Kobiety w Norwegii "idą w kamasze". I nie widzą w tym nic nadzwyczajnego
W ostatnim tygodniu lipca w norweskiej armii rozpoczął się pierwszy pobór do wojska włączający kobiety. Od dawna Norweżki mogły dobrowolnie zgłosić się do wojska, teraz będę miały taki obowiązek. Norwegia, jako pierwszy kraj w Europie, wprowadziła obligatoryjny pobór dla pań.
Żołnierki będą przechodzić takie samo szkolenie jak żołnierze, mieszkać w tych samych koszarach, korzystać z dokładnie tych samych praw i przywilejów. Ten fakt wzbudził zainteresowanie mediów na całym świecie, a Norwegowie zastanawiają się, o co tyle szumu.
Sylwia Skorstad dla Wirtualnej Polski
Motywacja jest najważniejsza
Osiemnastoletnia Malin z Melhus w środkowej Norwegii 4-5 razy w tygodniu biega, 2 razy w tygodniu chodzi na siłownię i raz na taniec. Chce być w dobrej formie, bo za kilka miesięcy czekają ją testy sprawdzające, czy nadaje się do służby wojskowej.
Dziewczyna chciałaby je zaliczyć i rozpocząć karierę w wojsku. Uważa, że to dobry pomysł ciekawą pracę. Zainspirowały ją książki i wujek służący w lotnictwie.
Nic dziwnego
Malin nie rozumie, czemu kogoś dziwi, że Norwegia wprowadziła obowiązkową służbę wojskową dla kobiet. Dla niej jest oczywiste, że równe prawa znaczą równe obowiązki.
- Nikt norweskich kobiet nie zmusza do służby wojskowej - tłumaczy Malin.
Kobiety same to wywalczyły
- Same o to walczyłyśmy, inicjatorką reformy jest dziewczyna młodsza ode mnie. Nie boimy się iść do wojska, tylko tego, że zabraknie dla nas miejsc! - mówi.
Podczas poboru armia wzywa kilkanaście tysięcy kandydatów i wybiera najlepszych. Na testach fizycznych i psychologicznych odpada dużo więcej niż połowa.
W armii pozostaje tylko około 8 tys. osób, które wypadły najlepiej.
Bez bezwględnego przymusu
Część testów psychologicznych stanowi szacowanie, jaką kandydat ma motywację. Jeśli zadeklaruje, że żadną lub niewielką, to prawdopodobieństwo, że armia wyśle mu bilet do koszar, jest bardzo małe.
Niezmiernie rzadko zdarza się, że ktoś osiąga tak świetne wyniki, iż mimo braku jego motywacji, komisja decyduje się go powołać. Taki kandydat może zadeklarować pacyfistyczne przekonania i zamiast na szkolenie, trafić do pracy biurowej.
"Nie ma kobiecych wojen"
Testy sprawnościowe dla kobiet, pragnących służyć w norweskim wojsku, są inne niż dla mężczyzn. Dziewczyny mogą biegać trochę wolniej i zrobić mniej podciągnięć na drążku, skakać krócej. To dlatego, że z natury mają inne warunki fizyczne.
Jednak samo szkolenie w ramach zasadniczej służby wojskowej jest dokładnie tak samo ciężkie.
- Bo nie ma kobiecych wojen, tak samo, jak nie ma kobiecych pożarów - tłumaczy norweski wojskowy, odwołując się do znanych w Skandynawii słów szefa straży pożarnej, który kiedyś w ten sposób odpowiedział na pytanie, czemu nie obniży w jednostce wymagań szkoleniowych dla pań.
"Wykonując swoje zadania zapominaliśmy, kto jest facetem, a kto babką"
Choć wszystkie ścieżki kształcenia wojskowego są od 1985 roku dostępne dla Norweżek, obecnie kobiety zajmują nieco mniej niż 9 proc. wojskowych posad.
To wynik poniżej średniej krajów NATO, gdzie panie piastują 11 proc. funkcji.
Norwegia chce do roku 2020 poprawić ten wynik do 20 proc. Trwają dyskusje, jak tego dokonać.
Norwegia chce więcej kobiet w wojsku
Jak dotąd niewiele czyniło służbę wojskową atrakcyjną dla Norweżek. Tylko co jedenasta zatrudniona w wojsku zarabiała więcej niż równowartość 350 tysięcy złotych rocznie, choć pułap ten przekraczał co czwarty jej kolega.
Kobiety częściej od mężczyzn rezygnowały z kariery wojskowej, tłumacząc to między innymi ograniczonymi możliwościami awansu i brakiem szacunku do ich pracy.
Tak wynika z badań przeprowadzonych przez norweski Wojskowy Instytut Badawczy FFI.
Nierówne zarobki
Obecnie część żołnierek skarży się na molestowanie seksualne i dyskryminację płciową (dla kobiety w Norwegii np. stwierdzenie: "Chłopaki, ona wygląda na tak wściekłą, jakby ciągle okres miała" to nie głupia odzywka, tylko forma przemocy podyktowana seksizmem).
Tylko 5 proc. pań, które wybrało karierę w wojsku, doszło wyżej niż do stopnia majora. Wśród 27 norweskich generałów są zaledwie 3 kobiety.
Twardy żołnierski chleb
Żołnierski chleb jest na razie twardszy dla pań niż dla panów. Wśród wojskowych, tak samo jak wśród polityków, nie ma jednej wizji reformy.
Największym problem armii jest jednak nie tyle fakt, że kobiety rezygnują ze służby, ale że się do niej nie garną.
Niewiele jest takich kobiet jak Malin z Melhus, raptem kilkaset rocznie.
Obawy kobiet
Najczęściej podawanym powodem niechęci Norweżek do "pójścia w kamasze" jest obawa, że nie poradzą sobie fizycznie ze stawianymi przed nimi zadaniami.
Wiele ćwiczeń odbywa się w trudnych, zimowych warunkach na północy kraju.
Co ciekawe, kwestia kobiet w armii nie wzbudza nad fiordami takich emocji, jak za granicą. Jeśli chodzi o wojsko, obecnie Norwegowie najgoręcej dyskutują planowaną redukcję etatów. Tysiąc osób ma odejść ze stanowisk bez prawa do odprawy.
Wojsko ciekawsze niż przedszkole
Od 2008 do 2015 roku Norwegia systematycznie zwiększała wydatki na wojsko kupując między innymi nowe okręty i samoloty F-35. Teraz czas pozaciskać pasa.
- Mam nadzieję, że ciągle będą miejsca dla dziewczyn i jak przyjdzie moja kolej, to się załapię - mówi Malin z Melhus. - Wojsko to o wiele ciekawsza sprawa niż fryzjerstwo albo praca w przedszkolu.
Sylwia Skorstad dla Wirtualnej Polski