Zagadki sojuszników Leppera
Badając okoliczności tajemniczej śmierci Andrzeja Leppera, nie sposób pominąć jednego z najmniej znanych, za to najistotniejszego wątku afery przeciekowej – zagadkowych spotkań Ryszarda Krauzego, Janusza Kaczmarka i Janusza Maksymiuka u doktora Władysława R., przedstawianego jako założyciel Światowego Uniwersytetu Nowej Cywilizacji. O człowieku tym wiadomo niewiele, ale jedno jest pewne – interesował się nim polski kontrwywiad.
16.08.2011 | aktual.: 16.08.2011 16:08
Jak nas podsłuchiwano z tym Władkiem, to za przeproszeniem, jakby rozmawiało dwóch nawiedzonych. Ja na przykład Władka pytam: co przestrzeń mówi, czy z tym LiD-em (Lewica i Demokraci – przyp. aut.) to w ogóle wchodzić w grę? A on mówi: jeżeli chodzi o przestrzeń, to nie zrażaj do siebie LiD-u, ale nie wiąż się z nimi” – tak miały wyglądać rozmowy ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka z doktorem Władysławem R., specjalistą w zakresie medycyny niekonwencjonalnej, z którym przyjaźnił się od 30 lat.
Te rewelacje można było usłyszeć z ust samego Kaczmarka w programie „Superwizjer” z 2008 r. Dzięki programowi zrobiło się głośno o Centrum Medycyny Biologicznej, założonym i prowadzonym przez dr. R. W Centrum bywali regularnie Janusz Kaczmarek i Ryszard Krauze w charakterze – jak twierdzi żona byłego ministra – zwyczajnych pacjentów, spotykających się u lekarza tylko przypadkowo. Bywały tam także inne osoby, których losy dziwnie splatają się z liderem Samoobrony, wicepremierem Andrzejem Lepperem, i aferą przeciekową.
Dostrajanie rozstrojonych pacjentów
Co jeden z najbogatszych biznesmenów w Polsce i jeden z najbardziej wpływowych wówczas ministrów mogli leczyć w Centrum dr. R.? Jego gabinety ulokowane były w trzech ośrodkach: w Warszawie, Gdyni i w centrali – w małej miejscowości Rybno na Mazurach.
Poza naświetleniami modulowanymi falami pacjenci poddawani byli m.in. „dostrajaniu” do – jak to nazwał sam R. – „uniwersalnych praw czasu i przestrzeni”. „Na każdy okres i obszar obliczane są korekcyjne modulacje, które skutecznie eliminują każdą infekcję poprzez dostrojenie rozstrojonego pacjenta”.
Jednak jak na pacjentów Krauze i Kaczmarek zachowywali się dość osobliwie. Posiadali własne klucze do oddziału Centrum znajdującego się w mieszkaniu w jednej z gdyńskich kamienic. Przychodzili – jak twierdzą świadkowie nagrani przez reporterów – w odstępach półgodzinnych. Jeden z rozmówców dziennikarzy mówi wręcz: „Przez pierwsze lata Krauze niemal tu mieszkał”.
Co więcej, podczas prac sejmowej komisji ds. domniemanych nacisków wyszło na jaw, że w Centrum Medycyny Biologicznej w Gdyni w charakterze specjalistki ds. marketingu pracowała żona Janusza Kaczmarka, Honorata. To właśnie z jej zeznań wynika, że równie częstym co Krauze gościem w Centrum był minister Janusz Kaczmarek: przez pięć dni w tygodniu korzystał z Centrum Medycyny Biologicznej w Warszawie, natomiast dwa dni w tygodniu, w sobotę i niedzielę, miał korzystać – wraz z żoną – z zabiegów w Gdyni. Honorata Kaczmarek widywała Ryszarda Krauzego w gabinecie, w którym pracowała. Do tego gabinetu przychodził także jej mąż.
Kaczmarek przez długi czas twierdził, że miał okazję rozmawiać z Krauzem tylko parę razy na oficjalnych imprezach. Tymczasem świadek „Superwizjera” opowiada: „Tu się odbywały jakby zbiórki. Widziałem, jak sami sobie otwierali drzwi. Potem siedzieli w środku godzinę, może dwie”. Z jego słów wynika, że wspólne wizyty Kaczmarka i Krauzego w mieszkaniu Centrum Medycyny Biologicznej zaczęły się w 2004–2005 r. i stały się częstsze, gdy Kaczmarek został prokuratorem krajowym.
Te fakty stają się jeszcze bardziej ciekawe w zestawieniu z informacjami uzyskanymi przez „Gazetę Polską”. Wynika z nich, że funkcjonariusze naszych służb specjalnych zarejestrowali rozmowy telefoniczne prowadzone przez Władysława R. z Januszem Kaczmarkiem i Ryszardem Krauzem. Władysław R. mówił: „Numery na dziś to….” i tu padał ciąg cyfr. Co oznaczały te ciągi cyfr, nie wiadomo. Ale żaden z rozmówców dr. R. nie był zdziwiony. Owe „rozmowy” odbywały się w miarę regularnie.
Moskwa potwierdza odkrycie
Z oficjalnej notki Władysława R. wynika, że kończył studia na wydziale lekarskim Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Ale, co ustalili dziennikarze, na kilka lat przed aferą przeciekową stracił uprawnienia do wykonywania zawodu lekarza.
W nazwie założonego przez niego Centrum Medycyny Biologicznej pojawia się często dopisek „VIP Dostrojenie”. Skrót mylący, bo nie pochodzi z angielskiego, lecz od pierwszych liter rosyjskich słów „Wriemia i Prostranstwo”. Rosyjski jest tu nieprzypadkowy – żona Władysława R., Galina, jest Rosjanką. On sam uważa, że „język rosyjski w znacznie większej mierze niż pozostałe języki świata nosi cechy kosmicznego języka”.
Jak wynika ze stron internetowych lansujących kuriozalny new-age’owy dorobek Władysława R., jest on twórcą „syntezy starożytnej filozofii medycznej i najnowocześniejszych technologii”, a nawet fundamentów pod „uniwersalną kosmiczną medycynę, psychologię i filozofię”. A „odkrycie naukowe dr. R. zostało potwierdzone przez Wydział Chemii Moskiewskiego Państwowego Uniwersytetu Biotechnologii Stosowanej”.
Sam R. miał mówić w towarzystwie, że walory modulowanych fal świetlnych, które stosuje podczas zabiegów w swych gabinetach, poznał dzięki osiągnięciom medycyny rosyjskiej (poza Polską miał gabinety w Moskwie i w Hiszpanii). Naiwnym pacjentom, którzy u niego – jak u Kaszpirowskiego – szukają poprawy zdrowia, sprzedawał także jakąś tajemniczą wodę.
Jak zeznali pracownicy Centrum Medycyny Biologicznej, Władysław R. chwalił się, że jego żona Galina jest zatrudniona w Kancelarii Putina, który wówczas był prezydentem Rosji.
Teściowa z Rybna
Jeden z naszych rozmówców opowiedział „GP”, że Janusz Kaczmarek miał osobiście zachęcać rozmaite osoby, by skorzystały z usług doktora. Jedną z nich miał być poseł PiS Zbigniew Wassermann, wówczas zajmujący się służbami specjalnymi. Kaczmarek miał polecać Władysława R. również prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu pod kątem możliwości poprawienia zdrowia jego mamy, Jadwigi Kaczyńskiej. Żaden nie skorzystał z oferty. Za to Krauze zdołał zachęcić do odwiedzenia doktora ks. Henryka Jankowskiego.
Do gabinetu Władysława R. trafił – nie wiadomo za czyją namową – poseł Janusz Maksymiuk, prawa ręka lidera Samoobrony Andrzeja Leppera. Zdaniem Newsweeka, Maksymiuk bywał w Centrum częstym gościem. Władysława R. znał podobno także doradca Andrzeja Leppera Wiesław Podgórski, który w czerwcu br. popełnił samobójstwo.
Władysław R. mieszkał w Rybnie, tam gdzie znajduje się główne Centrum Medycyny Biologicznej. W tej samej miejscowości mieszkała teściowa byłego ministra spraw wewnętrznych. Janusz i Honorata Kaczmarkowie bywali w Rybnie, spotykając się przy okazji z Władysławem R.
Dlaczego ostrzegł
Władysław R. zakończył interesy w Polsce z dnia na dzień w sierpniu 2007 r., zaraz po wybuchu afery przeciekowej. Przypomnijmy, że chronologia zdarzeń – zdaniem ówczesnego kierownictwa prokuratury – wyglądała następująco: późną nocą na 40. piętrze hotelu Marriott minister Janusz Kaczmarek przekazał Ryszardowi Krauzemu ściśle tajną informację o planowanej następnego dnia akcji CBA, która miała złapać na gorącym uczynku wicepremiera Leppera przyjmującego łapówkę.
Wkrótce po wyjściu Kaczmarka u szefa Prokomu pojawia się jego znajomy, poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz. Poseł otrzymuje polecenie ostrzeżenia wicepremiera przed prowokacją CBA. Realizuje ją rano, składając wizytę Lepperowi w gmachu Ministerstwa Rolnictwa. Akcja CBA zostaje spalona.
Z wystąpienia byłego szefa ABW Bogdana Święczkowskiego przed komisją ds. domniemanych nacisków wiadomo, że szefostwo Agencji przyjęło hipotezę, iż Kaczmarek ostrzegł biznesmena o akcji CBA w kontekście wiążących się z przesileniem rządowym zagrożeń dla interesów Krauzego na giełdzie – tydzień później na parkiecie miała zadebiutować spółka Petrolinvest, powołana do sprowadzania ropy spoza Rosji – z Uzbekistanu, Kirgizji. Spółka była przedstawiana jako podmiot, który może wyprzeć założoną przez Rosjan J&S i uniezależnić nas od dostaw ropy z Rosji. Ale, jak wskazują stenogramy rozmów między Krauzem a Andrzejem Kuną, ujawnione przez tygodnik „Wprost”, ropa faktycznie miała pochodzić ze złóż od „federalnych”, co w slangu służb oznacza Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Przeciek, według tej hipotezy, zapobiegł przesileniu, a akcje spółki, za którą mają stać „federalni”, zyskały przebicie ponad 200 proc.
Władysław R. nie czekał na rozwój wydarzeń w Polsce i wyjechał do Hiszpanii. Prowadzący śledztwo w sprawie afery przeciekowej nie zdążyli go przesłuchać, choć miał być jednym ze świadków. Trzy ośrodki Centrum Medycyny Biologicznej zostały zamknięte. (...)
Anita Gargas, "Gazeta Polska"