem. Według danych MZR i bardziej radykalnej Ligi Muzułmańskiej, drugiej pod względem liczebności organizacji islamskiej zrzeszającej głównie konwertytów i Arabów, konwersje nasiliły się gwałtowne po 11 września 2001 roku. Zdaniem Selima Chazbijewicza, przewodniczącego Związku Tatarów Rzeczypospolitej i do niedawna członka Najwyższego Kolegium Muzułmańskiego Związku Religijnego odpowiedzialnego za sprawy doktryny, jest to wynik nagłego zainteresowania światem islamu i zwykłej mody. Jak uważa Chazbijewicz, polscy konwertyci pomylili fascynację kulturową z fascynacją religijną. Jego zdaniem, moda nie jest niczym złym, jeśli idzie w parze ze zgłębieniem tematu. Tak było w XIX wieku w wypadku generała Bema [po upadku powstania węgierskiego w 1849 roku znalazł azyl w Turcji, gdzie przeszedł na islam i przyjął imię Murad Pasza – red.]. Jednak współcześni Polacy nie mają odpowiedniego dystansu.
Na islam przechodzą skini i punkowcy, którzy chcą się wyróżnić.
Zdaniem Chazbijewicza, za powierzchownością “nawróceń” przemawiają statystyki. Według szacunków MZR, 80-90 procent konwertytów wraca na łono Kościoła katolickiego. Mają na ogół problemy osobowościowe, ich relacje z rodzinami są – często nieodwracalnie – zachwiane, bo na przykład usiłowali nawracać na islam swoich bliskich. O takich konsekwencjach uczciwie ostrzegają muzułmańskie organizacje legalnie działające w Polsce. Nielegalne milczą na ten temat, a to głównie do nich ściągają “nawróceni”. Najwięcej jest wśród nich kobiet, które wyszły lub chcą wyjść za mąż za muzułmanina. Selim Chazbijewicz odradza kobietom przechodzenie na islam ze względów uczuciowych. Fascynacja partnerem minie i pojawi się kryzys religijny w małżeństwie. Na dodatek wielu polskich konwertytów zna swoją nową wiarę powierzchownie. Chazbijewicz oburza się, że niewiele wiedzą o islamie, a są skrajni w poglądach. Usiłują być bardziej papiescy od papieża, zarzucając polskim Tatarom rażące odstępstwa od wiary i przekreślając tym samym ich
kilkusetletnią tradycję.
Wojna o dusze
Islam w Polsce ma długą tradycję. Jego wyznawcami byli Tatarzy, których osiedlił na ziemiach litewskich jeszcze książę Witold. Część z nich mieszkała na terenach obecnej Polski i zostali tu do dziś. Obecnie żyje u nas około 5 tysięcy Tatarów. Zamieszkują kolonie tatarskie na Białostocczyźnie (Bohoniki i Kruszyniany), są też na Pomorzu (Gdańsk), w Wielkopolsce (Poznań, Gorzów Wielkopolski), na Śląsku i Mazowszu (Warszawa). Nie zachowali własnego języka, przetrwali jako grupa etniczna wyłącznie dzięki religii. Większość uznaje się za Polaków – w spisie powszechnym przeprowadzonym w 2002 roku do narodowości tatarskiej przyznało się tylko 500 osób. Przez sześćset lat swojej obecności na ziemiach polsko-litewskich Tatarzy (zwani w przeszłości Lipkami) kształtowali wizerunek islamu jako religii nieortodoksyjnej, pełnej europejskich naleciałości. Założyli Muzułmański Związek Religijny, który przed wojną był jedyną organizacją muzułmańską w Polsce. Taka sytuacja utrzymywała się do 1988 roku.
Tatarzy przestali być większością wśród muzułmanów w Polsce, kiedy zaczęli do nas przyjeżdżać, głównie na studia, mieszkańcy krajów Bliskiego Wschodu, przede wszystkim arabskich. W latach 60., 70. i 80. przybyło ich łącznie około 20 tysięcy. Tu zakładali rodziny, powoli wtapiali się w społeczeństwo. Problem stanowią imigranci świeżej daty, którzy nie chcą się asymilować i nie myślą o wiązaniu się z którąś z zarejestrowanych formalnie organizacji muzułmańskich. Według Józefa Konopackiego, około 8 tysięcy z nich to Arabowie, 2-3 tysiące – Czeczeni, 1-1,5 tysiąca – Turcy i pół tysiąca – Irańczycy. Bliżej nieznana jest liczba muzułmanów z krajów byłych republik sowieckich. To tylko imigranci legalni, ilu jest nielegalnych – nie wiadomo.
Dzisiaj w Polsce żyje około 30 tysięcy muzułmanów, a jeszcze na początku lat 90. było ich pięć razy mniej. Oznacza to, że co roku nad Wisłą przybywa około 2 tysięcy wyznawców Allaha. W porównaniu z Francją, Niemcami i Wielką Brytanią, gdzie są ich miliony, to niewiele.
Przyjezdni z Bliskiego Wschodu po roku 1990 zaczęli zakładać nieformalne struktury o charakterze fundamentalistycznym – były one w dużym stopniu ekspozyturami podobnych, znacznie silniejszych organizacji działających w Europie Zachodniej i na Bliskim Wschodzie. Jedna z nich to grupa poznańska skupiona wokół wydalonego z Polski w ubiegłym roku jemeńskiego imama Ahmeda Ammara, który wprost nawoływał do walki zbrojnej z “niewiernymi”. Struktury te są raczej luźnymi związkami o charakterze religijno-towarzyskimi i to do nich najczęściej trafiają polscy konwertyci.
Tajemnicą poliszynela jest, że właśnie z owych grup powstała konkurencyjna wobec MZR Liga Muzułmańska, która jest ich legalnym przedstawicielstwem. Narastający radykalizm części muzułmanów, w tym neofitów, skłonił władze MZR do działania. Receptą na zarysowujący się rozłam miało być powołanie muftiego, najwyższego znawcy prawa islamskiego, mającego prawo wydawania fatw, który pojednałby wszystkich muzułmanów. Został nim w marcu ubiegłym roku Tatar Tomasz Miśkiewicz, ledwie 26-letni imam meczetu w Białymstoku, wykształcony w Arabii Saudyjskiej, znany ze swojego radykalizmu religijnego. Właśnie to – zdaniem działaczy MZR, którzy go wybrali – miało skłonić radykałów do kompromisu. Miśkiewicza trudno uznać za zwolennika starej tatarskiej wersji islamu, niektórzy zarzucają mu nawet skłonności wahabickie. [Wahabityzm jest doktryną religijną sformułowaną w XVIII wieku przez Muhamada Al-Wahabiego, obecnie pozostaje obowiązującą wykładnią islamu w Arabii Saudyjskiej. Głosi potrzebę powrotu do źródeł koranicznych i
odrzucenia wszystkich naleciałości zniekształcających islam na przestrzeni wieków jego rozwoju, w tym kult świętych miejsc i mężów czy Mahometa. Wahabityzm inspiruje główne muzułmańskie ugrupowania zbrojne w Czeczenii, Azji Środkowej, Kaszmirze – przyp. red.]. Mufti nabrał ich podczas studiów teologicznych w Arabii Saudyjskiej, gdzie pobierał wysokie stypendium, z którego korzystali też jego rodzice. To właśnie jego związki z Arabią budzą najwięcej wątpliwości. Choć Miśkiewicz nie przyznaje się do wahabizmu, zdaniem jego tatarskich adwersarzy, mówi jak wahabici. Tak jak oni neguje tradycje rozwoju islamu, który ma różne oblicza. W wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego (nr 6/2005) podkreślał, że islam jest jeden, może się różnić wyłącznie otoczką kulturową.
Powołanie muftiego nie polepszyło sytuacji, a wręcz ją pogorszyło. Jego autorytet, mimo pewnych zastrzeżeń, uznaje tylko MZR, natomiast nie akceptuje go Liga Muzułmańska, tocząca spór z MZR o władzę i pieniądze, płynące do polskich muzułmanów z Arabii Saudyjskiej i innych krajów arabskich. Imam Abdelwahab Bouali, Arab z pochodzenia, szara eminencja Ligi Muzułmańskiej, dyrektor Centrum Islamu w Białymstoku, kwestionuje przywództwo Miśkiewicza, zarzucając mu, że nie reprezentuje wszystkich muzułmanów w Polsce, a tylko Muzułmański Związek Religijny w RP.
Na konflikcie między legalnie działającymi organizacjami zyskują nieformalne grupy o skrajnym charakterze. Właśnie przed nimi ostrzega mufti Miśkiewicz na łamach prasy. Ma do nich pretensje, że propagują islam w zbyt radykalnej wersji, niemożliwej do przyjęcia w Polsce i że są zbyt agresywne.
"Nawracanie" w Internecie
Ekstremiści prowadzą ożywiony marketing religijny, nawołują do oczyszczenia islamu, werbują i szkolą młodych radykałów. Działalność wielu takich wspólnot jest finansowana z zewnątrz, głównie przez fundacje z Arabii Saudyjskiej. Radykałowie stawiają przede wszystkim na wychowanie młodego pokolenia w duchu fundamentalistycznym. Metody werbunku nowych członków przejęli od sekt. Organizują na przykład pogadanki na uniwersytetach, choćby pod hasłem “Kim jest Jezus i co o nim napisano w Koranie”, na których pod płaszczykiem otwartej debaty propagują swoją ideologię. Na oficjalnej stronie Związku Muzułmanów Polskich można znaleźć link do witryny, na której Osama bin Laden jest przedstawiany jako bojownik o prawa muzułmanów, nie ma zaś ani słowa o jego działalności terrorystycznej. Inny link prowadzi do strony, na której po podaniu swoich danych i kliknięciu: “akceptuj” pod tekstem muzułmańskiego wyznania wiary można zostać przyjętym w poczet wyznawców Allaha.
W ocenie Tomasza Miśkiewicza, ten sposób przejścia na islam rozmija się z obowiązującym prawem muzułmańskim. – Bracia, którzy prowadzą tę stronę internetową, przesadzili – twierdzi. – Nakłaniałem ich, by ją zlikwidowali, ale mnie nie posłuchali. W myśl szarijatu, wyznanie wiary powinno być wypowiedziane w odpowiednim miejscu (najlepiej w meczecie), formie (ustnie) i we właściwy sposób (w obecności świadków, przed którymi stoi się twarzą w twarz). Czy osoby, które przyjmują islam poprzez Internet, są w ogóle muzułmanami? – Nie mnie oceniać, kto nim jest, na wszelki wypadek doradzam im (a zgłasza się ich sporo), aby przyszły do meczetu i powtórzyły wyznanie przed imamem – wyjaśnia Miśkiewicz.
Mniej wyrozumiały jest profesor Selim Chazbijewicz. Uważa, że taką stronę powinno się bezwzględnie zamknąć, gdyż może to być początek szerszej fali powstawania podobnych witryn prowadzonych przez niebezpieczne organizacje fundamentalistyczne, które za pośrednictwem sieci mogą werbować wiernych. W MZR obowiązują twarde zasady przyjmowania do wspólnoty: zgłębienie wiary i egzamin z wiedzy o islamie, przysięga na Koran w obecności świadków i wyznanie wiary. Nowy muzułmanin musi przysiąc, że nie weźmie alkoholu do ust i nie będzie jadł potraw rytualnie nieczystych (głównie wieprzowiny). Darczyńca z Arabii Saudyjskiej
Miśkiewicz ściąga potrzebne fundusze dla polskich muzułmanów z zagranicy. Na przykład sponsorzy z Arabii Saudyjskiej finansują pielgrzymki do Mekki. (Do tej pory pokryli koszty 9 pielgrzymek, w których uczestniczyło blisko 100 muzułmanów.) Za pieniądze z Arabii ma powstać szkoła koraniczna w Białymstoku, wyremontowane zostaną też stare meczety. Mufti chce także postawić meczet w Warszawie. Idealnym miejscem jest działka przy ulicy Filtrowej, która przed wojną należała do Muzułmańskiego Związku Religijnego. – Co prawda teren odebrano nam w 1993 roku i obecnie znajduje się na nim park, ale staramy się o jego odzyskanie. Przygotowaliśmy projekt architektoniczny, wysłaliśmy pismo do gminy Centrum z prośbą o zwrot ziemi – wyjaśnia.
W rozmowie tuż przed wyborem na muftiego Miśkiewicz zdradził swoje dalekosiężne plany. Do 2010 roku miałoby powstać w Polsce około 8--10 meczetów w największych miastach. A wszędzie tam, gdzie mieszka ponad 50 muzułmanów – domy modlitwy. Łącznie ma ich być ponad 100. W Łodzi i Poznaniu działki pod przyszłe meczety kupiła Liga Muzułmańska. – Ale to wciąż za mało. W innych krajach Europy islam rozwija się dużo szybciej – mówi z żalem.
Dziś, po zdobyciu stanowiska, marzenia Miśkiewicza nabrały szerszego rozmachu. – Chciałbym stworzyć w Polsce Środkowoeuropejskie Centrum Islamu. Mamy ambicje zostać pośrednikiem między innymi państwami islamu. Polska może być ambasadorem tolerancji – przekonuje, wspominając o dobrych relacjach na linii państwo-muzułmanie i katolicy–muzułmanie. – W Polsce panuje tolerancja, którą chcemy wykorzystać jako argument w swoistej kampanii promującej nasz kraj w innych państwach świata.
Czy rzeczywiście Rzeczpospolita stanie się pomostem między światem islamu a chrześcijaństwem, czy może raczej kolejnym przyczółkiem w Europie dla muzułmańskich fundamentalistów? Na razie jest ich u nas niewielu, ale są świetnie zorganizowani, mają dostęp do ogromnych pieniędzy idących w miliony dolarów, pochodzących z niejasnych źródeł finansujących również działania ekstremistów i bojowników. Wszystko wskazuje też na to, że dawny zeuropeizowany islam tatarski ustępuje pola fundamentalistom, i to właśnie oni będą kształtowali przyszłość polskiego islamu w najbliższych dziesięcioleciach.
Aleksandra Paulska
Konwertyci na Starym Kontynencie
W Europie obserwuje się ciągły wzrost liczby osób zmieniających swoją dotychczasową religię na islam. Zdaniem amerykańskiego psychologa religii Louisa Rambo, konwertyci często są “pasjonatami i arogantami, którzy mają poczucie, że posiedli jedyną prawdę”. Dodaje, że często też okazują się bardziej gorliwi niż rdzenni wyznawcy islamu. Doskonale obrazuje to historia galicyjskiego Żyda Leopolda Weissa, który zmienił judaizm na islam, przybrał imię Muhhamad Asad, reprezentował Pakistan w ONZ i był zwolennikiem powrotu do muzułmańskich korzeni tego kraju.
Zdaniem moskiewskiego Centrum Carnegie, które obserwuje zjawisko konwersji w Europie Zachodniej, we Francji w 2003 roku na islam przeszło ponad 100 tysięcy osób. W Wielkiej Brytanii religię Mahometa przyjmuje rocznie około 50 tysięcy osób, a w Stanach Zjednoczonych od 50 do 80 tysięcy. W USA aż 40 procent wyznawców islamu to konwertyci. Jednym z najsłynniejszych po 11 września 2001 roku stał się John Walker Lindh, który walczył po stronie talibów w Afganistanie. Wzrost liczby konwertytów zaobserwowano również w Hiszpanii. W połowie lat 90. ufundowali oni ponad połowę nowych wspólnot muzułmańskich. Symbolem odrodzenia islamu w Hiszpanii jest odbudowany w 2003 roku po 500 latach meczet w Grenadzie. Promotorami odbudowy byli właśnie nowi wyznawcy Allaha. Według doktor Agaty Skowron-Nalborczyk, arabistki z Uniwersytetu Warszawskiego, w Belgii konwertyci na islam stanowią od 0,8 do 4,1 procent wszystkich wyznawców Allaha, w Danii 2 procent, w Hiszpanii od 0,5 procent do 1,25 procent, a we Francji od 0,5 do 1,25.
Jej zdaniem, można mówić o tendencji wzrostowej w odniesieniu do tego zjawiska, ale trudno prognozować jego trwałość. Zjawiskiem konwersji zajmuje się niemieckie Archiwum Islamskie w Soest. Jego szef Muhamad Salim Abdullah uważa, że nowi wierni wyznają surową wersję islamu i nie dążą do dialogu międzyreligijnego. ZP
Co robić z radykałami
W listopadzie ubiegłego roku po raz pierwszy o radykalizmie islamskim rozmawiano na szczycie państw Unii Europejskiej w holenderskim Groningen. Dyskusja na temat zagrożenia ze strony radykalnych islamistów wybuchła po zamordowaniu w Holandii przez muzułmanina-integrystę reżysera filmu o maltretowaniu muzułmańskich kobiet Theo van Gogha.
Wcześniej w Holandii przeciwko radykalnym islamistom wypowiadał się popularny polityk Pim Fortuyn. On również zginął, tyle że z rąk lewicowego aktywisty. Przypadek ten jest symptomatyczny, gdyż radykalni islamiści bardzo dobrze rozumieją się z radykalnymi lewakami. Obie społeczności walczą z kapitalizmem, globalizacją i dominacja zamożnej Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Jednym z ideowych guru antyglobalistów jest były filozof, francuski komunista i konwertyta na islam Roger Garaudy. Inny filozof popularny w szeregach lewaków, Michel Foucault, również zmienił wiarę na islam. Kolejnym przykładem działalności islamskich radykałów w Europie jest aktywność samozwańczego kalifa niemieckiej Kolonii Metina Kaplana. W efekcie jego działalności chadecy z CDU zaczęli się domagać zaostrzenia przepisów dotyczących deportacji radykałów. Sam Kaplan przez pewien czas ukrywał się przed policją, która dostała rozkaz pojmania go i doprowadzenia do jego wydalenia z kraju (kalif z Kolonii jest z pochodzenia Turkiem).
Zdaniem niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji, w Niemczech aż 31 tysięcy muzułmanów należy do organizacji, które można uznać za niebezpieczne. Według Der Spiegiel, na terenie kraju działa około 270 mudżahedinów. Kaplan stał na czele zdelegalizowanej Organizacji Państwa Kalifatu, której celem była ogólnoświatowa rewolucja islamska.
We Francji, jak donosi dziennik Le Parisien, ponad 400 z 1200 imamów nie zna francuskiego. Władze próbują temu zaradzić i chcą organizować kursy, na których propagatorzy islamu mogliby się zapoznać z językiem i kulturą nowej ojczyzny. Szczególnie niepokojący jest wzrost liczby imamów, którzy przybywają z Arabii Saudyjskiej, a nie – jak dotychczas – z Afryki Północnej. Pobierane tam nauki mają niewiele wspólnego z religią pokoju. Francuskie MSW martwi również sposób finansowania muzułmańskich organizacji – większość dotacji pochodzi z krajów Zatoki Perskiej. ZP Najbardziej radykalni neofici
Rozmowa z Markiem Dziekanem, arabistą, profesorem Uniwersytetu Łódzkiego i Warszawskiego.
– Dlaczego Polacy ulegają urokowi arabskiego islamu, tak obcego nam kulturowo, choć pod ręką mają tatarski – zeuropeizowany?
– W Polsce zdecydowaną większość osób, które przechodzą na islam, stanowią ludzie młodzi, co sprawia, że są bardziej podatni na idee głoszone przez arabskich muzułmanów, czasem ekstremistów. Z racji wieku wielu z nich przeżywa kryzys tożsamości albo utraciło szacunek dla wartości świata Zachodu. Czasem w grę wchodzą obie te przyczyny naraz. Nic dziwnego, że szukają oparcia w religii. Islam może im je dać, gdyż jest religią stojącą na bardzo mocnych filarach. Jednak w naszej kulturze lepsza byłaby konwersja na islam łagodniejszy, a nie radykalny-wschodni, bo ten jest dla nas niezrozumiały, a wręcz niestrawny.
– Czy polscy neofici różnią się od konwertytów zachodnich?
– W przypadku zdecydowanej większości konwertytów ich wiara przybiera formy bardziej radykalne od rodowitych wyznawców danej religii. Może to wynikać z braku wiedzy na jej temat albo z nadgorliwości osoby początkującej. Nadgorliwości w sensie pozytywnym. Jednak z moich obserwacji wynika, że Polacy są bardziej fundamentalistyczni od innych Europejczyków neofitów.
– Z czego wynika ten paradoks polskiej nadgorliwości?
– Może z tego, że mamy rodzimą wersję islamu, zakorzenioną na gruncie polskim od kilkuset lat i w związku z tym jest ona mocno “zanieczyszczona” rozmaitymi wpływami. To dlatego nasi konwertyci sięgają do źródeł, nieskażonej i jednoznacznej formuły islamu. Teraz w każdym polskim mieście są inne praktyki religijne w ramach tej samej wiary muzułmańskiej! Polacy, którzy decydują się na konwersję w kraju tak katolickim, jak nasz, nie robią tego w celu poszukiwaniu egzotyki i folkloru. Oni szukają Boga. W tym wypadku – Allaha.
– Holenderski wywiad AIVD opublikował pod koniec grudnia ubiegłego roku raport o ekstremistach islamskich. Według niego, najgroźniejsi są tak zwani muzułmanie “urodzeni na nowo”. Czy i u nas stanowią oni problem?
– Tak. Co prawda blisko sto procent organizacji muzułmańskich działa zgodnie z prawem, a najwyżej jeden procent sięga po środki radykalne, to jest zamachy terrorystyczne, ale mimo nierównego stosunku procentowego sprawy nie można bagatelizować. W Polsce będzie podobnie, nawet jeden ekstremista, który “dla sprawy” jest gotowy wysadzić się w powietrze, stanowi istotny problem. Szkoda, że ten jeden procent radykałów wykrzywia obraz całego islamu, który jest religią godną szacunku i niezagrażającą innym.
Rozmawiała AP
Zorganizowani, silni, zwarci
Muzułmanie mieszkający w Polsce – konwertyci, Tatarzy i islamska ludność napływowa, są zrzeszeni w 5 organizacjach zarejestrowanych w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji jako związki wyznaniowe. Wiele innych działa legalnie na podstawie przepisów o stowarzyszeniach, jeszcze inne nie są nigdzie zarejestrowane. Najstarszą organizacją jest Muzułmański Związek Religijny w RP, powstały w 1925 roku. Zrzesza około 5 tysięcy sunnitów szkoły hanafickiej – głównie polskich Tatarów. Zgodnie z obowiązującą do dziś ustawą z 1936 roku, MZR jest jedyną organizacją mogącą reprezentować muzułmanów wobec władz Rzeczypospolitej. Początkowo jego zwierzchnikiem był mufti – Jakub Szynkiewicz i Najwyższe Kolegium Muzułmańskie. MZR powstał z powołanego trzy lata wcześniej Związku Muzułmanów miasta Warszawy, który za główny cel postawił sobie budowę meczetu w stolicy. Plany te spełzły na niczym. Obecnie MZR podzielony jest na 8 gmin: warszawską, gdańską, gorzowską, poznańską, bydgoską, bohonicką,
kruszyniańsko-białostocką i – najnowszą – lubelską. Na czele MZR stoi Najwyższe Kolegium Muzułmańskie wybierane na 4 lata. Każdą gminą kieruje zarząd, w którego skład wchodzą imam, przewodniczący i skarbnik. Zarząd gminy jest zależny od Najwyższego Kolegium MZR, któremu przewodniczy mufti Tomasz Miśkiewicz. MZR wydaje czasopismo Świat Islamu. Opiekuje się dwoma zabytkowymi meczetami w Kruszynianach i Bohonikach na Podlasiu, domami modlitwy w Białymstoku i Suchowoli, meczetem w Gdańsku i Centrum Islamskim w Warszawie.
Zarówno meczet, jak i Centrum podlegają pośrednio Światowej Lidze Muzułmańskiej. Druga główną organizacją wyznawców islamu jest Liga Muzułmańska (Muzułmanów) w RP, działająca od kilku lat, ale zarejestrowana dopiero 6 stycznia 2004. W jej skład wchodzą członkowie Stowarzyszenia Studentów Muzułmańskich w RP i Muzułmańskiego Stowarzyszenia Kształcenia Kulturalnego. Na jej czele stoi Iwona Alkhalayla, konwertytka. Liga oficjalnie odżegnuje się od wahabizmu, ale wielu muzułmanów mówi wprost o jej fundamentalistycznej proweniencji. Jej członkami są Arabowie i polscy konwertyci.
Stowarzyszenie Jedności Muzułmańskiej trafiło do rejestru MSWiA w styczniu 1990 roku. Liczy 57 członków, według danych GUS z 2003 roku. Jego założycielem jest konwertyta Zbigniew Mahmud Żuk, który później został wykluczony z MZR i zaczął działać na własną rękę. SJM, finansowane przez Iran, zrzesza szyitów. Zarejestrowane w grudniu 1990 roku Islamskie Zgromadzenie Ahl ul-Bayt ma oficjalnie 53 członków, skupia konwertytów szyitów. Stowarzyszenie Muzułmanów Ahmadiyya zarejestrowane w grudniu 1990 roku zostało założone przez Zbigniewa Mahmuda Żuka jest oddziałem brytyjskiej szyickiej organizacji Ahmadiyya, uważanej przez ortodoksyjnych muzułmanów za heretycką.
Spośród struktur poza rejestrem MSWiA najsilniejsza jest świecka organizacja Tatarów Związek Tatarów Rzeczypospolitej z siedzibą w Gdańsku, do 2003 roku Związek Tatarów Polskich w RP. Składa się z autonomicznych oddziałów zrzeszających około tysiąca członków. Na czele ZTR stoi Rada Centralna. Związek wydaje Rocznik Tatarów Polskich, a do 2004 roku Życie Tatarskie (obecnie zawieszone). Przewodniczącym Rady Centralnej ZTR jest profesor Selim Chazbijewicz. Silne jest też Stowarzyszenie Studentów Muzułmańskich w RP z siedzibą w Białymstoku, oddział Światowego Stowarzyszenia Studentów Muzułmańskich. Utworzyli je jeszcze w latach 80. aktywni studenci z krajów arabskich uczący się w większych miastach Polski: Gdańsku, Białymstoku, Warszawie, Wrocławiu i Łodzi. Pod obecną nazwą organizacja działa od 1991 roku. SSM ma odziały w Poznaniu, Krakowie, Lublinie i Gdańsku. Aktywnie uczestniczy w organizowaniu wspólnoty muzułmańskiej – urządza ogólnopolskie zjazdy, wydaje książki i polskojęzyczne czasopismo Al-Hikma
(Prawda).
SMM prowadzi popularne strony internetowe, między innymi, www.muzułmanka.pl. Za jej pośrednictwem można poszukać sobie… muzułmańskiego męża. Duże wpływy ma także Związek Muzułmanów Polskich zarejestrowany jako stowarzyszenie w 1999 roku. Nieformalnie działa od 1991 roku. Został założony przez polskich i tatarskich uczniów szkoły koranicznej w Sarajewie Gazi Husrev Bega. Jednym z jego liderów jest Farhat Khan, syn Pakistańczyka i Polki. Celem związku jest “przekazywanie wiary w czystej postaci bez naleciałości kulturowych” i “budowanie nowego porządku Europy”, jak czytamy na stronie internetowej ZMP. Wśród innych organizacji wyróżniają się Stowarzyszenie Braci Muzułmańskich z siedziba w Pruszkowie, Instytut Ibn Chalduna, który zajmuje się islamem od strony naukowej, Muzułmańskie Stowarzyszenie Kształcenia Kulturalnego.