Dana Rohrabacher faworytem do objęcia Departamentu Stanu? To największy przyjaciel Putina w Kongresie
Przez lata kongresmen Dana Rohrabacher był opisywany przez media jako "ulubiony kongresmen Putina", "największy przyjaciel Rosji w Waszyngtonie" czy "stary kumpel Putina". Dziś, jak podaje dziennik "Washington Examiner", kongresmen z Kalifornii wyłania się jako czołowy, choć niespodziewany kandydat na stanowisko Sekretarza Stanu, człowieka zawiadującego amerykańską dyplomacją.
07.12.2016 | aktual.: 07.12.2016 14:07
Historia związków polityka z Rosją jest długa i barwna. Sięga początku lat 90-tych, kiedy Rohrabacher gościł grupę rosyjskich polityków z Sankt-Petersburga. Wśród nich był doradca mera miasta ds. kontaktów z zagranicą, Władimir Putin. Jak wspomina Amerykanin - były doradca i autor przemówień Reagana - grupa w ramach integracji zagrała mecz futbolu amerykańskiego, zaś potem udała się razem do irlandzkiego pubu, gdzie w oparach alkoholu trwała gorliwa debata o to, kto wygrał zimną wojnę. W końcu, wspomina Rohrabacher, "zdecydowaliśmy rozstrzygnąć to jak mężczyźni, którzy wypili trochę za dużo" - w pojedynku siłowania się na rękę. Ku zaskoczeniu kongresmena, Putin, wówczas znacznie lżejszej postury, pokonał go "w milisekundę".
Jednak prorosyjskie nastawienie kandydata na Sekretarza Stanu pokazują nie tylko z rozrzewnieniem wspominane anegdoty. Jego historia głosowań i wypowiedzi jest jednoznaczna i konsekwentna. Używając informacji od rosyjskich lobbystów próbował usunąć nazwisko Siergieja Magnitskiego (rosyjskiego prawnika, który ujawnił korupcję w państwowych spółkach, za co trafił do więzienia, gdzie został pobity na śmierć) z nazwy projektu ustawy nakładającej sankcje na ludzi odpowiedzialnych za łamanie praw człowieka. Opowiadał się przeciw antyrosyjskim restrykcjom i uznawał aneksję Krymu za uzasadnioną. Do Kongresu na wysłuchania komisji spraw zagranicznych zapraszał zdyskredytowanych prokremlowskich ekspertów, a także aktora i jednego z najbardziej prominentnych przyjaciół Putina, Stevena Seagala z którym łączy go zresztą osobista przyjaźń. Za sprawą koneksji Seagala, w 2013 roku kongresmen miał się spotkać z niesławnym czeczeńskim dyktatorem Ramzanem Kadyrowem. Do spotkania - i dyplomatycznego skandalu - ostatecznie nie
doszło tylko dzięki interwencji Departamentu Stanu.
Ze względu na swoje powiązania i poglądy Rohrabacher był do niedawna w Kongresie pariasem. Jednak w nowej erze Trumpa, jego akcje dramatycznie wzrosły. Polityk był jednym z najwcześniejszych zwolenników miliardera, podczas gdy inni legislatorzy ociągali się z okazaniem poparcia lub wprost ogłaszali swój sprzeciw. Jak mówił w wywiadzie dla prawicowego portalu Breitbart, w kwestiach polityki zagranicznej zgadza się z Trumpem w 100 procentach, bo "ukierunkuje amerykańską politykę nie na jakąś globalistyczną teorię czy czynienie całego świata lepszym, ale zamiast tego na to, co dobre dla bezpieczeństwa i dobrobytu obywateli Stanów Zjednoczonych". To zaś sugeruje bardziej izolacjonistyczne podejście - a potencjalnie też kłopoty dla Europy i NATO.
Jednak jak mówi w rozmowie z WP Michał Baranowski, dyrektor German Marshall Fund w Warszawie, wpływy przyszłego szefa amerykańskiej dyplomacji - niezależnie od tego, kto nim będzie - mogą być ograniczone.
- W tej chwili widzimy, że Departament Stanu jest dramatycznie marginalizowany przez Trumpa. Równie dobrze mogłoby go nie być. Ta marginalizacja postępowała zresztą też za prezydentury Obamy, ze względu na ilość konfliktów i kryzysów ta polityka skupiła się w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego - mówi ekspert.
Quo vadis, Donald?
Dotychczasowy skład gabinetu Trumpa, a także lista kandydatów do pozycji Sekretarza Stanu - oprócz prorosyjskiego Rohrabachera, są neokonserwatyści tacy jak John Bolton czy krytyk Rosjii Mitt Romney - są tak eklektyczne, że przewidzenie, w którym kierunku podąży nowa administracja jest bardzo trudne. Wszystkich kandydatów wydaje się łączyć tylko dwie rzeczy: ostry stosunek do radykalnego islamu oraz wobec Iranu.
- Na pewno można się spodziewać, że Bliski Wschód będzie znacznie większym priorytetem w polityce administracji Trumpa - mówi Baranowski.
Zdecydowanie mniej jasne jest podejście do spraw najważniejszych dla Polski: kwestii relacji transatlantyckich, NATO i stosunków z Rosją. Tu na jednym biegunie jest przyszły szef Pentagonu, emerytowany generał James Mattis, który jest zwolennikiem umacniania sojuszu i nieufny wobec Rosji, zaś na drugim doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, były szef Wojskowej Agencji Wywiadowczej gen. Michael Flynn, który bywał częstym gościem kremlowskiego kanału Russia Today, brał od niego pieniądze i opowiada się za współpracą z Moskwą w Syrii.
- Bardzo wiele rzeczy dla nas ważnych dzieje się na poziomie Pentagonu. Ludzie, którzy tam pracują teraz po prostu czekają na to, co się z tego wyłoni.