Coraz więcej ataków w Turcji. Jak bardzo zagrożeni są turyści?
Samobójczy zamach w Suruc, ataki na policjantów, żandarmerię wojskową, gazociąg, a ostatnio także strzelanina pod konsulatem USA w Stambule - poziom bezpieczeństwa w Turcji wydaje się dramatycznie pogarszać. Zwłaszcza że Ankara zdecydowała się na walkę na dwa fronty - przeciw siłom kurdyjskim i Państwu Islamskiemu. W jakim stopniu zagrożeni mogą być przez to turyści, również z Polski, którzy odwiedzają ten kraj?
- Turcy chcą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - osłabić perspektywę powstania państwa kurdyjskiego i zagrożenia ze strony islamistów - mówi o kampanii Ankary przeciwko operującej w Iraku Partii Pracujących Kurdystanu z jednego strony, i Państwu Islamskiemu w Syrii z drugiej Tomasz Otłowski, ekspert ds. terroryzmu. Otłowski uważa, że takie bezpośrednie militarne zaangażowanie w wydarzenia w regionie i to w dodatku na "dwa przeciwstawne fronty" oznacza też wzrost zagrożenia atakami terrorystycznymi w samej Turcji. A ich celami mogą stać się nawet zachodni turyści.
Ostrzeżenia MSZ
Polskie MSZ już pod koniec lipca zaktualizowało ostrzeżenia dla podróżujących do Turcji. Południowo-wschodnie obszary, zwłaszcza na granicy z Irakiem i Syrią, zostały oznaczone wówczas trzecim, pomarańczowym stopniem zagrożenia opisanym jako "nie podróżuj". "MSZ stanowczo zaleca obywatelom polskim powstrzymanie się od podróży w te regiony kraju, osobom tam przebywającym czasowo rozważenie ich opuszczenia, a mieszkającym na stałe zachowanie szczególnej ostrożności" - podało na stronie internetowej ministerstwo.
Na pozostałych obszarach Turcji obowiązuje z kolei drugi stopień zagrożenia, czyli "ostrzeżenie przed podróżą". Jednocześnie zalecono "zachowanie ostrożności podczas pobytu w większych aglomeracjach miejskich i skupiskach turystycznych oraz unikanie wszelkich zgromadzeń w miejscach publicznych". Jak bowiem oceniło polskie MSZ, Turcja to nadal "kraj przyjazny turystom, w którym jednak nie można wykluczyć zagrożenia atakami terrorystycznymi".
Ostatnia strzelanina pod konsulatem USA w Stambule nie zmieniła tych zaleceń - co potwierdziło biuro prasowe MSZ w odpowiedzi na pytanie WP o ewentualne wzmocnienie ostrzeżeń dla podróżujących.
Ale ta lista potencjalnie niebezpiecznych miejsc nieco się poszerza, jeśli weźmiemy pod uwagę także komunikaty MSZ Wielkiej Brytanii i Niemiec. Ostrzegały one przed dwoma tygodniami przed korzystaniem z komunikacji miejskiej w Stambule, obawiając się zamachów (czytaj więcej)
. Bo choć żaden z dotychczasowych ataków, do których doszło w Turcji, nie był wymierzony w turystów, według ekspertów nie sposób przewidzieć, czy terroryści nie zmienią swojej taktyki.
Turyści na celowniku?
Obawy o krwawe ataki na kurorty, w których wypoczywają turyści, mocno wzrosły po wydarzeniach w Tunezji z końca czerwca. Wówczas islamista związany z Państwem Islamskim otworzył ogień na przyhotelowej plaży, zabijając 38 osób, nim sam zginął.
Według Tomasza Otłowskiego, choć trudno porównywać sytuację Turcji, państwa stabilnego, i Tunezji, która na przestrzeni ostatnich lat "przeszła spore zawirowania społeczno-polityczno-ekonomiczne", to faktem pozostaje, że zagrożenie w tym pierwszym mocno ostatnio wzrosło. - Jeszcze rok temu można było uważać wyjazd turystyczny do Turcji za obarczony relatywnie niewielkim ryzykiem. Dzisiaj to ryzyko jest już spore - ocenia ekspert. Jak dodaje podczas gdy w Tunezji władze wzmocniły środki bezpieczeństwa i "mocno docisnęły śrubę islamistom", w Turcji dopiero okaże się "kto jest bardziej sprawny - terroryści czy tureckie służby bezpieczeństwa".
Kto mógłby czyhać na turystów? Według Otłowskiego Kurdowie raczej będą próbować powstrzymywać się od takich ataków, bo też PKK w Iraku i kurdyjskie milicje w Syrii, walcząc z ISIS, stoją de facto po stronie Zachodu. Zamach, w którym ucierpieliby turyści, sprawiłby, że straciliby oni jakiekolwiek poparcie dla własnej sprawy w oczach świata. Właśnie dlatego, choć w ostatnich tygodniach napływa coraz więcej informacji o krwawych zamachach, które przypisuje się PKK, ich celami są raczej posterunki policji, żandarmerii wojskowej lub - jak pod koniec lipca - gazociąg. - PKK jest jednak ugrupowaniem o ideologii mocno lewicowej, gdzie hasła antyamerykanizmu i antyimperializmu są wciąż żywe. I one mogą przeważyć nad bieżącą polityką - dodaje Otłowski.
- Natomiast Państwo Islamskie i jego struktury w Turcji absolutnie nie mają takich skrupułów i można się spodziewać bezpośredniego zagrożenia ze strony islamistów kalifatu na obiekty, interesy czy obywateli państw zachodnich - uważa ekspert.
Podwójne zagrożenie
Według oceny eksperta potencjalnie i PKK, i Państwo Islamskie mają możliwości przeprowadzenia skutecznych uderzeń na terenie Turcji. - Kurdowie mają bogate, wieloletnie doświadczenie jeśli chodzi o partyzantkę miejską. To jest kwestia dostosowania się do obecnych warunków. Podobnie uważa się, że Państwo Islamskie ma sporo zakonspirowanych komórek i mnóstwo zwolenników w Turcji, więc od strony organizacyjnej nie będzie to dla nich problem - mówi ekspert.
Ale i służby tureckie nie raz musiały się mierzyć z terroryzmem. Ryzyko jest więc o tyle duże, że Ankara ma teraz nie jednego, a dwóch wrogów. - W momencie takiego podwójnego zagrożenia, na dwóch frontach, (służby - red.) mogą same nie dać sobie rady - ostrzega Otłowski.