PolskaZdrowe ciało, chory duch

Zdrowe ciało, chory duch


Alkohol, narkotyki i papierosy kojarzone są z wyniszczającymi organizm chorobami. A sport to przecież zdrowie. Wygląda jednak na to, że nie zawsze.

Zdrowe ciało, chory duch
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

17.03.2008 | aktual.: 17.03.2008 16:11

W pewnym momencie jej życie zaczęło przypominać bieg po bieżni treningowej. Nieustannie przewijająca się taśma narzuca tempo, któremu człowiek musi podołać, żeby nie spaść. Ona biegła. Pędziła. Ale taśma przesuwała się coraz szybciej i szybciej. W końcu z niej spadła. Nie mogła już więcej.

– Nie miałam już sił, wszystko mnie bolało, ale gdyby nie pomoc, nie potrafiłabym przestać – wspomina ten dzień w czerwcu 2006 roku Elisabeth H. Gdyby nie pomoc, to pewnie wstałaby i biegła dalej. Mimo bólu i choroby. – Tak jak to się robi, gdy jest się uzależnionym – wyznaje i uśmiecha się smutno. Tak jak alkoholik, którego do picia pcha wewnętrzny przymus, a nie rozsmakowanie się w trunku. Nawet gdy była zmęczona, szła na kickboxing, jogę lub jogging. Szła, choć powinna się zatroszczyć o rodzinę, przyjaciół i pracę.

– Osoby uzależnione od sportu są owładnięte myślą, że muszą być w ruchu. Zaniedbują swoje zdrowie, krąg znajomych – mówi Jürgen Beckmann, psycholog sportu z Monachium. Podobnie jak w przypadku uzależnienia od narkotyków, dawka musi być stopniowo zwiększana, gdyż organizm domaga się coraz większej ilości dopaminy, dzięki której po wysiłku fizycznym pojawia się stan zadowolenia. Zdaniem psychologa w przeciwieństwie do sportowców wyczynowych osoby uzależnione traktują sam trening jako kwestię drugorzędną. Dla nich sport w tej formie jest przede wszystkim strategią pokonywania głęboko ukrytych problemów.

Granice bezpieczeństwa

Są takie dni, gdy nagromadzoną w sobie złość wyładowuje się na korcie tenisowym lub w basenie. Pływa się do momentu, aż zmęczenie pozwoli zapomnieć o kłopotach. Te godne polecenia metody relaksacji nie powinny jednak być mylone z nałogiem, który sprawia, że trening staje się „najważniejszą treścią życia”. Takimi słowami uzależnienie od sportu określają psycholodzy Jörg Knobloch, Henning All¬mer i Thomas Schack, autorzy książki „Nicht nur Drogen machen süchtig” (Nie tylko narkotyki mogą uzależniać). „Wszystko, co ma związek ze sportem, przejmuje kontrolę nad człowiekiem. Nie na odwrót” – tak opisują nałóg.

W życiu Elisabeth sport również zajmował najważniejsze miejsce. Będąc fizjoterapeutką, zrobiła dodatkowy kurs instruktażu fitness. Dzięki temu jej uzależnienie nie rzucało się w oczy. – Wszyscy chwalili moje wysportowane ciało i zdrowy sposób odżywiania – wspomina. A z tym ostatnim zawsze miała problem, począwszy od okresu dojrzewania. Wszystko zaczęło się, gdy w wieku 15 lat czuła się nieszczęśliwa i gruba. Jej rodzice bardziej interesowali się alkoholem niż nią. Nastąpił kryzys. Córkę wysłano tak daleko, jak się tylko dało – do nowojorskiego internatu. Jej matka nie odbierała telefonów albo była zbyt pijana, żeby rozmawiać, a ona stopniowo popadała najpierw w anoreksję, a później w bulimię. Latami miotała się między dwiema chorobami.

Sport uprawiała od zawsze, ale dopiero mając 23 lata, odkryła „idealną niszę”, w której mogła ukryć wszystkie problemy. – Nic nie mogło mnie powstrzymać od treningów. A jeżeli je opuszczałam, to stawałam się nerwowa – wspomina. Typowa reakcja na odwyk. Dlatego odstawiła wszystko inne na boczny tor i została „stałą bywalczynią” fitness klubów. Każdego dnia na tablicy przy wejściu wywieszano nowe hasła, które miały mobilizować mniej zmotywowanych członków klubu: „Kto się podda, ten nigdy nie zostanie zwycięzcą” albo „Jeżeli ma się przed oczyma jasny cel, to wiele trzeba pokonać”. Naprawdę w to wierzyła.

Jürgen Beckmann uważa, że nałóg ten jest po części skutkiem popularności fitness klubów. To dzięki nim w latach 90. gwałtownie zwiększyła się liczba entuzjastów tego sportu, a co więcej zaczęło się nim interesować więcej kobiet niż mężczyzn. To tu zaszczepiano w nie kult wysportowanego ciała oraz prezentowano sposoby na osiągnięcie wymarzonej sylwetki. – U mężczyzn ten rodzaj nałogu ujawnia się raczej w sportach wytrzymałościowych – uważa psycholog. Zapoczątkowała to w latach 80. moda na maraton, a później na triatlon i biegi 24-godzinne.

„Samowładza” – takim mianem uzależnienie od sportu określa Olivier Stoll, profesor psychologii sportu z uniwersytetu w Halle. Jego zdaniem pomysły takie są sposobem na przejęcie kontroli nad własnym życiem. Jest jednak dość sceptycznie nastawiony do traktowania nałogu jako do jednostki chorobowej. – Niezwykle rzadko się zdarza, żeby nałogowi nie towarzyszyły inne symptomy. W większości przypadków uzależnienie od sportu jest wyrazem anoreksji lub bulimii. Zamiast zwymiotować to, co się zjadło, spala się to na bieżni.

Trenowanie ucieczki

Badając związek między anoreksją a nałogowym podejmowaniem wysiłku fizycznego, Knobloch, Allmer i Schack wyróżnili dwa rodzaje uzależnienia: pierwotne i wtórne. W pierwszym przypadku nadmierny wysiłek służy przede wszystkim uzyskaniu lepszych wyników sportowych, natomiast w drugim przypadku – schudnięciu.

Historia 31-letniej Julii z Monachium jest przykładem uzależnienia wtórnego. O jej problemie nie wie nikt. Dlatego woli zachować anonimowość. Gdy opowiada swoją historię, sprawia wrażenie osoby spiętej i płochliwej. Najchętniej by uciekła. Nie raz zresztą to robiła. Każdego dnia Julia biega przez półtorej godziny, nawet gdy pada deszcz lub śnieg. – Dopóki tego nie załatwię, nie planuję dnia – wyjaśnia.

Gdy mówi o sporcie, naprawdę używa słowa „załatwić”, a nie „uprawiać”. To wskazywałoby bowiem na wolność wyboru. Julia uprawia sport, ponieważ w przeciwnym razie nie mogłaby nic przełknąć. – Ale jak już się wybiegam, to wtedy mogą się porządnie najeść. „Porządnie się najeść” oznacza dla niej więcej niż jeden mały posiłek dziennie. Żyje tak, odkąd skończyła 16 lat. To prawie połowa jej życia. Nie chce jednak tego zmieniać. – Dobrze mi z tym. Jestem wysportowana – podkreśla nieustannie, jakby mówienie o tym zbliżało ją do prawdy.

Podobne zdania uporczywie powtarzała Elizabeth H., aż pamiętnego dnia latem 2006 roku opuściły ją siły. Po załamaniu nerwowym poddała się terapii w Stanach Zjednoczonych. Po powrocie musiała nauczyć się żyć bez sportu, nauczyć się żyć w ogóle. Trwało to rok. Dziś może powiedzieć, że się udało. Nie pracuje już jako instruktorka fitness. Zakochała się, znalazła nowych przyjaciół. Biega tylko wtedy, gdy wyprowadza psa na spacer. Ale to ona nadaje tempo. A jeśli chce, po prostu się zatrzymuje.

Charlotte Frank © Süddeutsche Zeitung

Zobacz także
Komentarze (0)