Zamieszki w Kosowie
(PAP)
Aż 22 osoby zginęły, a około pięciuset zostało rannych! Taki jest -według ONZ - bilans wczorajszych zamieszek w Kosowie. Kilkunastu spośród rannych to żołnierze NATO-wskich sił pokojowych. Liczba ofiar rośnie, bo policja i wojska SFOR odnajdują kolejne w miarę jak odzyskują kontrolę nad terenami, na których starli się Serbowie z Albańczykami.
NATO postanowiło dzisiaj wysłać do Kosowa dodatkowych 150 żołnierzy, którzy w tej chwili stacjonują w Bośni. Poza tym - w pogotowiu czekają jeszcze dwie inne kompanie.
W związku ze środowymi zamieszkami, zamknięte jest lotnisko na przedmieściach stolicy Kosowa Prisztiny. Samoloty mogą tam lądować, ale żaden nie wystartuje.
Późną nocą sytuacja w Kosowie trochę się uspokoiła, ale od rana zamieszki wybuchły od nowa. Albańczycy podpalają serbskie domy i cerkwie. Serbowie nie pozostają dłużni. Spalono co najmniej jeden meczet.
W nocy żołnierze sił pokojowych ewakuowali Serbów z Prisztiny i okolic przewożąc ich do bezpieczniejszych miejscowości.
Oprócz tradycyjnej wrogości między Serbami i Albańczykami, bezpośrednią przyczyną zamieszek był fakt, że w Kosovskiej Mitrovicy utopiła się trójka albańskich dzieci. Natychmiast rozeszła się plotka, że to Serbowie, albo serbskie dzieci zepchnęły małych Albańczyków do rzeki Ibar dzielącą Mitrovice na dwie części – albańska i serbską.
Na wieść o zamieszkach w Kosowie, tysiące ludzi demonstrowało na ulicach serbskich miast. W Niszu i w Belgradzie podpalono meczety.
Właśnie w Niszu demonstranci krzyczeli: „Idziemy na Kosowo”, „Poderżnijmy gardła Albańczykom i niech szczezna marnie”.
Przy tak wielkim napięciu, blado wypadają apele ONZ i Unii Europejskiej wzywające do pokoju w Kosowie.