Świat"Czujemy się zdradzeni przez polski rząd!" - apel w PE

"Czujemy się zdradzeni przez polski rząd!" - apel w PE

- Nie sądzę, by opluwanie polskiego rządu i prokuratury na forum międzynarodowym służyło wyjaśnieniu sprawy katastrofy - mówi Wirtualnej Polsce mąż tragicznie zmarłej posłanki Jolanty Szymanek-Deresz poproszony o komentarz do wysłuchania publicznego, które odbyło się w Parlamencie Europejskim. Przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i europosłowie apelowali m.in. o przeprowadzenie międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem.

"Czujemy się zdradzeni przez polski rząd!" - apel w PE
Źródło zdjęć: © PAP

Na wysłuchanie publiczne ws. katastrofy smoleńskiej w Parlamencie Europejskim przyszli w zdecydowanej większości Polacy - europosłowie PiS-u, stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, poseł PO oraz trzech deputowanych z zagranicy. Nie było nikogo z władz Parlamentu Europejskiego ani Komisji Europejskiej.

Wysłuchanie rozpoczęło się minutą ciszy ku czci ofiar oraz krótkim filmem dokumentalnym. Następnie uczestnicy opowiadali o prowadzonym śledztwie, wskazując na liczne - ich zdaniem - uchybienia, w tym "niszczenie dowodów, matactwa, kłamstwa, nierzetelności", jak powiedział szef zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy Antoni Macierewicz (PiS). - Już w pierwszych minutach od wypadku mieliśmy do czynienia z przygotowaną akcją dezinformacyjną - podkreślił.

O powołanie międzynarodowej komisji apelowali przede wszystkim przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy. Mówili, że Rosjanie prowadzą śledztwo w skandaliczny sposób i nie chcą wyjaśnić prawdziwych przyczyn katastrofy. - Nie chce tego też polski rząd - mówiła Beata Gosiewska, żona tragicznie zmarłego w katastrofie Przemysława Gosiewskiego. - Czujemy się zdradzeni przez polski rząd, który nie stanął w obronie praw obywateli polskich, dlatego odwołujemy się do struktur Unii Europejskiej - dodała.

- Przyjechałam tu jako obywatelka Polski i UE, międzynarodowej struktury, która tak często odwołuje się do solidarności - rozpoczęła swe wystąpienie Marta Kaczyńska-Dubieniecka, córka prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia br.

- Dziś Polska jako członek UE powinna spotkać się z solidarnością pozostałych państw i uzyskać odpowiednie wsparcie. Jedyną nadzieją na rzetelne wyjaśnienie tej straszliwej katastrofy jest powołanie międzynarodowej komisji, która w sposób niezależny wyjaśni, dlaczego prezydent i jego żona, moi rodzice oraz 94 przedstawicieli naszego kraju musieli zginąć - powiedziała, otrzymując gromkie brawa.

- Rodziny ofiar potrzebują pomocy ze strony społeczeństwa europejskiego i instytucji europejskich. Wiemy, że europejska opinia publiczna ma opaczny obraz katastrofy. Jednym z celów dzisiejszego spotkania jest przekazanie informacji sprawdzonych - powiedział organizator wysłuchania, europoseł Ryszard Legutko (PiS).

Podkreślił, że będzie domagał się od liderów unijnych instytucji, w tym przewodniczących PE Jerzego Buzka oraz Komisji Europejskiej Jose Barroso interwencji w sprawie śledztwa. - Będziemy pytać, co państwo zrobili w ciągu ostatnich sześciu miesięcy i zamierzają zrobić w najbliższym czasie, by w kontaktach ze stroną rosyjską popchnąć śledztwo do przodu - zapowiedział europoseł.

"Nieobecność Buzka to manifestacja"

Ogromna większość uczestników wysłuchania to Polacy, co można ocenić po tym, że nie korzystali ze słuchawek z tłumaczeniem.

W toku dyskusji padł pomysł, żeby postulat powołania międzynarodowej komisji ds. śledztwa po katastrofie smoleńskiej zgłosić w ramach tzw. inicjatywy obywatelskiej przewidzianej w Traktacie z Lizbony. Chodzi o inicjatywę, która ma umożliwić obywatelom zwracanie się do KE z inicjatywami legislacyjnymi, o ile podpisze się pod nimi minimum 1 mln obywateli z przynajmniej jednej czwartej państw UE. Inicjatywa ma wejść w życie najwcześniej za rok - PE ani Rada UE wciąż nie przyjęły rozporządzenia opisującego szczegółowe zasady i warunki.

- Międzynarodowa komisja powinna była zostać powołana na samym początku. To jest sprawa dla premiera Donalda Tuska i jego rządu wraz z rosyjskimi władzami. My tu z UE nie możemy tego nakazać, nie mamy środków, żeby to zrobić. Ale w klimacie ocieplenia Polski z Rosją, Rosjanie zdają sobie sprawę, że nie mogą utrzymywać stosunków wyłącznie bilateralnie z krajami, muszą także z całą UE - powiedział konserwatywny europoseł brytyjski Charles Tannock. Jak podkreślił, przyszedł na wysłuchanie "z solidarności z polskimi kolegami".

- Przede wszystkim UE musi zająć stanowisko w sprawie śledztwa, które powinno być zapoczątkowane z ramienia UE, a nie pana (Edmunda) Klicha w Polsce - powiedział litewski europoseł Vytautas Landsbergis. - To jasne, że nie wszystko jest jasne. Potrzebne jest włączenie stron trzecich; niezależne śledztwo o wymiarze międzynarodowym - wtórował mu europoseł brytyjski konserwatysta Geoffrey Charles Van Orden.

Byli jedynymi europosłami zagranicznymi. Poza europosłami PiS, w sali byli także obecni Paweł Kowal (PJN) oraz Bogusław Sonik (PO). - To jest takie raczej polsko-polskie wydarzenie, czyli powtórzenie tych wszystkich argumentów, które padają w Polsce. Poprzez fakt, że zaproszono do Brukseli te rodziny, otwiera się przed nimi perspektywy iluzoryczne. Myślę, że instytucje UE mogłyby się pochylić nad końcowym raportem, który zostanie przyjęty po zakończeniu dochodzenia. Ewentualnie wtedy będzie pole do oceny tych ustaleń - powiedział dziennikarzom Sonik.

Odnosząc się do zarzutów o brak przedstawicieli z rządzących partii w Polsce, Sonik powiedział, że "obecność polskich posłów zajmowałaby tylko miejsce dla tych, do których miało być adresowane to przesłuchanie". Przyznał, że spodziewał się większego zainteresowania wśród zagranicznych kolegów. Z drugiej strony zauważył, że i inne przesłuchania organizowane w PE zwykle nie przyciągają wielkiej uwagi.

Na wysłuchaniu nie było Buzka, który przebywa z oficjalną wizytą w Londynie. - Nie przyszedł też żaden z 14 wiceprzewodniczących, żaden z kolegów z innych partii. To jest bardzo smutne. Do tej pory żyłem w przekonaniu, że śmierć nie ma charakteru partyjnego, ale być może coś mi umknęło - ubolewał Legutko.

Drugi współorganizator wysłuchania, Tomasz Poręba (PiS) skrytykował słowa Buzka cytowane przez jeden z portali, że wysłuchanie "to ukojenie dla rodzin ofiar". - To słowa szokujące i smutne. Nie zechciał wysłać jednego z 14 zastępców, a pozwala sobie na tego typu komentarze - powiedział Poręba.

Także Kaczyńska-Dubieniecka krytykowała fakt, że zabrakło Buzka: - Mnie aż nawet trudno komentować taką sytuację, ponieważ wiadomo mi, że premier Buzek, przewodniczący PE, ma aż 14 zastępców. Takie podejście do dzisiejszego spotkania można traktować niemal jako manifestację.

Cieszyła się jednak z wypełnionej po brzegi sali. - Mam nadzieję, że nasz głos będzie słyszalny na forum UE. Rozpoczynamy długą drogę, jeśli chodzi o wyjaśnianie przyczyn katastrofy na forum międzynarodowym. Nasze argumenty i okoliczności, jakie tu zostały przedstawione są na tyle mocne, że nie wyobrażam sobie, żeby pozostały bez echa - powiedziała dziennikarzom.

"Zorganizowanie tego wysłuchania, to gest czysto polityczny"

Wśród rodzin zaproszonych na wysłuchanie znalazł się także Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, tragicznie zmarłej w katastrofie smoleńskiej posłanki SLD. – Dwa tygodnie temu otrzymałem od prof. Legutki zaproszenie do Brukseli, ale wraz z nim nie dostałem ani biletu lotniczego ani informacji na temat hotelu, w którym miałbym się zatrzymać – mówi Paweł Deresz w rozmowie z Wirtualną Polską.

Pytany o to, czy gdyby dostał bilet i zakwaterowanie, pojechałby do PE, mówi, że nie. – Nie muszę lecieć do Brukseli, by wysłuchać wypowiedzi prawicowych polityków na ten temat. Znam doskonale opinię Antoniego Macierewicza i wiem, że jego wystąpienie nic konstruktywnego nie wniesie – mówi Paweł Deresz.

Dodaje, że nie sądzi, by Parlament Europejski przyjął rezolucję na temat katastrofy smoleńskiej. - Być może po wysłuchaniu pojedynczy członkowie PE zabiorą głos na ten temat, ale jestem pewien, że parlament nie podejmie żadnych dalszych kroków w tej sprawie – akcentuje.

W jego opinii pomysł zorganizowania wysłuchania publicznego jest dobry, ale powinno ono odbyć się w kraju. – Nie sądzę, by opluwanie polskiego rządu i prokuratury na forum międzynarodowym służyło wyjaśnieniu sprawy katastrofy. To gest czysto polityczny - dodaje.

- Podobnie jak w przypadku wizyty w USA, wysłuchanie w Brukseli nie przyniesie żadnych efektów, bowiem ani USA, ani UE nie będą się chciały mieszać w wewnętrzne sprawy Polski, a tym bardziej w stosunki polsko-rosyjskie. Wystąpienie pana Macierewicza w PE przypomina mi stare porzekadło: „Mówił dziad do obrazu, a obraz ani razu”, ponieważ naszego specjalistę od szkalowania, z tego co wiem, wysłuchał jeden zagraniczny parlamentarzysta - podsumowuje mąż tragicznie zmarłej posłanki.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1360)