Zbrodnie świętego Konstantyna
Konstantyna Wielkiego uważa się za jednego z najwybitniejszych władców Rzymu. Za człowieka, który zjednoczył i zreformował cesarstwo oraz zapewnił zwycięstwo chrześcijaństwa. Został zapamiętany również z ustanowienia Bożego Narodzenia na 25 grudnia - w tym dniu obchodzono pogańskie Święto Narodzin Słońca. Kościół prawosławny uznaje go za świętego, natomiast wielu historyków twierdziło, że władca zhańbił się potwornościami na miarę Nerona - zamknął w łaźni i ugotował żywcem własną żonę, bo wcześniej zamordował przez nią syna. Kim zatem był pierwszy chrześcijański cesarz Rzymu - ideałem imperatora czy zbrodniarzem na tronie?
06.02.2015 16:26
Zamęt polityczny w cesarstwie rzymskim w III w. n.e. umożliwił zdobywanie władzy ambitnym wodzom, nie sprzyjał jednak stabilizacji. Potworne straty w ludziach podczas bratobójczych wojen i ciężkie walki na granicach imperium groziły upadkiem państwa. Potrzebny był genialny polityk i reformator, a do tego człowiek, który potrafiłby utrzymać się na tronie wystarczająco długo (przez 49 lat zmieniło się aż 22 cesarzy, było również ponad 30 uzurpatorów).
I taki człowiek się pojawił - w 284 r. do władzy doszedł Dioklecjan. Przeprowadził gruntowne reformy polityczne i gospodarcze, a co najważniejsze - pozostał na najwyższym stanowisku 20 lat. A na koniec dobrowolnie abdykował, uznając, że jego misja dobiegła końca.
Dioklecjan nie zamierzał podzielić losu poprzedników. Doszedł do wniosku, że Imperium Rzymskie jest zbyt wielkie, aby jedna osoba mogła nim sprawnie kierować. Po dwóch latach samodzielnych rządów ogłosił współrządcą jednego z wodzów - Maksymiana, a siedem lat później powołał dalszych dwóch współwładców (Galeriusza i Konstancjusza), opracowując nowy system sprawowania rządów. Najwyższą władzę miało sprawować dwóch równorzędnych cesarzy noszących tytuł Augusta i dwóch zastępców z tytułem Cezara (tzw. tetrarchia, czyli władza czterech). Oczywiście najwyższa władza pozostała w rękach Dioklecjana, a jego współpracownicy pełnili jedynie funkcję pomocniczą. Cesarz zaplanował, że po 20 latach Augustowie abdykują, a ich miejsce zajmą zastępcy, którzy dobiorą sobie kolejnych Cezarów. I faktycznie - sam abdykował w 305 r., skłaniając do tego również Maksymiana.
Posąg Konstantyna wykonany w między rokiem 313 a 324 fot. Wikimedia Commons/Markus Bernet
Dioklecjan wprowadził wiele reform, dzięki którym państwo rzymskie miało przetrwać jeszcze przez półtora wieku. Zreorganizował siły zbrojne, sposób zarządzania prowincjami, zajął się gospodarką. I chociaż nie we wszystkich dziedzinach osiągnął sukces, imperium wyszło z kryzysu. A jak zwykle w takich przypadkach bywa, najsłabszym ogniwem reform Dioklecjana okazała się wiara w dobrowolne zmiany na tronie, bez względu na więzy rodzinne i ambicje.
Tetrarchia załamała się wkrótce po abdykacji jej twórcy. Maksymian jeszcze dwukrotnie wracał do władzy, z pominięciem przy obsadzie tronu nie pogodzili się synowie dotychczasowych tetrarchów. W pewnym momencie imperium miało aż ośmiu cesarzy zajadle rywalizujących o władzę. Jednym z nich był Konstantyn, któremu potomni nadali przydomek Wielki.
Rebeliant
Przyszły święty był synem Konstancjusza Chlorusa, jednego ze współrządców Dioklecjana. Tetrarchia w praktyce wykluczała jednak naturalną sukcesję, co stanowiło zalążek przyszłych rebelii. Jednak pierwszą osobą, która złamała zasady Dioklecjana, był właśnie Konstantyn. Jego ojciec zmarł w 306 r. w Brytanii i podległe mu legiony niezwłocznie okrzyknęły cesarzem Konstantyna. Wybraniec armii wysłał wkrótce list do legalnych współrządców, w którym bardzo pokrętnie tłumaczył się z zaistniałej sytuacji. Podobno żołnierze zmusili go do przyjęcia władzy, chociaż on sam się opierał. Ze łzami w oczach zrzucał purpurowy płaszcz, spinał konia do ucieczki, ale legioniści byli bezwzględni. Grożono mu nawet śmiercią (!), jeżeli się nie zgodzi. Wobec tego, dla dobra państwa, przyjął godność w obawie, że żołnierze znajdą mniej godnego kandydata. A zatem nie chciał, ale musiał.
Uzurpacja była jednak normalną drogą do purpury w dziejach cesarstwa rzymskiego i nawet twórca systemu tetrarchii zdobył tron poprzez rebelię. Buntownicy pozostawali rebeliantami tylko do chwili zwycięstwa, a później stawali się pełnymi czci wybrańcami bogów. Tak też zapewne myślał Konstantyn, obejmując władzę po ojcu. Cała intronizacja została dobrze wyreżyserowana, była to zbyt ważna sprawa, aby pozwolić na improwizację. Protesty przeciwko wyborowi były stałym elementem wszelkich uzurpacji, takie wahanie się było w dobrym tonie. Pół wieku później Julian Apostata również miał urządzać podobne sceny, chociaż całą akcję wcześniej dokładnie zaplanował.
Konstantyn różnił się jednak od innych uzurpatorów z epoki cesarstwa. Legalni współrządcy uznali prawnie jego władzę - rzecz raczej bez precedensu w dziejach imperium. Dziwny postępek tetrarchów miał jednak swoje głębokie uzasadnienie. Legiony brytyjskie i galijskie uchodziły za najbardziej wartościową część armii i starcie zbrojne zapowiadało się wyjątkowo krwawo. Plemiona barbarzyńskie zza Renu i Dunaju od dawna czekały na taką okazję, a osłabienie oddziałów granicznych mogło mieć fatalne następstwa. Sto lat później Germanie wykorzystali wojnę domową i odsłonięcie granicy skończyło się upadkiem cesarstwa. Uznanie Konstantyna wydaje doskonałe świadectwo innym przywódcom, ale i tak w Rzymie okrzyknięto cesarzem Maksencjusza, syna Maksymiana. Konstantyn zrewanżował się tetrarchom w sposób sobie właściwy - w ciągu kilkunastu lat kolejno wyeliminował współrządców ze sceny politycznej. Tylko Galeriusz zmarł śmiercią naturalną, a pozostali padli ofiarą człowieka, któremu kiedyś zaufali.
Zbrodniarz
Konstantyn miał na sumieniu wiele istnień ludzkich, tak jak zresztą i inni władcy w dziejach. W biografii Konstantyna można znaleźć morderstwa, których ofiarami padli członkowie najbliższej rodziny imperatora. To niezwykle ciekawa lista i nie powstydziłby się jej Tyberiusz czy Kaligula:
1. Maksymian - teść,
2. Maksencjusz - brat żony,
3. Licyniusz - mąż siostry,
4. Kryspus - syn,
5. Fausta - żona.
A jeżeli dodamy, że mordercą był pierwszy chrześcijański cesarz Rzymu, uznawany przez Kościół prawosławny za świętego, to ten fakt robi jeszcze większe wrażenie. A gdzie miłosierdzie i wybaczenie - cnoty zalecane przez naukę chrześcijańską? Przecież Neron wymordował mniej członków własnej rodziny, a uchodził za potwora. Tym bardziej że powody usunięcia ze świata żywych wyżej wymienionych osób były czasami wręcz niepoważne.
Teść Konstantyna jeszcze dwa razy usiłował powrócić na tron. Za pierwszym razem wywołał bunt przeciwko synowi, a za drugim przeciwko zięciowi. Była to postać bez wątpienia odrażająca, ale skompromitowana w oczach opinii publicznej i chyba już nieszkodliwa. Konstantyn był jednak przezorny i polecił go powiesić. Na poczekaniu spreparowano historyjkę o tym, jak to ułaskawiony buntownik zakradł się w nocy z nożem w ręku do sypialni Konstantyna i przyłapany na gorącym uczynku sam sobie wymierzył sprawiedliwość. A do tego dodano jeszcze wątek dzielnego eunucha ratującego cesarza, a wszystko w mdłym sosie propagandy najgorszej jakości. Konstantyn miał chyba jeszcze wówczas wyczucie sytuacji i wolał rozgłosić, że teść popełnił samobójstwo.
Konstancjusz przekazuje sukcesję Konstantynowi. Obraz Petera Paula Rubensa fot. Wikimedia Commons
Osoba numer dwa na liście - Maksencjusz, syn poprzedniej ofiary. Tym razem był to przeciwnik w pełnym tego słowa znaczeniu, konkurent do władzy na zachodzie imperium. Trwała regularna wojna, Konstantyn zatriumfował, a Maksencjusz zginął podczas ucieczki. To jednak było zbyt mało i Konstantyn najwyraźniej żałował, że szwagier nie wpadł żywcem w jego ręce. Rozkazał odnaleźć zwłoki Maksencjusza, a jego odciętą głowę nakazał obnosić na włóczni po ulicach Rzymu. Gdyby polecił stracić szwagra, byłby mniejszym barbarzyńcą, niż gdy pohańbił jego zwłoki, tak jak jego pogańscy poprzednicy.
Trzecia ofiara - Licyniusz. System tetrarchii upadł wkrótce po uzurpacji Konstantyna i cesarstwo stało się areną bezwzględnej walki o władzę. I jak w takich sytuacjach zwykle bywa, zawierano różne sojusze, a Konstantyn związał się z Licyniuszem. Obaj zresztą figurowali pod słynnym edyktem mediolańskim zapowiadającym koniec prześladowań chrześcijan. W ciągu kilku lat wspólnie wyeliminowali kolejnych rywali, Licyniusz poślubił nawet siostrę Konstantyna, co uznano za dowód pełnego zrozumienia i harmonii. W rzeczywistości jednak obaj szykowali się do wojny i gdy doszło do starcia, zwycięstwo odniósł Konstantyn. Pokonany rywal zdał się na łaskę szwagra, a ten zagwarantował mu życie. Jednak po kilku miesiącach polecił go zamordować, tłumacząc, że Licyniusz szykował się do powrotu na tron. Wyglądało to na pretekst, by pozbyć się szwagra na zawsze. Zamordowano jeszcze małoletniego syna Licyniusza, tak na wszelki wypadek.
Niebawem po zgładzeniu Licyniusza ofiarą cesarza padł jego własny syn - Kryspus. Młodzieniec był oficjalnym następcą tronu, uznawano go za niezłego wodza i cieszył się dużą popularnością. Według oficjalnej relacji przyczyną śmierci Kryspusa była jego namiętność do własnej macochy. Podobno chciał zgwałcić żonę swojego ojca, a ta poskarżyła się mężowi. Cesarz wpadł we wściekłość (był bardzo zazdrosny) i kazał syna zamordować.
Po kilku miesiącach doszło do nowej tragedii w rodzinie cesarskiej. Tym razem ofiarą była oskarżycielka, druga żona cesarza. Faustę zamknięto w łaźni i stale podnosząc temperaturę, ugotowano żywcem. Pomysł równie makabryczny co oryginalny, jednak żona cesarza sama uknuła intrygę w celu pozbycia się pasierba. Miała z Konstantynem trzech synów, którym chciała zagwarantować sukcesję. Nie miała większych oporów moralnych, nie obszedł ją los brata i ojca (Maksencjusza i Maksymiana). Konstantyn uwierzył w winę Kryspusa, zapewne zresztą żona przedstawiła mu wiarygodnych świadków. Pierworodny nie żył, ale ziemia zaczęła się palić cesarzowej pod nogami. Jej przeciwnicy nie próżnowali, a szczególnie wyróżniała się matka Konstantyna, od dawna skłócona z synową. Konstantyn również powoli uświadamiał sobie rozmiar popełnionej zbrodni i jego gniew skierował się przeciwko oskarżycielce. Helena, matka Konstantyna, pochodziła z plebejskiej rodziny i przez wiele lat była konkubiną jego ojca. Ten po osiągnięciu godności
cesarskiej poślubił kobietę z odpowiedniej sfery, podobnie postąpił Konstantyn. Kryspus był owocem nieformalnego młodzieńczego związku, co nie umacniało jego pozycji na dworze. Po objęciu władzy oficjalną żoną Konstantyna została Fausta, córka Maksymiana. Helenę drażniło zarozumialstwo synowej, a co więcej - była bardzo przywiązana do pierworodnego wnuka. I łatwo przekonała syna o zbrodniach Fausty. Cesarz osobiście wybrał okrutny sposób unicestwienia żony. Nie wiadomo, co chciał w ten sposób osiągnąć - może sprawiło mu to przyjemność, a może chciał dać odstraszający przykład. Jednak bez wątpienia osiągnął inny efekt. Już w starożytności mówiono, że Konstantyn splamił się zbrodniami godnymi Nerona. A złośliwość historii sprawiła, że pierwszy cesarz prześladowca i pierwszy cesarz chrześcijanin mogą stanąć obok siebie. Jeden jednak uchodzi za potwora, drugi odbiera zaś cześć jako święty.
Trzynasty apostoł
Wkrótce po zdobyciu dominującej roli w świecie rzymskim hierarchia kościelna odeszła od propagowanego ubóstwa. Kościoły zamieniły się w kosztowne pałace, a biskupi w udzielnych książąt. Sprzeczność nauki Chrystusa z praktyką życiową rzucała się w oczy. Pycha niektórych hierarchów nie miała granic i to nie ostentacyjne bogactwo było najważniejsze. Biskup Atanazy z Aleksandrii, powracając z wygnania, dosiadł bardzo skromnego osiołka i otoczył się szpalerem wiernych, tak jak Chrystus wjeżdżający do Jerozolimy!
Trudno Konstantyna nazwać skromnym. Zachowane przekazy nie pozostawiają wątpliwości, że przykład szedł z dworu cesarskiego. W Rzymie ustawiono ogromny posąg imperatora, którego ocalałe fragmenty (głowa i stopa) dają wyobrażenie o wielkości monumentu. Wystawiono również łuk triumfalny - jeden z trzech zachowanych do naszych czasów. Ikonografia budowli nie pozostawia żadnych wątpliwości - cesarz szczycił się swoim zwycięstwem nad Maksencjuszem. A przecież wojna domowa była przez wieki tematem wstydliwym i unikano zewnętrznych przejawów triumfu. Juliusz Cezar po zwycięstwie nad Pompejuszem oficjalnie święcił triumf nad jego sprzymierzeńcami z krajów ościennych.
XIX-wieczna ikona św. Konstantyna w cerkwi Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim fot. Wikimedia Commons/Loraine
Cesarz starał się rozsławić własne imię wszelkimi sposobami. I jeden z nich okazał się wyjątkowo trwały. U schyłku panowania wybudowano nową stolicę państwa - nowy Rzym. Wybór padł na stare greckie Bizancjum leżące na pograniczu Europy i Azji. W ciągu kilku lat powstało ogromne miasto, któremu cesarz z właściwą sobie skromnością nadał własne imię. Wypadek bez precedensu w dziejach imperium, dotychczas nie budowano nowych stolic, a tym bardziej nie nazywano ich imieniem panującego.
Posągi, łuki, miasta mogą śmieszyć, ale następny przykład zakrawa już na bluźnierstwo. Władca przyjął chrzest dopiero na łożu śmierci, ale grobowiec dla siebie przygotował jednak wcześniej. W kościele Świętych Apostołów w Konstantynopolu ustawiono porfirowy sarkofag, wokół którego rozmieszczono 12 pustych grobów. Zamiar imperatora był czytelny: puste sarkofagi symbolizowały groby 12 apostołów. A cesarz sugerował, że był 13., tym najważniejszym apostołem, że uczynił dla religii więcej niż uczniowie Jezusa. I dlatego zarezerwował dla siebie centralne miejsce.
Nawrócony?
Po śmierci Konstantyna powstało wiele legend opisujących jego nawrócenie. Przed bitwą z Maksencjuszem Konstantyn rozkazał wymalować na tarczach swojej armii pewien symbol, który podobno widział we śnie na niebie poprzedniej nocy. Prawdopodobnie był to znak solarny znany od pokoleń na terenach śródziemnomorskich. Wyznawcą Słońca Niezwyciężonego był ojciec cesarza, a kult stał się popularny w armii rzymskiej. Podobnego symbolu używali chrześcijanie jako monogramu Chrystusa (litera X przecięta pionową kreską).
Cesarz zrezygnował z prześladowań wyznawców nowej religii. Przyniosło mu to znaczną popularność, a Konstantyn był zbyt wytrawnym politykiem, aby tego nie zauważyć. Od tej chwili można zaobserwować religijną dwuznaczność w postępowaniu cesarza. W tym duchu ustalono niedzielę jako dzień świąteczny. Był to tradycyjny dzień odpoczynku dla pogan (Dzień Słońca) i dzień świąteczny dla chrześcijan. 25 grudnia obchodzono Święto Narodzin Słońca, z datą narodzin Chrystusa były zaś problemy. Nic nie stało na przeszkodzie, aby 25 grudnia uznać również za dzień narodzin Chrystusa. Efekty cesarskiej polityki są widoczne do dziś.
Konstantyn zamierzał wykorzystać chrześcijaństwo do konsolidacji państwa, głosząc hasło: "Jedno państwo, jeden cesarz, jedna religia". Efektem poszukiwań wspólnego stanowiska dla wiernych było ustalone słynne credo nicejskie (zaczynające się od słów: "Wierzę w Boga"), będące po dziś dzień częścią składową liturgii w Kościele katolickim.
Ochrzczony został na łożu śmierci, zaledwie dwa dni przed zgonem. Kronikarze chrześcijańscy zgodnie twierdzili, że w następstwie tego faktu zrzucił cesarską purpurę i od tej chwili żył już wyłącznie dla spraw ducha. Tymczasem następnego dnia (dzień przed śmiercią) władca podpisał pewien interesujący dokument. Na jego mocy kapłani kultu rodziny panującej (a więc poganie) mieli być na zawsze zwolnieni od podatków i innych świadczeń. I to po raz kolejny potwierdziło eklektyzm religijny Konstantyna. Dla chrześcijan miał być apostołem, a dla pogan bogiem. Niewiara w nową religię? Nie, raczej twarde realia polityki...
Sławomir Koper, Historia do Rzeczy