Dymisja Ungiera to nie wszystko
Mieszane uczucia to stan ducha, jaki budzi
decyzja ministra Marka Ungiera o podaniu się do dymisji - pisze w
"Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman.
Z jednej strony brawo. Jeden dziennik napisał, że jego syn jest niezwykle łagodnie traktowany przez wymiar sprawiedliwości i pozwala sobie - wykorzystując autorytet ojca - obrażać policjantów. Minister składa dymisję, prezydent ją przyjmuje. Słowem, spełnione zostały najsurowsze standardy państwa prawa - stwierdza komentator dziennika.
Ale nie końca. Ten sam dziennik i jeszcze jeden, napisały, że również sam minister traktowany jest przez wymiar sprawiedliwości ulgowo. Przez wiele lat pełnił służbę przy głowie państwa, mając jednocześnie kłopoty z prawem. Nie jest możliwe, by mógł ten fakt utrzymywać w tajemnicy przed prezydentem.
Wielokrotnie "Rzeczpospolita" pisała, że polityków obowiązują znacznie surowsze kryteria postępowania niż zwykłych ludzi. Szewc, lekarz, inżynier może wykonywać swój zawód w trakcie toczącego się przeciwko niemu śledztwa. Szef gabinetu prezydenta w żadnym wypadku tego robić nie powinien. Jeżeli tak się dzieje, to niszczony jest autorytet państwa, a winni temu są ci wszyscy, którzy na to pozwalają. Łańcuszek niefrasobliwości oraz lekceważenia państwa i prawa zaczyna się od młodego Ungiera, a kończy, niestety, na Aleksandrze Kwaśniewskim - uważa komentator "Rzeczpospolitej".
Dobrze, że wczoraj prezydent zdecydował się ten łańcuszek przerwać. Opinii publicznej należy się jednak odpowiedź na pytanie co powodowało, że stało się to tak późno. Odpowiedź na to pytanie ma dużo większe znacznie niż posada jednego ministra - konkluduje Krzysztof Gottesman. (PAP)