Tylko w WP.PL: ciężkie walki w Słowiańsku, codzienny koszmar mieszkańców
Słowiańsk. Miasto, w którym od kilku tygodni toczą się najcięższe na wschodzie Ukrainy walki pomiędzy separatystami, a ukraińskim wojskiem. Codziennie słychać tu wybuchy i strzały. Najgorzej jest w nocy. Ludzie starają się normalnie żyć w tych nienormalnych warunkach. - Wojna jak wojna, a obiad wedle planu - powiedział reporterom mieszkaniec miasta. - Idziemy do pracy, a tu nagle "bach". To jest straszne - mówi jeden z młodych rozmówców. Spalone domy, samochody podziurawione kulami to już coś, do czego nie można przywyknąć. Przed kulami - tym razem ukraińskich żołnierzy - musieli uciekać także reporterzy i operator WP.PL.
Ponad stutysięczny Słowiańsk w obwodzie Donieckim to jeden z najbardziej zapalnych punktów konfliktu na Ukrainie. Od kwietnia o mieście głośno jest na całym świecie. Władzę przejęli tam prorosyjscy separatyści z Wiaczesławem Ponomariowem na czele, który ogłosił się merem ludowym. Wspiera go Igor Girkin znany również jako Igor Striełkow, dowódca tzw. Samoobrony Donieckiej Republiki Ludowej.
Szturmy ukraińskiej armii okazały się bezskuteczne. Działania bojowe utrudnia obecność cywili. Separatyści okopali się nie tylko na obrzeżach miasta, ale również wewnątrz. Zajmują pozycje na ulicach i podwórkach. Snajperzy rozlokowani są w prywatnych mieszkaniach. Ostrzał ukraińskich pozycji prowadzą z pozycji sąsiadujących z zabudowaniami.
Już przy wjeździe do miasta słychać wybuchy. Z szosy dobrze widać wzgórze z wieżą telewizyjną. To tam stacjonują główne ukraińskie siły zgromadzone wokół Słowiańska. Z dogodnego miejsca prowadzą ostrzał pozycji separatystów. Z celnością bywa różnie.
Już na pierwszym posterunku w mieście rebelianci mówią o zniszczonym pół godziny wcześniej podwórku. - Jedźcie tam, zobaczycie co zrobili ci faszyści - mówi jeden z bojowników.
Na miejscu widać zniszczoną ładę, wybite szyby w domu, uszkodzony dach. Wszędzie odłamki szkła. - To jeden wielki koszmar! Całymi nocami słychać wybuchy. Mam już prawie 70 lat i mocny charakter, ale co to za życie. Za co tak cierpimy - mówi Tatiana, gospodyni ostrzelanego budynku. Martwi się też o dzieci, które muszą żyć w takiej atmosferze. - Kiedy to się skończy? Boimy się wyjść na ulicę: tu strzelają, tam strzelają. Ze wszystkich stron strzelają - roztrzęsiona kobieta ma już wyraźnie dość.
Jej sąsiad, młody chłopak, usłyszał wybuch, gdy był nad rzeką. - Wyszedłem na pagórek i zobaczyłem, że pali się dom. I nie tylko tutaj, kilkaset metrów wybuchnął inny - opowiada. - To ci faszyści strzelali - nie ma wątpliwości. Bo tu niedaleko stał czołg separatystów, który kierował ogień na wzgórze z Ukraińcami. - Tamci w odpowiedzi też zaczęli, ale pewnie nie wzięli poprawki na wiatr - mówi. - Szczerze mówiąc przestałem się dziwić tym wybuchom - dodaje. Ale to nie znaczy, że się nie boi.
Nad ranem wybuch zniszczył również dom w Semionówce, małej wiosce pod Słowiańskiem. Czuć jeszcze zapach spalenizny, ze zgliszczy unosi się dym. - Wyjeżdżajcie stąd, zaraz znów będą strzelać - ostrzega jeden z separatystów. Kilkaset metrów dalej posterunek rebeliantów. Chętnie rozmawiają, pozują do zdjęć. Po chwili, 30-40 metrów od posterunku, spada pierwszy pocisk. Wszyscy chronią się za betonowymi zaporami. Dowodzący posterunkiem każe uciekać. - To nie koniec na dzisiaj - zapowiada.
W centrum miasta jest spokojniej. Piękna fontanna na rynku, gołębie, ludzie z dziećmi w wózkach,zakochane pary, pijaczek zaczepiający stołujących się w eleganckiej restauracyjce, starsi ludzie na rowerach, młodzież na skuterach. W tle wybuchy, kilkaset metrów dalej posterunek rekrutacyjny, strzeżonych przez uzbrojonych ("burmistrz" kilka dni temu zarządził mobilizację). Te kontrasty robią piorunujące wrażenie.
- Żyjemy normalnie, ale boimy się. Zwłaszcza, gdy idzie się do pracy. Cicho, cicho i tu nagle pach! Straszne to jest - mówi młody mężczyzna, Wiktor.
W bloku obok dwie spore dziury po ostrzale. Na podwórku innego dziura w asfalcie. Zdaniem mieszkańców to może się skończyć. Gdy odejdzie stąd ukraińska Gwardia Narodowa. - Niech nas zostawią w spokoju, żebyśmy mogli pracować, zarabiać pieniądze i karmić rodziny - mówią.
Pani ze sklepu też dobrze wie, kto jest za to wszystko odpowiedzialny. Jak większość rozmówców. - O czym myśli ta kijowska junta? - pytanie jest retoryczne. - Jak kobieta w Słowiańsku może dziś urodzić dziecko? Serce mi się kraje! Nowo narodzonego dzidziusia wypisują z naszego szpitala położniczego, tata z mamą przynoszą go do domu, a tam BUCH! BUCH! - gestykuluje Ałła.
Starszy pan też się denerwuje. - Ten, który u nas w mieście kieruje tym całym ruchem oporu musi się porozumieć z ludźmi po drugiej stronie - zauważa. - Trzeba to załatwić pokojowo. Wywiozłem dzieci za miasto, bo latają tu pociski moździerzowe. Komu to jest potrzebne? - denerwuje się.
Cześć ludzi jakby przywykła do nienormalności. Kolejny wybuch już nie robi takiego wrażenia jak ten pierwszy. - Wojna jak wojna, a obiad wedle planu - mówi z uśmiechem rezygnacji na twarzy Michaił. Wyjścia z tej sytuacji nie widzi. - To trwa już bardzo długo, a kompromisu nikt nie chce.
Wieczór. Droga powrotna do Doniecka. Słowiańsk zostaje w tyle. Pojedyncza smuga dymu nad dachami domów. Nad ranem z pewnością pojawią się kolejne. Bo noce tu są najgorsze. Wtedy walki są najcięższe.
Aleh Barcewicz i Konrad Żelazowski z Ukrainy specjalnie dla WP.PL. Operator: Leszek Świerszcz