Zgarnęli wszystko
To oni rządzą...
To oni zbili największy kapitał przez 4 lata - zdjęcia
Już za trzy miesiące wybory parlamentarne. To dobry moment na polityczne podsumowania mijającej kadencji sejmu. Którzy politycy zbili największy kapitał przez ostatnie cztery lata? Na pierwszy ogień idzie Donald Tusk.
Członkowie Platformy Obywatelskiej chwalą swojego szefa, a opozycja zachodzi w głowę - jak on to robi, że wciąż znajduje się w czołówce najpopularniejszych polskich polityków? Są różne teorie. Adam Hofman stwierdził, że to sprawa PR-owskich chwytów i tajemniczej różdżki, którą Tusk zaczarował wyborców, z kolei Zyta Gilowska, że zadziałał prosty mechanizm psychologiczny - Polacy boją się przyznać do zawiedzionej miłości, więc wolą ślepo dalej w nią wierzyć.
Sam premier, mimo wyraźnych problemów w swoim gabinecie (łatanie dziury budżetowej pieniędzmi z OFE, chaos na kolei, spóźniona reakcja na raport MAK, rozgrzebane autostrady), nie sprawia wrażenia przygnębionego i nie zdecydował się na roszady w poszczególnych resortach. Wręcz przeciwnie - jak stwierdził w wywiadzie dla "Przekroju" - robi swoje, czyli "rewolucję cichych kroków". Żartobliwie zapowiedział też, że czekają go jeszcze dwie kadencje premiera i szefowanie Komisji Europejskiej. A potem to już tylko emerytura... Poczekamy, zobaczymy.
(neska)
Bronisław Komorowski - lider sondaży
Najpierw w doskonałym stylu pokonał Radosława Sikorskiego w prawyborach PO, które wyłoniły kandydata partii na prezydenta. Później stanął w szranki z Jarosławem Kaczyńskim i pokonał go w obu turach wyborów.
Początki prezydentury Bronisława Komorowskiego były ciężkie. Wszystko zaczęło się od katastrofy smoleńskiej, awantury o krzyż ustawiony przez harcerzy pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, gigantycznej fali powodziowej, która spustoszyła centrum i południe Polski.
Mimo licznych wpadek (błędy ortograficzne w japońskiej księdze kondolencyjnej i niefortunne wypowiedzi publiczne) i kąśliwych uwag, że będzie "klepał" wszystko, co podrzuci mu PO, kilkakrotnie pokazał, że podejmuje samodzielne decyzje, jak choćby tę ostatnią - o terminie i długości wyborów. PO chciała dwudniowych, ale prezydent zadecydował, ku uciesze opozycji i wielkim zaskoczeniu macierzystej partii, że potrwają one o jeden dzień krócej. "To zapowiedź szorstkiej przyjaźni między prezydentem a premierem" - skwitowała na antenie TVN24 Elżbieta Jakubiak.
Według czerwcowego sondażu CBOS prezydent cieszy się największym zaufaniem Polaków - 64%.
Jarosław Kaczyński - wojownik
To typ wojownika. Kilkakrotnie pokazał, że doskonale radzi sobie z niepowodzeniami - politycznym i życiowymi. Po katastrofie smoleńskiej, w której stracił brata, wystartował w wyborach prezydenckich, głosząc, że jest jedynym spadkobiercą spuścizny Lecha Kaczyńskiego. Wyborcom pokazał się z innej, nieznanej im dotąd strony - polityka ugodowego, o łagodnej twarzy. Taktyka przyniosła oczekiwany rezultat, był o włos od zwycięstwa. Po wygranej Komorowskiego wrócił jednak do starych haseł IV RP, żelaznego elektoratu i rozliczył polityków, którzy - jak mówił - byli odpowiedzialni za fiasko jego kampanii.
Po odejściu "rozłamowców" z PiS do PJN wielu polityków i politologów wróżyło jego partii klęskę. Mówiło się, że PiS zjeżdża po równi pochyłej, ale tak się nie stało. Część synów marnotrawnych wyraziło chęć powrotu do PiS, a prezes z uśmiechem na twarzy mówił o przygotowanej dla nich pokucie.
Teraz PiS pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego zdaje się być znacznie silniejszy i zapewne jako druga siła polityczna wejdzie do parlamentu. Z najnowszego sondażu Wirtualnej Polski wynika, że PiS odnotował wzrost notowań i ma obecnie - 23% poparcia.
Ryszard Kalisz - typ niepokorny
Słynie z ostrego języka i ciętej riposty. Idzie pod prąd nawet, jeśli nie podoba się to jego partyjnym kolegom. Nie bał się otwarcie krytykować przewodniczącego SLD a w kampanii prezydenckiej deklarował poparcie dla... Bronisława Komorowskiego. Miarka się przebrała, gdy pojawił się na warszawskiej konwencji Ruchu Poparcia Palikota wydawało się, że długo nie zagrzeje miejsca w Sojuszu. Został usunięty z zarządu partii i skrytykowany przez przewodniczącego. Grzegorz Napieralski stwierdził, że niepokornemu posłowi należy się żółtka kartka.
Kalisz, któremu niektórzy wróżyli, że skończy jak Jan Rokita, okazał się jednak "niezatapialny". W lutym, w rozmowie z Wirtualną Polską, Grzegorz Napieralski powiedział jasno: "Na Ryśka się nie gniewam. Było, minęło".
"Rysiek" dawał jednak do zrozumienia, że jeśli ma startować z list SLD, to dalsze miejsca go nie interesują. Niektórzy mówią, że to dlatego zwlekał z raportem sejmowej komisji ds. Barbary Blidy, by zwiększyć siłę rażenia. Po publikacji dokumentu, partyjni koledzy poklepali go po plecach i było już pewne, że inne miejsce niż "jedynka" w Warszawie nie wchodzi w grę.
W ten sposób Kalisz "wykosił" z czołówki na stołecznej liście Katarzynę Piekarską i znów wrócił na świecznik. Ciekawe, na jak długo?
Uniwersalny i nowoczesny jak Grzegorz Napieralski
Grzegorz Napieralski, choć nikt się tego nie spodziewał, był prawdziwym odkryciem w kampanii prezydenckiej. Wywindował SLD z poparcia na poziomie kilku do kilkunastu procent. Znacznie wzmocnił też swoją pozycję jako lidera partii. W lutowym sondażu CBOS badającym zaufanie do polityków zajął drugie miejsce (po Bronisławie Komorowskim). Szefowi Sojuszu ufa 51% ankietowanych.
W czym tkwi tajemnica jego sukcesu? Jest młody, energiczny, zwraca się do młodego elektoratu prostym językiem. W czasie kampanii prezydenckiej porzucił krawat, rozdawał jabłka pod hutą, tańczył na dyskotece, pozował z rodziną do zdjęć w parku, przyszedł obejrzeć mecz II ligi pomiędzy Zagłębiem Sosnowiec a Górnikiem Polkowice. W wywiadach chętnie opowiadał o tym, że uwielbia... prasowanie i zmywanie naczyń (ręcznie!).
Jednym jego "swojska" twarz się podoba, inni reagują na nią wręcz alergicznie. Do tej drugiej grupy należy bez wątpienia Władysław Frasyniuk, który nazwał lidera SLD "burakiem". A wszystko za sprawą telefonu komórkowego, którym Grzegorz Napieralski robił zdjęcia prezydentowi Obamie. - Najbardziej żenującym wystąpieniem, przepraszam, że to powiem, bo jestem poza polityką, a jednak jakoś jestem "ojcem założycielem" tej wolnej Polski, żenujący był Napieralski. Moje pokolenie nie powinno umierać dlatego, że idioci są młodszymi politykami, którzy nas próbują zastąpić - powiedział Władysław Frasyniuk na antenie Polsat News.
Cezary Grabarczyk - "spółdzielca"
To jedna z najważniejszych i najbardziej wpływowych postaci w Platformie. Choć jest jednym z bardziej krytykowanych ministrów w rządzie Donalda Tuska (zimowy paraliż na kolei, opóźnienia w budowie autostrad i dróg, niekompletne stadiony na EURO 2012), nadal utrzymuje się w resorcie.
Na początku czerwca "Wprost", powołując się na osobę z otoczenia szefa rządu, napisał, że premier rozważa dymisję Grabarczyka, a w czasie kampanii PO nie będzie udawać, że wszystko się udało.
Na czym polega fenomen Grabarczyka? Minister infrastruktury zyskał przydomek "spółdzielca". W ten sposób określili go m.in. posłowie SLD, którzy podczas konferencji prasowej wskazywali na jego "sieć powiązań". Jak wskazywał Sojusz niemal 40 znajomych Grabarczyka znalazło pracę w resorcie infrastruktury, PKP, na Poczcie Polskiej. Minister odpowiadał jednak, że nie ma w tym nic dziwnego, bo są to ludzie, którym ufa i dobrze wypełniają swoje obowiązki.
O tym, jak silna jest "spółdzielnia" przekonała się ostatnio Joanna Mucha. Według "Rzeczpospolitej" Muchę, która miała być "jedynką" na lubelskiej liście PO, wygryzła Magdalena Gąsior-Marek, której pierwszą pozycję na liście przegłosowała "spółdzielnia" Grabarczyka. Jak napisała gazeta, nawet rekomendacja Donalda Tuska nie pomogła posłance Musze w uzyskaniu czołowego miejsca na liście.
Jakie plany ma wobec niego Donald Tusk? Trudno się spodziewać, że będzie nadal kierował resortem infrastruktury.
Antoni Macierewicz - "stary wyjadacz"
Antoni Macierewicz zjadł zęby na polityce. W swojej długoletniej karierze politycznej, kilkakrotnie sprawował mandat posła, był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego (zasłynął z tzw. Listy Macierewicza, zawierającej informacje o rzekomej współpracy znanych polityków - m.in. ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy - z SB), wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, a także szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Był autorem tzw. Raportu Macierewicza zwanego też "Drugą listą Macierewicza" - dokumentu opisującego działalność wojskowych służb specjalnych PRL i III RP.
Po katastrofie smoleńskiej Jarosław Kaczyński po raz kolejny powierzył Macierewiczowi misję - kierowanie parlamentarnym zespołem badającym okoliczności katastrofy, w której zginął m.in. Lech Kaczyński.
Jak stwierdziła ostatnio we "Wprost" Elżbieta Jakubiak, Macierewicz, dowodząc w swoim zespole ponad 150 posłami i senatorami partii Kaczyńskiego, zbudował silną frakcję radykalną. I teraz jedyne, co pozostaje prezesowi, to dorównać mu kroku w radykalizmie - podkreśliła Jakubiak twierdząc, że Macierewicz wymknął się prezesowi spod kontroli.
Efektem pracy komisji była "Biała księga", z której wynika - jak wskazywał Macierewicz - że do tragedii 10 kwietnia 2010 roku mogło dojść w wyniku awarii samolotu lub zamachu. Na "Białej księdze" nie kończy się jednak praca zespołu. Niebawem ma powstać pełen raport nt. okoliczności katastrofy.
Zbigniew Ziobro - mąż i przyszły ojciec
Do polityków, którzy umocnili swoją pozycję w ostatnim czasie należy z pewnością również Zbigniew Ziobro. Choć w 2009 roku zamienił Wiejską na Brukselę, zniknął z mediów, wygląda na to, że zatęsknił za polityką krajową. Po przegranej Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich i odsunięciu na bok "liberałów", Ziobro i jego frakcja wrócili do łask. Coraz częściej udziela wywiadów, pokazuje się publicznie, a - jak przewidują eksperci od marketingu politycznego - z pewnością zyska dzięki... zmianie stanu cywilnego i zapowiedzi, że niedługo zostanie ojcem. Wszak rodzina ociepla wizerunek polityka.
(neska)