ŚwiatCzechy siedzą na bombie

Czechy siedzą na bombie

W większości czeskich szpitali obowiązują zaostrzone środki bezpieczeństwa. To reakcja na groźby szantażysty, który domaga się 300 mln koron (ok. 42 mln złotych), grożąc użyciem cyjanku potasu do zatrucia jedzenia w szpitalach.

Posiłki przygotowywane w szpitalnych stołówkach przewozi się w zaplombowanych kontenerach. Do pomieszczeń technicznych szpitali wstęp mają tylko zatrudnieni.

Praskie pogotowie ratunkowe (policja ocenia, że groźby dotyczą głównie szpitali w stolicy Czech) wyposażone zostało w środki, które mogą neutralizować działanie cyjanku. Ratownicy przygotowani są do natychmiastowego działania. W stan pogotowia postawione zostały wszystkie ośrodki toksykologiczne.

Prezydent Pragi Pavel Bem poinformował w piątek po posiedzeniu sztabu kryzysowego, że istnieje pełna koordynacja postępowania między pogotowiem ratunkowym, policją, strażą miejską i strażą pożarną, która posiada urządzenia, jakie mogą - w przypadku zagrożenia - pomóc w ustaleniu użytej trucizny.

"Z dostępnych informacji wynika, że nie należy wpadać w panikę, ale - z drugiej strony - gróźb szantażysty nie możemy zlekceważyć" - powiedział Bem.

Policja nadal czeka na telefon lub list od szantażysty. W czwartek upłynęło ultimatum, jakie wyznaczył on na złożenie okupu. Policja zgromadziła pieniądze na specjalnym rachunku w Czeskim Banku Narodowym, ale nie zrealizowała - tłumacząc to względami technicznymi - innego warunku: umieszczenia w darmowym dzienniku "Metro" 100 tysięcy kart płatniczych. Kod do aktywizacji jednej z nich szantażysta chciał otrzymać przez telefon.

Eksperci bankowi orzekli, że w terminie, jaki wyznaczył przestępca (10 dni), nie można było przygotować wymaganej ilości kart. Policja nadal czeka. Zastępca komendanta głównego Jaroslav Machanie w wypowiedzi dla dziennika "Pravo" oświadczył w piątek, że władze są gotowe przekazać szantażyście pieniądze. "Nam chodzi przede wszystkim o ludzi" - powiedział.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)