Dobra i zła wiadomość po wyborach [OPINIA]
Mam dwie pewne informacje: dobrą i złą. Dobra jest taka, że Polacy poszli na wybory, interesują się losem naszego kraju. Zła - znikąd nadziei, że sytuacja w kraju się uspokoi. I nie chodzi o to, by używać wyświechtanego frazesu o Polsce podzielonej na pół, ale by zastanowić się nad realnym włączeniem społeczeństwa w budowanie wspólnoty, a nie dalszym zwalczaniem się przez dwa obozy.
Lokale wyborcze zamknięte, sondażowe wyniki wyborów prezydenckich już znamy. Wygrał w badaniach exit poll obu sondażowni (IPSOS i OGB) Rafał Trzaskowski. Analitycy powinni więc pisać, co oznacza wygrana jednego kandydata, a porażka drugiego, ale przy takiej różnicy w badaniu (w jednym Trzaskowski ma 50,3 proc., głosów, a w drugim 50,17 proc.) nie ma to najmniejszego sensu. Tym bardziej że late poll pokazał, że wszystko może się zdarzyć (ty na prowadzenie wyszedł Karol Nawrocki z wynikiem 50,07 proc.). Wciąż więc nie wiemy, kto najpewniej w poniedziałek zostanie ogłoszony kolejnym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Skupmy się więc na tym, co wiemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzaskowski już ogłosił zwycięstwo. Ekspertka: Zachowałabym większy spokój
Poszliśmy do urn
Wiadomo, że frekwencja wyborcza była bardzo dobra. Nigdy, przenigdy nie rozumiałem argumentu, że trzeba iść na wybory, że to obywatelski obowiązek itd.
Nie, to nie jest obowiązek. To przywilej. Głosowanie w wyborach parlamentarnych w 2023 r. oraz to właśnie zakończone głosowanie - w wyborach prezydenckich - pokazują, że z tego przywileju korzystamy. Ponad 70 proc. z nas uznało: inni niekoniecznie wybierają taką Polskę, w jakiej chciałbym żyć. Muszę więc iść, wziąć sprawy we własne ręce.
To bardzo dobra informacja, bo budowanie wspólnoty polega między innymi na braniu za jej kształt odpowiedzialności. Mandat ludzi wybieranych przez 50 proc. społeczeństwa, które się następnie dzieli na ćwiartki, jest o wiele słabszy niż tych, nad którymi głosuje zdecydowana większość z nas.
Trudna budowa
Ale jest też informacja zła. Zakończona kampania była brutalna, w walce między dwoma kandydatami i ich obozami nikt jeńców nie brał. A dobrze byłoby, gdybyśmy teraz - niezależnie od tego, który z kandydatów ostatecznie zwycięży - potrafili się jakoś dogadać.
Nie jestem naiwny: nie wierzę w to, że wszyscy się pokochają. Ba, nie wszyscy się polubią. Ciężko też będzie tylko i aż się dogadać. Koncepcja "prezydenta wszystkich Polaków" jest chętnie używana przez polityków i publicystów (wspomniał już o tym zresztą Rafał Trzaskowski po ogłoszeniu sondażowych wyników), ale przecież od dawna żaden prezydent nie był "wszystkich". Na pewno dziś, jutro, za tydzień będziemy słuchali i czytali o Polsce podzielonej na pół. Tyle że to frazes.
Nie oczekuję, że nowy prezydent nagle stanie się całkowicie apartyjny i zerwie swoje wszystkie przyjaźnie. To ułuda.
Jeśli jednak wygra Rafał Trzaskowski, chciałbym, aby stał się strażnikiem szacunku do ludzi, którzy wybrali Karola Nawrockiego. To nie tak, że za Nawrockim byli idioci, przestępcy, fani prostytucji ani - jak nas przekonywano wielokrotnie w TVP - zaścianek.
Wyrównany wynik? Śledź liczenie głosów w wyborach prezydenckich na żywo w Wirtualnej Polsce - będziemy pokazywać co dwie minuty nowe dane Państwowej Komisji Wyborczej.
Poniżej znajdziesz interaktywny mechanizm, który pozwoli ci w czasie rzeczywistym sprawdzać główny wynik wyborczy, analizować dane sondażowe według płci, wieku i wykształcenia, a także zobaczyć, jak głosowano w twoim regionie. Nie przegap żadnego szczegółu - wszystko w jednym miejscu, przejrzyście i na bieżąco.
To tacy sami Polacy jak wyborcy Rafała Trzaskowskiego. W niczym lepsi ani w niczym gorsi od profesorów socjologii z uniwersytetów i dziennikarzy z "wielkiej" Warszawy.
Jeżeli zaś wygra Karol Nawrocki, dobrze byłoby, gdyby pamiętał, że znaczna część głosów była nie za nim, lecz przeciwko Trzaskowskiemu, a w jeszcze większym stopniu przeciwko rządowi Donalda Tuska. Co to oznacza? Ano tyle, że Nawrocki - jeśli zostanie głową państwa - będzie pierwszym obywatelem RP na spory kredyt. A kredyty mają to do siebie, że należy je spłacać. Spłacić zaś tego typu zobowiązanie można umiejętną polityką - włączającą myślących inaczej do wspólnoty, a nie wykluczaniem ich z tejże.
Orędownik polskich spraw
I oczywiście, wiem doskonale, łatwo teraz powiedzieć: ech, ty łatwowierny pismaku, nic się nie zmieni. A wiele osób uzna, że nie ma żadnego powodu, aby cokolwiek się zmieniło. Chodzi przecież o to, żeby wygrać w wyborach i rządzić.
To wszystko prawda - w polityce chodzi o to, aby wygrywać. Tyle że skoro w kampanii wyborczej nie udało nam się skupić na bezpieczeństwie państwa, na fatalnych statystykach dotyczących demografii, na tym, że ponad dwa miliony Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, może nowy prezydent zostanie orędownikiem zajęcia się tymi kwestiami?
Cóż, dobrze jest pomarzyć.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski