"Chcemy do Rosji". Korespondent WP.PL komentuje wydarzenia z Doniecka
Czwartkowy wieczór. Spóźniony o kilka godzin z powodu fałszywego alarmu bombowego samolot z Kijowa przylatuje do Doniecka. Nad wejściem do terminalu powiewa flaga tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. W holu zagranicznym przybyszom uważnie przyglądają się trzej milicjanci, z naszytymi szewronami tego świeżo obwieszczonego tworu państwowego.
- A, to panowie? – mówi oczekujący nas przy wejściu czterdziestoparoletni taksówkarz. – Dyspozytorka powiedziała, że będą jacyś klienci, którzy dzwonili z „nieruskiego” numeru. Więc to wy, zapraszam! – dodaje.
Wyostrzone ucho od razu reaguje na autoidentyfikację. Obcy w świadomości kierowcy (jak również jego koleżanki) nie oznacza „nieukraiński”, tylko „nieruski”.
- A już myślałem, że obcokrajowcy do nas więcej nie przylatują – kontynuuje chętny do rozmów Siergiej. Imię odgadujemy po malutkiej ikonce, przyczepionej obok kierownicy, z obrazem prawosławnego świętego o takim samym imieniu.
- Dlaczego nie przylatują? – pytam.
- No bo burdel jest! Takie rzeczy się dzieją. I nie wiadomo już, gdzie są „nasi”, a gdzie „nie nasi”? W Doniecku jeszcze w miarę spokojnie, ale co w mniejszych miastach obok się dzieje, to strach patrzeć – rozpacza mężczyzna. – Oglądasz telewizję: ukraińskie kanały mówią jedno, rosyjskie – zupełnie co innego. Człowiek może zwariować - dodaje.
– A komu Pan bardziej wierzy?
– No pewnie, że Rosjanom. Oni mówią prawdę, mówią jak jest.
– Czyli ci, co przejęli budynek Donieckiej Administracji Obwodowej i urzędują tam teraz, są "wasi"?
Siergiej potwierdza. - Wszystkiemu winni Kijów i ten „Bandersztadt” (zjadliwe określenie miejscowych dla Zachodniej Ukrainy). Oni latami wysysają pieniądze z Donbasu i żyją na nasz koszt. Karmimy tych nierobów! – mężczyzna powtarza od dłuższego czasu krążącą w regionie legendę, nie mającą pokrycia w rzeczywistych danych statystycznych.
– No ale przecież do obecnej ruiny kraj doprowadził „wasz” Janukowycz. I przeciwko temu zimą protestowali ludzie w Kijowie – polemizuję ze współrozmówcą.
- Owszem, tamten dużo kradł. I synowie jego również. Pan spojrzy, ile tu wszystkiego dla siebie nabudowali – Siergiej wskazuje ręką na różne okazałe nieruchomości w centrum Doniecka. – Ale ja bym na jego miejscu i tak już na samym początku zrównał z ziemią ten cały Majdan! – stwierdza nagle mężczyzna, ponownie próbując siłą ekspresji zastąpić logikę.
– A czego tak naprawdę chcecie, niepodległości Donieckiej Republiki?
– Chcemy do Rosji, tak jak Krym – nie pozostawia wątpliwości zwykły mieszkaniec Doniecka, zapewniając, że tak jak on myśli tu „większość”. Rozmowa się urywa, bo dojeżdżamy do celu, mijając bilbord z reklamą jednego z kandydatów na prezydenta Ukrainy, więc na koniec pytam:
– Na kogo Pan będzie głosował?
– Na nikogo. Bojkotujemy je. To już nie nasze wybory.
Rozpoczynamy podróż. Cel: Donieck. Obserwujcie nasze relacje z sytuacji na Ukrainie. #ukraina #donieck pic.twitter.com/bfCVndknFD
— Konrad Żelazowski (@kzelazowski) May 15, 2014