ŚwiatBić, Baby, Jak Bond, James Bond

Bić, Baby, Jak Bond, James Bond

James Bond to najlepiej rozpoznawalna postać kinowa ostatniego półwiecza. Chociaż lista jego przewinień względem płci pięknej jest dłuższa niż wykaz zasług dla brytyjskiej korony, często służył za wzór prawdziwego faceta. Przy okazji najnowszej odsłony sagi o Bondzie sprawdzamy, dlaczego „dżentelmen z licencją na zabijanie” wcale nie był dżentelmenem. I czemu ciągle jest sam.

Bić, Baby, Jak Bond, James Bond
Źródło zdjęć: © UIP

13.11.2008 | aktual.: 13.11.2008 07:04

W środku namiętnego pocałunku w oku kochanki Bond dostrzega odbicie nadchodzącego napastnika. W tanecznym obrocie błyskawicznie zamienia się z partnerką miejscami i masywna pałka spada prosto na głowę dziewczyny. Gdy po krótkiej bijatyce Bond słyszy jej jęk, rzuca niewyszukany żart, zakłada marynarkę i wychodzi. Innym razem już faktycznie w tańcu swoją partnerką zasłania się przed strzałem skrytobójcy. Chociaż swoje perswazyjne działania częściej niż od bicia zaczyna od pocałunku, to i tak często odbywa się to na granicy gwałtu.

Trzy na jednego

W otwierającym serię o brytyjskim szpiegu „Doktorze No” urocza Honey Ryder naiwnie pyta Bonda, czy ma on własną kobietę. Jedyną odpowiedzią może być tylko brak odpowiedzi. Jak policzyli wielbiciele najsłynniejszego agenta w historii kina, podczas swojej blisko półwiecznej kariery miał on już ponad pół setki kobiet. Średnio daje to prawie trzy dziewczyny na odcinek serii, bo Bond idzie do łóżka praktycznie z każdą kobietą, którą spotyka. Wśród tego tłumu na palcach jednej ręki można policzyć te, które ze spotkania z nim wyszły bez szwanku. Pewnie nie byłoby się czym przejmować, gdyby nie to, że Bond w różnych epokach funkcjonował jako wzór brytyjskiego dżentelmena. Jak policzył profesor James Chapman, bondowski historyk i szef katedry filmu i sztuk wizualnych na Uniwersytecie w Leicester, z filmami o agencie 007 zetknął się co czwarty mieszkaniec globu.

- W zapowiedziach pierwszych odcinków serii Bond jest przedstawiany jako dżentelmen z licencją na zabijanie - mówi Chapman. Jednakże już w definiującym jego postać "Doktorze No" strzela do napastnika, któremu wcześniej skończyły się naboje. Gdy ten upada na podłogę, Bond wypala mu prosto w plecy. Bohater dżentelmen nigdy by się tak nie zachował - dodaje. W „Operacji »Piorun«” 007 nie waha się przed użyciem szantażu, aby zaciągnąć do łóżka pracownicę spa. Gdy w „Pozdrowieniach z Rosji” z Tatiany Romanowej nie udaje mu się (dosłownie) wytrząsnąć prawdy, solidnym policzkiem obala ją na kozetkę.

Ostatni z gatunku

Filmy o Bondzie nie powstawały w próżni. Aby zrozumieć jego postawę, trzeba spojrzeć na historię kina. Przemoc mężczyzn względem kobiet była w nim obecna już w latach 20. i 30., kiedy tlenione blondynki grane przez Jean Harlow regularnie pojawiały się na ekranie z podbitym okiem – tłumaczy John Cork, autor książek o agencie i twórca kilkudziesięciu filmów dokumentujących bondowską serię. W kinie lat 40. mieliśmy już do czynienia z całą brygadą gruboskórnych detektywów, którzy swoim zachowaniem niewiele różnili się od ściganych kryminalistów, a w toku opowieści nie omieszkali przyłożyć jednej lub dwóm dziewczynom. Bond jednak najwięcej czerpał z kolejnej dekady.

W latach 50. aktorzy tacy jak Cary Grant, Robert Doan, Ronald Colman czy David Niven stworzyli archetyp brytyjskiego oficera herosa, w który świetnie wpisał się agent 007. – Bond jest ostatnim przedstawicielem tego gatunku – mówi profesor Chapman. – Ale podejmując się tej roli, Sean Connery wprowadził amerykański typ aktorstwa: bardziej fizyczny i naturalistyczny, czym wpisał się w trendy nowej fali brytyjskich filmów. Z jednej strony powracał więc do tradycyjnego stylu gry wypracowanego jeszcze w latach 40. i 50., a z drugiej pozostawał bardzo współczesny – dodaje Chapman. Oczywiście Bond uosabia także etos playboya, który dzięki zamożności, urodzie i ogólnemu obyciu cieszy się powodzeniem u kobiet. Tyle że Connery traktuje je niemal jak przedmioty oczekujące na konsumpcję – niekiedy przychodzą i odchodzą dosłownie w kilka minut.

Bond mięknie

Wraz z kolejnymi odcinkami serii to podejście zmieniało się tylko nieznacznie. – Ewoluowała nie tyle osobowość Bonda, który pozostawał wrogim kobietom szowinistą, ile raczej jego otoczenie – ocenia Chapman. Szpiega coraz częściej stawiano naprzeciw silnych, niezależnych kobiet, próbując w ten sposób nadążać za prze-mianami zachodzącymi w brytyjskim społeczeństwie. Przełom nadszedł w 1974 roku, kiedy w agenta 007 wcielił się Roger Moore.

– Ówczesne kino było przepełnione brutalnymi scenami przemocy i seksu, które dziś nie miałyby szans wyjść z Hollywood – mówi Cork. – W „Człowieku ze złotym pistoletem” Bond policzkuje postać graną przez Maud Adams, ale wiemy, że Moore był bardzo przeciwny tej scenie. Zanim skończył swoją przygodę z rolą agenta, czasy się zmieniły: w społeczeństwie wzrosła świadomość przemocy wobec kobiet, a kino pozbyło się ciążącego nad nim ducha starego filmu gangsterskiego i jego obcesowych bohaterów.

Bond jeszcze bardziej zmiękł, po tym jak w jego postać wcielił się Pierce Brosnan, na co zresztą głośnymi protestami zareagowali wielbiciele serii. Twórcy filmu nie poprzestali na konfrontowaniu go z posiadającymi równorzędny autorytet kobietami, ale nawet zmieniono płeć jego zwierzchnika. Gdy grana przez Judi Dench „M” nazywa Bonda „szowinistycznym seksistowskim dinozaurem”, trudno sobie wyobrazić, by mógł zareagować w stylu Connery’ego. – Od połowy lat 90. kobiety zaczynają mieć władzę nad Bondem – mówi profesor Chapman, ale zaraz zastrzega: – Oczywiście często udaje mu się je uwieść i wówczas robią dokładnie to, czego chce.

Szpieg ze złamanym sercem

– Nie mam żadnego przesłania dla cierpiącej ludzkości. Swoje powieści piszę z myślą o pełnokrwistych heteroseksualistach jako lektury do pociągu, samolotu czy do łóżka – zastrzegał Ian Fleming, twórca postaci Bonda, tłumacząc niestałość uczuciową swego bohatera.

Biograficzne korzenie tymczasowego podejścia Jamesa do kobiet poznaliśmy dzięki dwóm ostatnim filmom o 007, historycznie umiejscowionym jeszcze przed fabułą „Doktora No”. W opartym na pierwszej książce Fleminga „Casino Royale” grany przez Daniela Craiga- szpieg głęboko zakochuje się w Vesper Lynd, dla której gotów jest porzucić szpiegowski fach. Jednak gdy po krótkich chwilach szczęścia utraci ją na zawsze, razem z nią zginie jego wrażliwość. Wchodząc w rolę zranionego mściciela w „Quantum of Solace” (tutaj zresztą spotyka kobietę, z którą połączy go nie łóżko, ale zemsta), Bond jednocześnie podejmuje decyzję, która zaciąży na jego późniejszych relacjach: odtąd będzie porzucał swoje dziewczyny, zanim odbierze mu je świat. Gdy w „Tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” złamie tę zasadę, od razu tego pożałuje.

– Ostatnie trendy w kulturze pokazują powrót do tego bardzo męskiego, szowinistycznego typu bohatera, wręcz się go celebruje – zauważa profesor Chapman. Dlatego 007 nawet w najbardziej brutalnym wydaniu znów jest akceptowany przez widownię. Inna sprawa, że przy swoich dziewczynach James Bond coraz częściej okazuje się prawdziwym niewiniątkiem. (jks)

Mariusz Herma

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)