Były więzień z Korei Północnej ujawnia, jak funkcjonuje obóz pracy
Osadzeni w wojskowym obozie 607 w Korei Północnej przymierają głodem i żyją tylko dzięki wsparciu rodzin - ujawnił były więzień tej placówki, który po odbyciu wyroku udzielił anonimowego wywiadu informatorom serwisu Daily NK. W rozmowie w szczegółach opowiedział o tym, jak funkcjonuje obóz pracy w Korei Północnej.
Obóz 607 to wojskowy obóz pracy, w którym około 80 proc. osadzonych stanowią zwykli żołnierze, a reszta to albo kadry oficerskie, albo cywile pracujący w jednostkach wojskowych. Jest usytuowany w górach w prowincji Pyongan Południowy, kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, Pjongjangu. Minimalny wyrok w tej placówce wynosi pół roku. W tzw. "strefie rewolucyjnej" przetrzymywani są oficerowie wyższego stopnia, który muszą odbyć dwuletnią karę reedukacyjną bez możliwości odwiedzin przez swoich bliskich.
Organizacja pracy
- W obozie przebywa około 400 osób obojga płci - mówi były więzień. Jak tłumaczy, każdy jest przydzielony do grupy, która zajmuje się konkretnym rodzajem pracy.
Rolnicy pracują na ogrodzonych i monitorowanych polach, oddalonych od obozu o kilka kilometrów.
Hodowcy doglądają trzody chlewnej oraz grządek z warzywami. - Te zajęcia są szczególnie pożądane, bo są relatywnie najmniej pracochłonne - wyjaśnia były więzień i dodaje, że aby zostać hodowcą potrzebne są "dobre plecy" albo "wysokie łapówki".
Ostatnią grupą są drwale, którzy są dobierani z innych grup spośród szczególnie lojalnych jednostek. Wszystko dlatego, że poruszają się po nieogrodzonych terenach leśnych, gdzie prowadzą wycinkę.
Porządek dnia
Pobudka zależnie od sezonu jest ustalona pomiędzy godziną czwartą a szóstą rano. Codzienną dietą są dania z kukurydzy i ryżu, choć zdarza się, że przez cały tydzień podawane są wyłącznie ziemniaki. - Gdy młody mężczyzna dostanie garstkę ryżu i haruje po 13 godzin dzienne, to czuje jakby niebo i ziemia kręciły się w drugą stronę... Jakby cały czas był na skraju omdlenia - wspomina były więzień.
Wyjątek w skromnym jadłospisie pojawia się raz w roku, 15 kwietnia, w rocznicę urodzin Kim Ir Sena, "ojca" Korei Północnej. Wówczas serwowana jest wołowina.
Więźniowie jedzą i kąpią się w grupach. W czasie tych czynności ustawiają się kolejki do stołówek i sanitariatów. Po pracy są skrupulatnie przeszukiwani. - Po kolacji każdy osadzony bierze udział w "zajęciach z lojalności", śpiewa pieśni sławiące przywódców - opowiada były więzień.
Ucieczki i widzenia
Były więzień ocenia, że dzięki widzeniom z bliskimi, osadzeni ratują się przed przewlekłym głodowaniem i śmiercią. Rodziny mogą odwiedzać osadzonych raz w miesiącu (poza wspomnianą "strefą rewolucyjną", gdzie wizyty są zabronione). - Bliscy zwykle przynoszą po 60 opakowań kaszy kukurydzianej, soli, cukru i mieszanek przypraw. Ci, którzy mają szczęście otrzymać uzupełnienie, mają wyznaczony specjalny czas na przekąskę pomiędzy zwykłymi posiłkami - opowiada były więzień.
Gdy osadzony umrze z głodu lub wycieńczenia, jest chowany w lesie, bez trumny, w nieoznaczonej mogile.
Więźniowie rzadko decydują się na ucieczkę, ale jeśli już ją planują, to starają się zbiec w czasie pracy w okolicach granic obozu. Wówczas placówka przechodzi kwarantannę, wszyscy osadzeni są szczelnie zamykani pod kluczem, a służby bezpieczeństwa rozpoczynają pościg i poszukiwania uciekiniera.
Koniec wyroku
Reedukacja zostaje uznana za odbytą wyłącznie przez kierownictwo obozu. Zarządcy nie informują jednak rodziny więźnia o jego rychłym opuszczeniu obozu. - Przed samym wyjściem osadzony odbywa czterogodzinne codzienne intensywne sesje, w czasie których musi przysięgać, że nigdy nie ujawni szczegółów z życia obozu - mówi były więzień.
W tych sesji osadzeni słuchają także historii o byłych więźniach, którzy powrócili do społeczeństwa i zostali "przykładnymi obywatelami, żyjącymi w kompletnym oddaniu wobec Najwyższego Przywódcy i Partii".
Na odchodne więzień odbiera ubrania z depozytu i otrzymuje pięć kilogramów zapuszkowanej kukurydzy.
Zobacz także: Wrócił z niewoli w Korei Północnej: